Radio Białystok | Wiadomości Studio Suwałki | Kiedyś to było, czyli z dziejów Suwalszczyzny - SB w hotelach
autor: Jakub Mikołajczuk
W okresie PRL-u wszystkie znaczące hotele na Suwalszczyźnie były inwigilowane przez Służbę Bezpieczeństwa. Stosowano pełny wachlarz technik operacyjnych z podsłuchami i przeszukiwaniami pokojów włącznie.
Działo się to przy współpracy niektórych osób z hotelowego personelu, który inwigilował nie tylko gości, ale też kolegów z pracy.
Przedmiotem zainteresowania byli obcy dyplomaci, rozluźnieni na wakacjach turyści, czy – niewierni małżonkowie.
Zdobyte w ten sposób "kompromateriały" pomagały szantażować osoby, po współpracy z którymi aparat represji najwięcej sobie obiecywał. Chodziło zwłaszcza o naukowców, prawników i ludzi kultury.
Nie każdy nadawał się na donosiciela SB. Funkcjonariusze skarżyli się w notatkach służbowych, że zatrudnione w hotelu PTTK w Augustowie kelnerki i pokojówki są mało dyskretne, lubią plotki i wciągnięcie ich do współpracy byłoby równoznaczne z rozniesieniem tej informacji po całym mieście.
Hotelami zajmowała się specjalna sekcja SB. W suwalskim Hotelu „Hańcza” byli nawet stali rezydencji. Agenturę nadzorowali tam między innymi Stanisław Michałowski, Jolanta Kaczmarek, czy Józef Murawko.
Między stałym rezydentem SB a agentami zewnętrznymi opracowano nawet specjalny język gestów. Gdy rezydent zachowuje się obojętnie – osoba przebywa w swoim pokoju. Czesanie włosów oznaczało wyjście figuranta z hotelu. Gładzenie brody – konieczność osobistego kontaktu z członkiem grupy obserwacyjnej, a mrugnięcie okiem i skierowanie wzroku na osobę – wskazywało podejrzanego.
Działania operacyjne prowadzono wobec ludzi podejrzanych o tak zwany pasożytniczy tryb życia, czyli stałe przebywanie w hotelu i jego barze oraz restauracji. Na co mogli pozwolić sobie właściwie tylko „cinkciarze” i prostytutki.
Inwigilowano pojawiających się też cyklicznie dyplomatów państw zachodnich. Za podejrzany uznano długi wieczorny spacer brytyjskiego dyplomaty David Scrowcrofta wokół zalewu Arkadia i ulicami Suwałk. Łączono to z rozpoznaniem topografii w czasie ćwiczeń wojsk Układu Warszawskiego w regionie.
Skrupulatnie notowano też na przykład nazwiska kobiet odwiedzających mieszkających w „Hańczy” Niemców z RFN, którzy zajmowali się montowaniem urządzeń w Zakładzie Płyt Wiórowych.
Szpiegowanie gości w hotelach Suwalszczyzny było w PRL normą. To, że nie udawało się kontrolować wszystkich wynikło wyłącznie z problemów technicznych i organizacyjnych, a nie z braku chęci.
(Tekst powstał w oparciu o opracowania dr. Jarosława Schabieńskiego dotyczące Służby Bezpieczeństwa na Suwalszczyźnie).