Radio Białystok | Wiadomości | Proces Białorusinów oskarżonych o handel narkotykami przez internet
Przed Sądem Okręgowym w Białymstoku rozpoczął się w poniedziałek (17.03) proces dwóch Białorusinów oskarżonych o działalność w zorganizowanej grupie przestępczej i internetowy handel narkotykami. Jeden z cudzoziemców przyznaje się, drugi zaprzecza, by brał udział w tych przestępstwach.
Białostocka prokuratura okręgowa oskarżyła obu Białorusinów o to, że w latach 2023-2024 przez pół roku brali udział w obrocie znacznymi ilościami środków odurzających i substancji psychotropowych. Według ustaleń śledczych, odbierali oni przesyłki z narkotykami, następnie ważyli je, dzielili na mniejsze porcje i rozsyłali indywidualnym i hurtowym odbiorcom, którymi byli przeważnie cudzoziemcy ze Wschodu. Kontakt obu stron odbywał się przez internet, zamówienia były rozsyłane systemem przesyłek pocztowych.
Oskarżeni nie przyznają się do działania w zorganizowanej grupie przestępczej
Oskarżeni Białorusini mają 37 i 27 lat, legalnie przebywają w Polsce. Pierwszy z nich przyznał się do internetowego handlu narkotykami, ale zaprzeczył, by działał w zorganizowanej grupie przestępczej; odpowiada z wolnej stopy. Drugi, w ocenie śledczych stojący wyżej w strukturze tej grupy przestępczej, nie przyznaje się i jest od kilkunastu miesięcy aresztowany. W poniedziałek sąd przedłużył ten areszt o kolejne trzy miesiące.
- Nikogo nie widziałem, nikogo nie znałem z tej grupy - mówił pierwszy z Białorusinów. Przed sądem odmówił składania wyjaśnień, ale potwierdził to, co mówił w śledztwie. A wtedy wyjaśniał, że szukał zajęcia, które szybko dałoby mu dochód i na - popularnym zwłaszcza w krajach Europy Wschodniej - komunikatorze internetowym, znalazł ofertę pracy w internetowym sklepie. Mówił, że dostał też telefon służbowy do takiej działalności. Wcześniej dostał na prywatny numer wskazówki, gdzie - jak to ujął - "w krzakach", będzie taki telefon na niego czekał.
Jeden z Białorusinów miał dostawać polecenia przez telefon
Wyjaśniał, że to wyłącznie na ten telefon dostawał polecenia, co ma zrobić, np. przyjść do konkretnego paczkomatu, by odebrać przesyłkę na podstawie kodu QR.
- W środku były narkotyki, czasami były to opakowania, torebki strunowe. Następnie ja ważyłem te narkotyki, przychodziły do mnie kolejne wiadomości z kodami QR, gdzie było napisane, co i ile należy włożyć do paczki - mówił w wyjaśnieniach, które odczytał sąd.
Narkotyki były wysyłane pocztą
Tak przygotowaną przesyłkę następnie zostawiał do wysyłki w paczkomacie. Wynagrodzenie dostawał poprzez BLIK wysyłany mu na ten tzw. służbowy telefon - za jedną przesyłkę dostawał 15 zł, ale dziennie potrafił wysłać nawet ok. 40 takich przesyłek. Miesięcznie zarabiał 8-10 tys. zł. Twierdzi, że nie wiedział komu narkotyki wysyłał, bo posługiwał się nie danymi personalnymi, a kodami QR.
- Bardzo żałuję tego co robiłem, jest mi wstyd. Każdego dnia o tym myślę. Po prostu chciałem zarobić szybko pieniądze, to moja głupota, choć nie chcę się w ten sposób usprawiedliwiać - mówił, pytany przez swego obrońcę o ocenę tego, co zrobił. Zapewniał, że po wyjściu z aresztu znalazł pracę i zakwaterowanie, chciałby zostać w Polsce i tu odbyć karę.
Drugi z oskarżonych nie przyznaje się, odmówił składania wyjaśnień
- Ja nic nie nadawałem, żadnej paczki. Może i nadawałem paczkę, ale nie wiedziałem, że są tam narkotyki - zapewniał w śledztwie. Twierdzi też, że jedyny handel internetowy, jakim się zajmował, to sprzedaż akcesoriów m.in. do tatuażu, prowadzony przez niego wraz z jego dziewczyną.
O lekach uspokajających i opioidowych przeciwbólowych mówił, że były jego, od lekarza. Kontakt z tym lekarzem miał odbywać się przez komunikator, a zapłata za te środki - przez BLIK.
Proces został odroczony do końca kwietnia, sąd chce wówczas przesłuchać świadków.