Radio Białystok | Wiadomości Studio Suwałki | Przyjechała wielmożna pani - felieton Tomasza Kubaszewskiego
autor: Tomasz Kubaszewski
Coś tu nie gra. Nie pojechali na urlopy na Wyspy Kanaryjskie, czy do Tajlandii, żeby uniknąć koronawirusa. W dodatku, mieli omijać wielkim łukiem regiony, gdzie wygrywał Andrzej Duda, nie kupować naszych ziemniaków, naszej marchewki i Bóg jeden wie, czego jeszcze.
Tymczasem na Suwalszczyźnie jest tylu turystów, ilu nie było tu od niepamiętnych czasów. Jedziesz w najbardziej ukryty nadwigierski zakątek, a tam nie ma gdzie koca rozłożyć, o zaparkowaniu samochodu nie wspominając. Rejestracje - głównie warszawskie. Pouciekali przed jednym tłokiem, żeby znaleźć się w drugim?
Do tego walą do rolników po jajka od kur, których nikt ponoć w klatkach nie zamyka, po mleko prosto od krowy i po sery własnej roboty. Ja to bym się nad tym głęboko zastanowił. Bo u nas, na tej suwalskiej wsi, to poglądy polityczne zasysa się z mlekiem krowy, proszę wielmożnej pani.
W pewnym barze w nadwigierskim Bryzglu podsłuchałem rozmowę turystów, jak się chwalili, z Warszawy. Właściwie to nie musiałem podsłuchiwać, bo - że się tak wyrażę - mówili pełnymi gębami, niezależnie od tego, czy jakieś kęsy zamówionych potraw tam się jeszcze znajdowały, czy nie. Wciąż bardzo mocno przeżywają wynik wyborów prezydenckich. Choć w Bryzglu specjalnie przeżywać nie muszą, bo dzięki dopisanym w ostatniej chwili do spisu wyborców turystom Rafał Trzaskowski tam akurat wygrał. Tyle, że gdyby głosowali wyłącznie stali mieszkańcy, to wynik byłby dokładnie odwrotny. Podobnie sytuacja miała miejsce w gminach Płaska, czy niektórych komisjach na terenie gminy Giby. Dobrze, że turyści władz lokalnych nam jeszcze nie wybierają.
- Musimy ich edukować - powiedziała w nadwigierskim barze o mieszkańcach regionów, w który wygrał Andrzej Duda kobieta w średnim wieku, najwyraźniej pobudzona kolejnym wypitym piwem.
- Nie edukować, tylko pacyfikować - wtrącił nieco młodszy mężczyzna. - Muszę wiedzieć, że są gorsi.
Co konkretnie miał na myśli, tego nie wyjawił.
Mnie najbardziej uderzyła swoboda tej dyskusji - jakby wokół nikogo nie było. A przecież to w sezonie turystycznym mocno oblegany bar.
Ciekaw jestem co by się stało, gdyby w jakiejś knajpie, powiedzmy w warszawskim Wilanowie, odbyła się podobna dyskusja, ale w drugą stronę. Edukować, czy pacyfikować? Kupować w IKEI, która wyrzuca pracowników za poglądy, czy nie kupować? Zaglądać do cenzurującego polskie gazety Empiku, czy nie zaglądać?
Ot, wielmożna pani się zdziwi, jak my tam do was przyjedziem... .