Radio Białystok | Wiadomości | Miłośnicy zwierząt nie zgadzają się z umorzeniem dochodzenia ws. psa, którego właściciel ciągnął za samochodem
Białostocki Odział Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami nie zgadza się z decyzją prokuratury, która umorzyła dochodzenie w sprawie brutalnego zabicia psa ciągniętego na lince za samochodem.
Do prokuratury wpłynęło zażalenie na postanowienie o niestwierdzeniu czynu zabronionego.
Chodzi o wydarzenia z jesieni ubiegłego roku, kiedy to wczesnym rankiem na jednym z rond w Białymstoku świadkowie zauważyli jak od ciemnego samochodu odrywa się linka z uwiązanym kilkunastokilogramowym psem. Policja dość szybko dotarła do kierowcy, któremu jednak nie postawiono zarzutów, bo wyjaśnił, że o niczym nie wiedział, a pies musiał sam się zaczepić za samochód.
Sprawa wzbudziła wiele kontrowersji, dlatego też prokuratura rejonowa Białystok-Północ próbowała kompleksowo wyjaśnić okoliczności zdarzenia. Między innymi przeprowadzono eksperyment procesowy, który wykazał, że teoretycznie było możliwe, że pies sam zaczepił się za elementy pojazdu. Kierowca badany był też wariografem. Ostatecznie śledczy uznali, że nie była to próba świadomego uśmiercenia zwierzęcia, ale splot wyjątkowo nieszczęśliwych okoliczności.
Z ustaleniami tymi nie zgadza się jednak Towarzystwo Opieki nad zwierzętami, które złożyło zażalenie na decyzję prokuratury. Wątpliwości obrońców praw zwierząt budzi między innymi brak ustaleń, za który dokładnie element samochodu pies był zaczepiony oraz to, czy nie zrobił tego ktoś postronny, niekoniecznie kierowca. Ostatecznie rozpatrzeniem zażalenia zajmie się sąd.
Nie było świadomej próby uśmiercenia zwierzęcia, lecz splot nieszczęśliwych okoliczności – uznała białostocka prokuratura i umorzyła dochodzenie, w którym badała okoliczności śmierci psa przez kilka kilometrów ciągniętego na lince za samochodem. Postanowienie nie jest prawomocne.
Białostocka prokuratura zleciła policji zebranie dodatkowych dowodów w sprawie okoliczności śmierci psa, który był przez kilka kilometrów ciągnięty na lince za samochodem. Właściciel zwierzęcia - kierowca tego auta - twierdzi, że doszło do nieszczęśliwego wypadku.
Bestialska i bezsensowna śmierć, czy może tylko nieprawdopodobny przypadek? Czy 32-letni mieszkaniec Białegostoku powinien odpowiedzieć za zabicie własnego psa, którego ciągnął za samochodem czy może - jak wyjaśnił to policji - wszystko stało się niechcący a on przez 6 kilometrów jazdy po mieście nie dostrzegł, że holuje bezbronne zwierzę, które zginęło w wyjątkowo bolesny sposób?
Białostocka prokuratura nie daje pełnej wiary wyjaśnieniom kierowcy, że zabił własnego psa nieświadomie ciągnąc go za samochodem.
Nie milkną głosy oburzenia wobec decyzji białostockiej policji dotyczącej 32-letniego białostoczanina, który miał zakatować własnego psa. Wytłumaczył policjantom, że zrobił to nieświadomie i niechcący.
Działacze białostockiego oddziału Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami chcą mieć wpływ na postępowanie dotyczące śmierci psa.
Policjanci uważają, że był to nieszczęśliwy wypadek, a nie celowe działanie. Białostoccy funkcjonariusze zatrzymali i przesłuchali kierowcę auta, do którego - na lince przyczepiony był pies.
Ciągnął zwierzę za samochodem - na lince zaczepionej za obrożę. Do zdarzenia doszło w sobotę (13.10) około 5 rano w centrum Białegostoku - na rondzie Lussy.