Radio Białystok | Wiadomości | Zakończył się proces ws. wybuchu w pasażu handlowym przy ul. Warszawskiej w Białymstoku
Kar po roku więzienia w zawieszeniu i obciążenia kosztami procesu chce prokuratura w procesie dwóch mężczyzn, oskarżonych w związku z podłożeniem i eksplozją urządzenia wybuchowego w jednym z pasaży handlowych w mieście. Wyrok ma być ogłoszony za dwa tygodnie.
W środę (22.09) Sąd Rejonowy w Białymstoku zamknął przewód sądowy, a strony wygłosiły mowy końcowe. Obrońca jednego z oskarżonych chce uniewinnienia, drugiego - możliwie łagodnego wyroku przy założeniu, że kara proponowana przez prokuratora jest zbyt surowa.
Nikt nie został ranny, ale wybuch mógł zagrażać życiu ludzi
Sąd rejonowy wyjaśnia okoliczności eksplozji wywołanej z użyciem prymitywnego urządzenia wybuchowego; doszło do niej trzy lata temu w pasażu handlowym w centrum Białegostoku. Nikt nie został ranny i nie było poważniejszych strat materialnych, nie była konieczna ewakuacja pracowników czy klientów.
Według Prokuratury Rejonowej Białystok-Północ, która w śledztwie posiłkowała się opiniami biegłych, eksplozja mieszaniny pirotechnicznej w połączeniu ze znajdującymi się w pobliżu butelkami z łatwopalną substancją byłaby jednak - gdyby doszło do pożaru - dużym zagrożeniem dla ludzi i mienia.
Ostatecznie zarzuty sprowadzenia bezpośredniego niebezpieczeństwa eksplozji, której skutki zagrażały zdrowiu i życiu ludzi oraz mieniu usłyszeli pracownik sklepu komputerowego w tym pasażu i administrator budynku. W ocenie śledczych, oskarżeni działali wspólnie i w porozumieniu.
W urządzeniu wybuchowym były m.in. petardy i benzyna
Według aktu oskarżenia, pierwszy z nich na zlecenie drugiego przygotował ładunek wybuchowy, składający się m.in. z petard, dwóch plastikowych butelek wypełnionych benzyną, włącznika elektrycznego i transformatora. To administrator miał ów ładunek zdetonować zdalnie ze swojego pomieszczenia. Doszło do wybuchu petard i było zagrożenie zapłonu benzyny, co ostatecznie nie nastąpiło.
Pracownik sklepu przyznał się do winy
Na początku procesu 37-letni pracownik sklepu przyznał się do zarzutu, wyraził skruchę, przepraszał. Twierdził, że ładunek przygotował na prośbę drugiego z oskarżonych; dostał za to 300 zł, które miały pokryć koszty. Drugi z oskarżonych zaprzecza, by miał z tym jakikolwiek związek. Prokuratura uważa jednak, że 67-latek chciał - poprzez pozorowany "zamach" - wzbudzić zainteresowanie sobą i współczucie u użytkowników pasażu, skarżących się na sposób, w jaki administruje on lokalami w tym budynku.
W lutym sąd zdecydował, że chce zapoznać się jeszcze z aktami sprawy karnej, dotyczącej zarzutów m.in. podrabiania faktur przez młodszego z oskarżonych. Materiały tej sprawy zostały włączone; zapadł tam nieprawomocny wyrok skazujący, ale obrona zapowiada apelację.
Prokuratura uważa zarzuty za udowodnione, w tym to, iż oskarżeni działali w porozumieniu. Chce takich samych kar dla obu - po roku więzienia w zawieszeniu na dwa lata oraz poniesienia przez obu mężczyzn kosztów procesu.
Obrońca administratora budynku mec. Mariusz Truszkowski uważa, że jego klient został "wmanewrowany" w całe zdarzenie i nie ponosi za nie żadnej odpowiedzialności. "Trudno jest mówić o oskarżeniu człowieka bez jakichkolwiek dowodów" - mówił w mowie końcowej. Przedstawił stanowisko, wedle którego to właśnie administrator miał być poszkodowanym w wybuchu, a motywem drugiego z oskarżonych była chęć wyłączenia administratora z obowiązków i dostęp do dokumentów w jego posiadaniu związanych z działalnością pasażu, w tym do podrobionych faktur - dowodów w drugiej sprawie. Obrońca sugerował, że celem całej akcji było pozbycie się tych dokumentów.
To nie był ładunek wybuchowy, a petardy hukowe, zamiarem nie był pożar, zniszczenie budynku czy spowodowanie obrażeń u administratora - mówiła tymczasem obrońca oskarżonego pracownika Urszula Dubieniecka-Kiszło. Zwracała uwagę, że jej klient przyznał się, ale do działania wspólnego z administratorem, prosiła o wyrok z nadzwyczajnym złagodzeniem kary.
"Panowie porozumieli się w kwestii podłożenia tego ładunku, natomiast na pewno celem ich działania nie było spowodowanie jakichkolwiek szkód" - mówiła mec. Dubieniecka-Kiszło. Poinformowała też, że jej klient porozumiał się ze wspólnotą właścicieli lokali w pasażu, iż będzie tam - nieodpłatnie wykonywał prace remontowe i pomaluje pomieszczenie, gdzie doszło do wybuchu.