Radio Białystok | Wiadomości Studio Suwałki | Zastępca prezydenta Suwałk i dyrektor OSiR-u złożą w sądzie zeznania
Łukasz Kurzyna i Waldemar Borysewicz będą zeznawać w sprawie makabrycznego wypadku, jaki wydarzył się na stadionie Wigier w lipcu ubiegłego roku.
Decyzję o przesłuchaniu ich w charakterze świadków podjął sąd. Obaj będą pytani m.in.o to, dlaczego w tym samym czasie na stadionie trwały prace przy budowanie nowych ławek rezerwowych oraz turniej piłkarski drużyn młodzieżowych.
Podczas ostatniej, ubiegłotygodniowej rozprawy wyjaśnienia składał Henryk Barszczewski, inspektor nadzoru budowlanego, który roboty nadzorował z ramienia suwalskiego ratusza. Jak stwierdził, nie wiedział o tym, że tego samego dnia na boisku odbywały zarówno mecze, jak i prace budowlane. Gdyby było inaczej, budowa zostałaby wstrzymana. Ta kwestia pojawiała się przed sądem już wcześniej. Zeznania kierownika budowy — Przemysława L. sędzia odczytał na jednej z rozpraw.
Na spotkaniu prowadzonym przez zastępcę prezydenta miasta, powiedziałem, że nie jesteśmy w stanie kontynuować prac i dotrzymać terminu ich realizacji, gdyż na terenie obiektu prowadzone są rozgrywki piłkarskie. Wówczas zastępca prezydenta, zdziwiony tym faktem, zapytał przedstawicieli OSiR-u, jakie rozgrywki są tam prowadzone i dlaczego?
Zdaniem zarówno Przemysława L., jak i kolejnego z oskarżonych, właściciela firmy budowlanej Tomasza J., do wypadku nie doszłoby, gdyby nie zaniedbania ze strony pracowników Ośrodka Sportu i Rekreacji. Jeden z nich — Maciej Ch. również zasiada na ławie oskarżonych. Ale dyrektor ośrodka — Waldemar Borysewicz uważa zarzuty za bezpodstawne.
To był nieszczęśliwy zbieg okoliczności. Bardzo złe się stało, ale warunki atmosferyczne sprawiły, że w efekcie ta sprawa skończyła się tak, a nie inaczej. Z mojej wiedzy i orientacji, niezbyt dużej na tę chwilę, ponieważ nie zostałem zapoznany z aktami, wszystkie sprawy zostały dopełnione. Trudno mi w tym wszystkim widzieć winę pracowników OSiR-u - powiedział nam dyrektor.
1 lipca na stadionie Wigier silny podmuch wiatru przesunął przenośną ławkę rezerwowych wprost na pracującego w wykopie robotnika. Metalowy pręt zbrojeniowy wbił mu się prosto w twarz. Mężczyzna wprawdzie przeżył, ale nigdy zdrowia nie odzyska. Przebywa w hospicjum.