Radio Białystok | Wiadomości | Sąd rozpoznał apelacje w procesie o oszustwo przy wymianie rubli
Przed Sądem Apelacyjnym w Białymstoku zakończyło się w czwartek (6.09) postępowanie odwoławcze w procesie dwóch mężczyzn oskarżonych o oszustwo przy wymianie dużych kwot rubli białoruskich na euro. Obywatele Białorusi mieli na tym stracić równowartość 440 tys. zł.
W styczniu białostocki sąd okręgowy nieprawomocnie orzekł kary 6,5 i 5 lat więzienia oraz grzywny dla dwóch oskarżonych mieszkańców Jeleniej Góry. Zdecydował też, że mają oddać poszkodowanym Białorusinom równowartość straconych przez nich rubli.
Wyrok w piątek (7.09)
Obrońcy oskarżonych chcą w tej sprawie uniewinnienia lub łagodniejszej kary; oskarżyciel posiłkowy kar surowszych, bo po 12 lat więzienia, zaś prokuratura - utrzymania wyroku sądu I instancji. Orzeczenie sądu apelacyjnego - w piątek.
Akt oskarżenia w tej sprawie obejmuje jedno usiłowanie i dwa dokonane oszustwa, które miały miejsce w 2014 r. i 2015 r. w Białymstoku i Ostrowi Mazowieckiej. Białorusinom dawano do policzenia prawdziwe banknoty, ale potem dostawali w reklamówce pocięte kartki papieru.
Według prokuratury, scenariusz przestępstwa był zawsze taki sam: zaczynał się od składanych turystom ze Wschodu, np. w białostockich galeriach handlowych, propozycji kupna od nich dużych kwot białoruskich rubli. Zachętą był proponowany korzystny kurs euro, dający około 10 proc. zysku w stosunku do obowiązującego akurat przelicznika bankowego.
Pliki pociętego, malowanego kredkami papieru zamiast pieniędzy
Żeby zdobyć zaufanie, z każdym chętnym przeprowadzano od jednej do kilku mniejszych transakcji, które nie wzbudzały podejrzeń. Gdy kwota miała być już duża, oszust korzystał ze spreparowanej torby foliowej z dwiema komorami. Jedna miała dno i w niej znajdował się, wyglądające jak pliki banknotów, pocięty, malowany kredkami papier, czasem obłożony z obu stron z pojedynczymi banknotami euro.
Druga komora dna nie miała - kiedy oszust podawał pieniądze do przeliczenia i wkładał je do torby przewieszonej przez ramię, pliki euro wpadały na dno torby, a kontrahenci dostawali do rąk zwiniętą reklamówkę z pociętym papierem.
Prokuratura chciała w tej sprawie kar 5 lat i 3,5 roku więzienia i obowiązku naprawienia szkody. Pełnomocnik oskarżyciela posiłkowego wnioskował o karę dużo surowszą - 12 lat więzienia i taki wniosek ponowił w swojej apelacji.
Oszustwo jak w filmie
Obrońcy generalnie kwestionują ustalenia sądu okręgowego. Uważają, że było w tej sprawie wiele wątpliwości, a ten sąd - wbrew regułom rządzącym procesem karnym - nie rozstrzygnął tych wątpliwości na korzyść oskarżonych. W wystąpieniach końcowych adwokatów padały słowa m.in. o "myleniu fikcji literackiej z życiem", nawiązując do scenariusza filmu "Sztos", czy braku jednoznacznych dowodów na to, jaka rzeczywiście była kwota, którą stracił jeden z oszukanych Białorusinów.
Oskarżonych na rozprawie odwoławczej nie było, był za to cudzoziemiec, który stracił pieniądze. Jak mówił przed sądem, do tej pory żaden z oskarżonych nie zaproponował mu spłaty choćby części. On, żeby rozliczyć się na Białorusi z osobami, od których pożyczył pieniądze, żeby w Polsce korzystnie zamienić ruble na euro i na tym zarobić, musiał sprzedać dom.