Radio Białystok | Felieton | Łańcuszek św. Antoniego, czyli nie dajmy się nabrać
Nasze radio zostało zaatakowane z dwóch stron niemal jednocześnie. Ten atak to dwie pękate koperty zawierające w sumie ponad 60 kartek z niemal identycznym tekstem rozpoczynającym się od słów „w odpowiedzi na apel kontynuujemy rozpowszechnianie listu ciężko chorego dziecka…”.
Wątpliwości pojawiają się jednak, kiedy próbujemy odnaleźć ten apel.
Jedynym jego śladem jest właśnie to powielane bezrefleksyjnie pismo przewodnie z informacją, że marzeniem owego mitycznego dziecka jest trafienie do Księgi Rekordów Guinnessa na najdłuższy łańcuch listów nieprzerwanie przekazywany z jednej instytucji do kolejnych. A tych kolejnych ma być dziesięć.
Zwykły kalkulator wystarczy, aby sprawdzić, że przy dziesiątym rozesłaniu powinno trafić do… miliarda adresatów. To tysiąc milionów. Mamy tyle instytucji?
Prawdopodobnie nie wszyscy spełniają to tzw. marzenie chorego dziecka, ale z liczby kopii, które nadesłano do radia wynika, że przez ostatni rok hula sobie ten „łańcuszek” (bo trudno to inaczej nazwać) po dziesiątkach instytucji. I są to nie tylko szkoły, placówki kultury, opiekuńczo-wychowawcze czy ośrodki pomocy społecznej. Wśród stempli ochoczo umieszczanych w nagłówku można znaleźć także np. szpitale, urzędy samorządowe, komendy strażackie i policji, a nawet prokuratury. A każda taka pieczątka i podpis stają się dodatkowym gwarantem ważności tego przesłania.
Naprawdę nie mają w tych instytucjach nic lepszego do roboty niż bezmyślne spełnianie marzeń, o których dowiedzieli się tylko od innej instytucji? I nie znają ani imienia tego „chorego dziecka”, ani jego płci, ani kraju pochodzenia. Ani czy kiedykolwiek w ogóle istniało.
A prawdopodobnie obecne pisma to w dziwny sposób zdeformowana prośba młodego Brytyjczyka sprzed 40 lat. Chory na nowotwór mózgu chłopiec chciał otrzymać jak największą liczbę kartek z życzeniami z całego świata. A że portali społecznościowych wówczas nie było, a Internet dopiero raczkował, informacja taka najszybciej kolportowana była właśnie pocztą przez instytucje. Dzięki nim otrzymał z całego świata ponad 350 mln życzeń i pozdrowień, a skala odzewu sprawiła, że jego adres domowy otrzymał nawet własny kod pocztowy. Niestety, zmarł prawie 5 lat temu podczas pandemii covidu na zapalenie płuc.
Ale zdeformowana forma tej akcji – jak widać – nawet po kilkudziesięciu latach ma się w Polsce jeszcze całkiem nieźle. Jedno pismo, które nadeszło na adres Radia Białystok datowane jest na ostatnie dni ubiegłego roku, drugie podpisane i rozesłane zostało niespełna dwa tygodnie temu. A wśród dziesięciorga jego adresatów są firmy nie tylko z podlaskiego, ale także z innych części Polski. Jest więc duża szansa, że ten „pocztowy wirus” trafi na zupełnie nowe podłoże, gdzie dalej będzie się pięknie rozwijał.
Na szczęście są i takie ogniwa w tym „łańcuszku”, gdzie praktykowana jest zasada ograniczonego zaufania, nawet do szacownych nazw nadawców i urzędowych stempli.
I w tych miejscach ten nieszczęsny apel zostaje przerwany, tak jak teraz w Radiu Białystok.