Radio Białystok | Felieton | Impas szczepionkowy - felieton Marka Gąsiorowskiego
W ostatnich dniach znowu głośno o Białymstoku. W ogólnopolskich telewizjach pokazują puste punkty powszechnych szczepień w mieście nad Białką. Obsługa medyczna owych punktów pomstuje, że może się zmarnować dużo dawek preparatu i zaprasza całą Polskę do siebie. Czy faktycznie w stolicy Podlasia i całym regionie ze szczepieniami jest tak źle, jak mówią w mediach, czy może jednak jest dużo lepiej? Nasze wojewódzkie statystyki na tle innych nie wyglądają wcale tak źle.
Jeśli popatrzymy na wspomniane statystyki, na pierwszy rzut oka wszystko idzie w dobrym kierunku. Uprawnionych do szczepienia w naszym regionie mamy ponad 960 tysięcy osób. Na Podlasiu wykonano już ponad 410 tysięcy szczepień. Niby z prostego rachunku wynika, że prawie 40 procent Podlasian nabyło już sporą odporność. Problem jednak w tym, że nie wiadomo czy wszyscy z tych ponad 410 tysięcy zaszczepionych przynajmniej jedną dawką w ogóle tu mieszkają. Od dłuższego czasu pojawiają się informacje, że po to, by przyjąć preparat, do Białegostoku przyjeżdżali i nadal przyjeżdżają ludzie z Warszawy, Gdańska i wielu innych wcale nie tak bliskich miast. Są uzasadnione podejrzenia, że mogą oni stanowić sporą grupę pośród zaszczepionych. Nikt tego dokładnie na dziś nie potrafi określić, czy to jest pięć, dziesięć czy może więcej procent. Konia z rzędem temu, kto dokładnie wskaże, jak daleko nam tu w krainie, lasów, bagien, rzek i jezior do odporności populacyjnej.
Nie pomogą na pewno w tym statystyki dotyczące samej pandemii. Wiemy na pewno, że z grupy testowanych osób blisko 70 tysięcy Podlasian przeszło chorobę wywołaną wirusem SARS-CoV-2. Nie wiemy, ile osób chorowało bezobjawowo. I co najważniejsze nie wiemy, ile z tych osób z obu grup ma jeszcze przeciwciała. Pandemia trwa już ponad rok i nawet po przechorowaniu po pewnym czasie odporność słabnie. Czy daleko nam, czy blisko do tej populacyjnej odporności - tego nie wie nikt.
By rozwiać wszelkie wątpliwości i dać wirusowi odpór najprościej byłoby się zaszczepić. Tymczasem w punktach powszechnych szczepień nie tylko w Białymstoku, ale i w innych miastach Podlasia szału nie ma. Szczepionki leżą w chłodziarkach, a medycy czekają na pacjentów. Nie doszliśmy nawet do półmetka, a już mamy zadyszkę. Czyżby aż tylu z nas podzielało poglądy foliarzy, płaskoziemców czy antyszczepionkowców? Oby nie. Cała nadzieja w tym, że opornych da się przekonać argumentami. Na pewno przy szczepieniach w zakładach pracy oporni być może otrzymają zachęty albo pracodawcy, chcąc mieć zdrową i mobilną załogę, poddadzą przeciwników szczepień presji. W odwodzie jest jeszcze paszport covidowy. Unia Europejska chce go wprowadzić do końca czerwca. Zaszczepieni będą mieli dużo łatwiej i na pewno taniej przy zagranicznych podróżach. Odpadnie obowiązek przedstawiania aktualnych testów na SARS-CoV-2, a one nie są tanie.
Jeśli ktoś uważa zgodnie z popularnym w mediach społecznościowych memem, że skoro my tu na Podlasiu pijemy bimber i jemy śledzie i dzięki temu jesteśmy silni jak niedźwiedzie, że przez to łatwiej ugryźć się w lędźwie niż złapać wirusa, może się srodze zawieść. Wirus tylko czeka na takich delikwentów i na pewno im nie odpuści.