Radio Białystok | Felieton | Wsparcia na sport nie będzie - felieton Marka Gąsiorowskiego
Nie milkną echa deklaracji prezydenta Białegostoku, dotyczącej finansowania zawodowego sportu z budżetu miasta. Wsparcia nie będzie - powiedział na ostatniej sesji rady miasta prezydent Tadeusz Truskolaski, a zawodowcy zarabiają za dużo i nie będziemy tego wspierać. Skutki tej decyzji białostocki sport już odczuwa i niestety jeszcze długo będzie odczuwał. O ile jakiś zawodowy sport w Białymstoku się uchowa. Komentuje Marek Gąsiorowski.
O ile intencje prezydenta Tadeusza Truskolaskiego wydają się jasne i łatwo je zrozumieć, bo mamy kryzys i musimy szukać oszczędności, to już sama forma załatwienia sprawy świadczy o fatalnym zarządzaniu kryzysem. Dlaczego? Dlatego, że z wieloma sportowymi organizacjami władze miasta kooperowały od lat. I udało się wspólnie coś zbudować. W budżecie były pieniądze i przy skromnym otoczeniu gospodarczym środki z tego źródła dawały białostockim klubom szanse na pokazanie się w Polsce i to niekiedy z bardzo dobrym skutkiem. Pewny wydawałoby się partner z dnia na dzień powiedział, że kasy nie da. Moim zdaniem deklaracja padła przedwcześnie. Nie wiadomo jakie będą finansowe skutki pandemii – być może srogie, być może takie, że da się to wszystko jakoś przetrwać. Prezydent taką stanowczą i nagłą deklaracją już pozbawił niektórych szans na przetrwanie, nie czekając na nic.
Podam przykład. Włodarze Białostockiej Akademii Siatkówki przez 10 lat budowali zespół od podstaw. Od adepta do seniora. Wreszcie udało się osiągnąć ważny sportowy cel – awans do I ligi. Władze miasta przez lata działania BAS-u wspierały, ale w kluczowym momencie tego wsparcia zabrakło. Zero pieniędzy! To oznacza, że w BAS-ie nie będzie nie tylko I ligi, nie będzie męskiej siatkówki w ogóle na poziomie seniorskim. Te wszystkie dotacje, które były do tej pory, jednym słowem prezydenta zostały wyrzucone w błoto, bo taki skutek niosą za sobą pańskie decyzje Panie prezydencie!
W swojej deklaracji prezydent Truskolaski oświadczył, że niektórzy zawodowcy zarabiają po 80 tys. złotych miesięcznie i budżet miasta nie będzie tego wspierał. Miał na myśli Jagiellonię. Tylko że to nie Jagiellonia dyktuje warunki płac a sportowy rynek. Płacisz mniej niż inni - wypadasz z gry. Budżet miasta wspierał przez lata Jagę, w momencie kryzysu Jaga została sama i tu też trudno będzie o utrzymanie tego, co wypracowano przez lata, o koszykarzach i tenisistach nie ma co nawet wspominać, oby przetrwali.
Można było to wszystko inaczej załatwić. Po pierwsze, poczekać i zobaczyć czym dla budżetu obecna sytuacja się skończy. Z góry wiadomo było, że tyle pieniędzy co wcześniej na zawodowy sport w najbliższym czasie nie będzie. Warto było zrobić rozeznanie na ile strat finansowych kluby mogą sobie pozwolić, jakie rozwiązania zaproponują sportowe związki, organizatorzy rozgrywek i wspólnie szukać sposobów na przetrwanie. Być może udałoby się znaleźć rozsądne wyjście. Ale Tadeusz Truskolaski w takie niuanse się nie bawił. Jak widać z punktu widzenia doktora habilitowanego nauk ekonomicznych - budżet, to tylko liczby po stronie winien i ma. To, że czyjaś praca zostanie zniweczona - nie ma znaczenia. Ważne, żeby słupki się zgadzały.
Zupełnie inaczej myślą włodarze Tychów, Gorzowa Wielkopolskiego, Lublina. Z ich perspektywy kluby, to nie tylko sport i reklama - to także miejsca pracy. I tam nikt nie ma zamiaru zmniejszać funduszy na sport. W dobie kryzysu, kiedy władze centralne i lokalne starają się szukać różnych kół ratunkowych dla tych potrzebują pomocy, Tadeusz Truskolaski już dawno popłynął w swoją stronę zostawiając białostocki sport na pastwę losu.