Radio Białystok | Wiadomości | W Białymstoku zakończył się proces w sprawie śmierci dziecka porażonego prądem
Przed Sądem Rejonowym w Białymstoku zakończył się w czwartek proces 65-letniego mężczyzny oskarżonego m.in. o nieumyślne spowodowanie śmierci 10-miesięcznego dziecka. Prokuratura domaga się roku więzienia w zawieszeniu na dwa lata, obrona - uniewinnienia.
Do tragicznego wypadku doszło w czerwcu 2017 r. Prąd poraził raczkujące dziecko w mieszkaniu, które wynajmowała jego rodzina. W przedpokoju dotknął, jak się okazało, niezabezpieczonych i pod napięciem przewodów elektrycznych dzwonka, który znajdował się nieco nad podłogą. W stanie bardzo ciężkim dziecko trafiło do Dziecięcego Szpitala Klinicznego w Białymstoku. Zmarło dwa tygodnie później.
Instalacja elektryczna była wykonana nieprawidłowo
Według ustaleń prokuratury, opartych na opiniach biegłych, mieszkanie zostało wynajęte przez właściciela domu, mimo że instalacja elektryczna była wykonana nieprawidłowo, w złym stanie i wymagała pilnego remontu, bo w różnych częściach nieruchomości znajdowały się elementy stwarzające zagrożenie porażeniem prądem, m.in. gniazdka, które wypadały ze ścian.
Właściciel domu odpowiada nie tylko za niemyślne spowodowanie śmierci dziecka, ale też za nieumyślne narażenie kilku kolejnych osób na ciężkie obrażenia, a nawet utratę życia w związku ze stanem instalacji elektrycznej w domu. Oskarżony nie przyznaje się do zarzutów.
W czwartek przed Sądem Rejonowym w Białymstoku po przesłuchaniu biegłego w sprawie instalacji dzwonka elektrycznego sąd zakończył rozprawę.
Strony wygłosiły mowy końcowe
Prokuratura domagała się roku więzienia z warunkowym zawieszeniem na dwa lata, zobowiązania do przeproszenia pokrzywdzonych i zadośćuczynienia w wysokości 15 tys. zł. Jak mówił prokurator Jerzy Kamiński, osoba odpowiedzialna za śmierć dziecka powinna ponieść "stosowną karę".
Mówił, że na oskarżonym mężczyźnie jako właścicielu spoczywała odpowiedzialność za mieszkanie, np. za przeprowadzenie remontów, a nie na osobie wynajmującej.
To nie jest tak, że jeśli dom został przyjęty do użytkowania, to na właścicielu nie ciąży obowiązek, żeby to mieszkanie było w należytym stanie, a w szczególności nie zagrażało innym osobom
– podkreślał Kamiński.
Dodał, że kobieta wynajmująca mieszkanie zgłaszała problemy z instalacją elektryczną, a właściciel miał na to nie reagować, dlatego – w jego ocenie – mężczyzna jest odpowiedzialny za śmierć dziecka, a także za nieumyślne narażenie pozostałych osób.
Obrona domaga się uniewinnienia
W ocenie obrońcy Rafała Goździewskiego brakuje podstaw do zarzucenia oskarżonemu tych czynów, a także związku przyczynowego między śmiercią dziecka a zachowaniem oskarżonego.
Mówił, że mylnym jest wyobrażenie, że to na właścicielu lokalu spoczywa obowiązek zapewnienia, by np. instalacja elektryczna musiała być sprawna. Przytoczył podstawę prawną, według której to na najemcy lokalu spoczywa obowiązek napraw i utrzymania w dobrym stanie instalacji elektrycznej. Powołał się na przepisy kodeksu cywilnego, ustawy o ochronie praw lokatorów, gdzie jest mowa – jak przytoczył – "o nakładaniu obowiązku na najemcy lokalu, a nie na właścicielu budynku, właśnie w zakresie dokonywania drobnych nakładów w czasie trwania najmu".
Obrońca mówił też, że oskarżony nie miał świadomości, że ta instalacja działa źle, otrzymał dokument, że można użytkować to mieszkanie. Obrona podnosiła też, że w zeznaniach pokrzywdzonych jest wiele rozbieżności, m.in. kiedy dzwonek został wyrwany. Dlatego – jak mówił Goździewski – nie można winą za to obarczyć oskarżonego.