Radio Białystok | Wiadomości | Przed sądem w Białymstoku zapadł prawomocny wyrok 6,5 roku więzienia za oszustwa metodą "na wnuczka"
6,5 roku więzienia i obowiązek naprawienia szkody osobom, które straciły pieniądze - taki prawomocny wyrok zapadł w czwartek (23.09) przed Sądem Apelacyjnym w Białymstoku w procesie mężczyzny oskarżonego o działanie w grupie przestępczej dokonującej oszustw metodą "na wnuczka".
Apelacje składały obie strony - sąd uznał je za bezzasadne
Apelacje składały obie strony, ale sąd odwoławczy uznał je za bezzasadne. Obrona chciała uniewinnienia, ewentualnie uchylenia wyroku i zwrotu sprawy do pierwszej instancji lub kary możliwie niższej. Prokuratura uważała wyrok za zbyt łagodny, wnioskowała o karę 9 lat więzienia.
Sąd zajmował się oszustwami sprzed kilkunastu lat; trzech członków grupy już 10 lat temu zostało prawomocnie skazanych - w tym procesie byli świadkami. Oskarżonego 44-latka dopiero w 2019 r. zatrzymano w Wielkiej Brytanii i na podstawie ENA przekazano do Polski. Mężczyzna narodowości romskiej jest recydywistą, był w przeszłości karany również za oszustwa. W Polsce nie ma stałego miejsca zamieszkania, nie ma zawodu, od przewiezienia do Polski jest tymczasowo aresztowany.
Grupa działała w różnych miastach Polski
Według ustaleń śledztwa, grupa działała w różnych miastach Polski w identyczny sposób, w jednym miejscu jej członkowie przebywali od jednego do dwóch dni. Wytypowana z książki telefonicznej osoba, która - w ocenie przestępców - powinna być w podeszłym wieku, była przez nich przekonywana, że dzwoni np. jej wnuk, który ma pilną potrzebę finansową.
Zmieniony głos, inny niż wnuka, rozmówca tłumaczył najczęściej chorobą. Potem mówił, że po pieniądze przyjdzie jego kolega. Starsi ludzie oddawali oszustom oszczędności wielu lat, likwidując nawet lokaty w bankach. Dopiero po fakcie sprawdzali, czy bliscy rzeczywiście wysyłali kogoś po pieniądze. Poszkodowani to m.in. mieszkańcy Białegostoku, Ostrowa Wielkopolskiego, Augustowa, Sanoka i Lublina.
Pokrzywdzone działalnością oszustów (dokonane przestępstwa lub usiłowania) były 22 kobiety, do których w 2008 r. przestępcy dzwonili podając się za osobę z bliskiej rodziny. Wyłudzone od poszczególnych osób kwoty wahały się od 4 tys. zł do 21 tys. zł.
Przestępcy wpadli w Lublinie, gdy jedna z kobiet, którą chcieli oszukać, zawiadomiła policję. W 2011 roku zapadły prawomocne wyroki wobec trzech zidentyfikowanych i zatrzymanych oszustów; sąd skazał ich na kary od 1,5 roku oraz 5 lat więzienia, mieli też obowiązek naprawienia szkód w całości.
Czwarty z członków tej grupy ukrywał się, poszukiwany był przez wiele lat na podstawie Europejskiego Nakazu Aresztowania. W 2019 roku udało się go zatrzymać w Wielkiej Brytanii; przekazanie go do Polski pozwoliło zakończyć śledztwo.
Prokurator domagał się dla niego 9 lat więzienia i ponad 22 tys. zł grzywny, do tego obowiązku naprawienia szkody w całości. Obrona chciała uniewinnienia. Białostocki sąd okręgowy skazał go na 6,5 roku więzienia, zobowiązał też (w niektórych przypadkach solidarnie ze skazanymi już wcześniej) do naprawienia szkody finansowej osobom, które przed laty zostały oszukane. Przypisano mu piętnaście takich oszustw plus cztery usiłowania.
Sąd Apelacyjny w Białymstoku wyrok ten w czwartek utrzymał w mocy. Kara nie jest ani rażąco łagodna, ani rażąco surowa - mówiła w ustnym uzasadnieniu wyroku sędzia Alina Kamińska.
Podkreślała, że dowodów obciążających skazanego, który w grupie zajmował się logistyką (np. wskazywał miejsca odbioru pieniędzy) było w tym procesie "aż nadto", ich wymowa była "jednoznaczna, wręcz porażająca i bezdyskusyjna". Zwróciła też uwagę, że w ostatnim słowie na rozprawie odwoławczej mężczyzna prosił o łagodny wymiar kary, czyli niejako sam do przestępstw się przyznał.
Sąd zwracał uwagę na społeczny wymiar przestępstw
Sąd zwracał uwagę na społeczny wymiar przestępstw, których dopuszczała się grupa oszustów. Sędzia Kamińska przyznała, że sprawa może wyglądać na typową, podobną do tych, z jakimi sądy mają do czynienia na co dzień. Ale zwracała uwagę, że dotyczyła ona przestępstw z 2008 roku. "Nikt, żaden sprawca nie może czuć się bezpieczny i liczyć na bezkarność, li tylko z powodu upływu czasu" - mówiła.
Podkreślała, że przestępstwo opierało się na bezwzględnym, cynicznym wykorzystaniu zaufania i wiary starszych osób w drugiego człowieka. Oceniła, że ten rodzaj oszustw stał się już "zjawiskiem społecznym", a samo określenie "metoda na wnuczka" weszło do codziennego języka. Sędzia Kamińska mówiła, że ten sposób działania oszustów jest "nadal aktualny" i nadal ich ofiarami padają starsi ludzie, jedynie metody działania ulegają modyfikacji np. do metody "na policjanta".
Podkreślała rolę mediów w nagłaśnianiu takich spraw. "Chodzi o uczulenie opinii publicznej na ten rodzaj przestępczości. Każdy z nas, nie tylko osoby starsze, które są szczególnie w kręgu zainteresowania sprawców tego rodzaju przestępstw, powinien z wyjątkową ostrożnością i nieufnością podchodzić do telefonów, informacji przekazywanych drogą mailową czy smsową, które kreują taką rzeczywistość, która wymagałaby naszego zaangażowania" - mówiła sędzia Kamińska.
Nawiązując do apelacji prokuratury mówiła, że każdego oskarżonego trzeba rozliczać indywidualnie, a sama nagminność oszustw metodą "na wnuczka" nie może być argumentem za zaostrzeniem kary.(PAP)