Radio Białystok | Wiadomości Studio Suwałki | Władze sobie odpuściły - felieton Tomasza Kubaszewskiego
autor: Tomasz Kubaszewski
Takiej zimy w Suwałkach nie pamiętam. I to nie z racji wyjątkowo niskich temperatur, czy też potencjalnych, a jak się okazało - wydumanych problemów z ogrzewaniem mieszkań. Tę zimę wszyscy, nie tylko ja, zapamiętają z tego, co działo się na miejscowych ulicach i chodnikach.
Częstym problemem przy wyświetlaniu playera jest używanie Adblocka.
Dłuższe dźwięki na niektórych wersjach przeglądarki Chrome są ucinane.
Kumulacja nastąpiła w ostatnich dniach. Najpierw intensywne opady śniegu. Na ulicach, nawet w samym centrum, to co napadało, to i zostawało. Żadnego pługu, żadnej akcji. Podobnie zresztą jak i na chodnikach. Ludzie brnęli w śniegu i przewracali się na znajdującym się pod nim lodzie.
No a potem przyszła sobota i niedziela. A w sobotę i niedzielę człowiek jak wiadomo wypoczywa. Wszędzie - lodowisko. Ani śladu piasku, ani śladu jakichkolwiek działań.
I mniej więcej tak było w Suwałkach przez całą zimę. Pod koniec grudnia już o tym mówiłem, licząc że coś się zmieni. Zmieniło - na gorsze.
Władze miasta po prostu sobie odpuściły licząc zapewne, że jakoś to będzie. Bo przecież zima na tzw. polskim biegunie zimna to zaskoczenie, prawda?
Najpierw okazało się, że w związku z wojną na Ukrainie nie ma soli drogowej. To znaczny jest, ale bardzo podrożała, a białoruskie źródełko, skąd ją do tej pory brano, wyschło. W związku z tym władze wpadły na pomysł, że obniżą standardy zimowego utrzymania ulic. W 70-tysięcznym mieście nie ma obecnie ani jednej drogi w pierwszym lub w drugim standardzie. A te pozostałe rzeczywiście są takie, iż pozwalają na nicnierobienie.
Potem okazało się, że sprzęt, jakim dysponują miejscowe służby jest stary i niemal nieustannie się psuje. Nowego natomiast nikt nie zamierza kupić, bo drogi.
Do tego w sen zimowy zapadła straż miejska, gdyż przestała egzekwować to, czy właściciele nieruchomości odśnieżają i posypują czymkolwiek chodniki, czy nie. A przynajmniej efektów takich działań nie widać.
Jedyne, na co mogą liczyć mieszkańcy, to na wiosnę. Bo z całą pewnością nie na swoje władze.
Najlepiej byłoby w całej północno-wschodniej Polsce stworzyć ścisły rezerwat. Co się da - zalać wodą, wprowadzić wysokie kary za potrącenie łosia na jezdni i zakazać jakiejkolwiek dyskusji o wilkach pożerających, na razie, domowe zwierzęta.
Postępowa ludzkość wymyśliła, żeby w Warszawie radykalnie ograniczyć spożycie mięsa i nabiału. Pomyślałem - jeżeli chcą się katować, niech się katują. Nie mój cyrk, nie moje małpy.
Jak tam pojadę, najwyżej wezmę kanapki.
- Przeprosisz za Kurdej-Szatan? - zapytał za pośrednictwem poczty elektronicznej nieznany mi człowiek, z wrodzoną pewnym środowiskom kulturą osobistą.
Odpowiadam: nie mam najmniejszego zamiaru.
Takim osiągnięciem nie może pochwalić chyba żadne polskie miasto. Aż trzech augustowskich radnych straciło w ostatnich miesiącach mandaty w związku ze złamaniem zakazu prowadzenie działalności gospodarczej z udziałem majątku komunalnego. To w tym przypadku kilkanaście procent ustawowego składu miejskiego samorządu.
Czy ktoś jeszcze pamięta te wojny, jakie toczyły się także w naszym regionie o wiatraki? Choćby z dziesięć lat temu. Bywałem na takich gminnych sesjach, gdzie aż podłogi i sufity trzęsły się od emocji.