Radio Białystok | Wiadomości | Białostocki sąd zajmuje się sprawą Białorusina oskarżonego ws. grupy organizującej przerzut Azjatów przez granicę
Podwyższenia kary do 9 lat więzienia domaga się prokurator dla Białorusina oskarżonego o działanie w międzynarodowej grupie przestępczej - zajmującej się pomocą przy nielegalnym przekraczaniu granicy. Sąd pierwszej instancji skazał go na 6,5 roku więzienia i 72 tys. zł grzywny.
Chodzi o wydarzenia sprzed ponad 20 lat. Według śledczych, członkowie grupy pomogli kilkuset osobom - głównie Chińczykom i Wietnamczykom - przedostać się nielegalnie do Polski i dalej do krajów Europy Zachodniej. Oskarżony zapewnia, że jest niewinny. Przez kilkanaście lat był poszukiwany, wcześniej kilkadziesiąt innych osób w różnych procesach usłyszało wyroki skazujące.
Oskarżony pracował w białoruskiej Straży Granicznej jako mechanik samochodowy. Według prokuratury doprowadzał imigrantów do granicy i w uzgodnionym miejscu i czasie przekazywał ich innym członkom grupy po stronie Polskiej. Te przerzuty miała koordynować w Moskwie nieustalona osoba.
Według ustaleń śledczych - oskarżony w latach 2000 - 2004 działał na terenie Republiki Białoruś oraz w Białej Podlaskiej (woj. lubelskiego) i w okolicach miejscowości Rygol, Płaska, Krynki i Dubicze Cerkiewne (woj. podlaskiego). W tym czasie miał być członkiem grupy zajmującej się przemytem cudzoziemców. W latach 2005 - 2007 miał dodatkowo kierować mniejszą jednostką organizacyjną tej grupy.
Zatrzymano go w 2022 r., gdy próbował wjechać do Polski. Jego obrońca mec. Monika Tarasiuk-Król wskazuje, że chodzi o bardzo odległe wydarzenia i jej zdaniem prawo do obrony było znacznie ograniczone, ponieważ sąd pierwszej instancji oddalił wnioski o bezpośrednie przesłuchanie świadków, którzy wskazywali na oskarżonego, a były to główne dowody w sprawie. Dlatego - jak podkreślał drugi z obrońców mec. Rafał Jurowiec - tak naprawdę nie ma żadnych dowodów wskazujących bez jakichkolwiek wątpliwości na winę oskarżonego.
Znalazł się w nieodpowiednim gronie, w nieodpowiednim czasie i nieodpowiednim miejscu. Zaprzecza, by miał jakikolwiek związek z tym, co robili jego znajomi, czyli chodzi tutaj przede wszystkim o ten przemyt ludzi - mówił mec. Rafał Jurowiec.
Sam oskarżony przyznaje, że przyjeżdżał ze znajomym do Polski, ale każdy z nich miał tu swoje własne interesy. Zapewnia, że w przemycie ludzi nie brał udziału. Jak mówił, ma 51 lat, 4 córki i chorego ojca. Prosił o zwolnienie z aresztu i oczyszczenie z zarzutów. Podkreślał, że nie wie też, skąd wzięła się tak wysoka kwota orzeczonej przez sąd pierwszej instancji grzywny. Jak wskazywał - nigdy nie miał do czynienia z taką kwotą pieniędzy, nie ma też szans, by jego rodzina uzbierała taką kwotę. Wskazywał, że sytuacja w jego kraju jest trudna i ludzie nie zarabiają takich pieniędzy.
Mówił też, że po poprzednich wyborach prezydenckich na Białorusi brał udział w protestach, występował też przeciwko wojnie i z tego powodu we własnym kraju nie mógł znaleźć pracy, dlatego chciał przyjechać do Polski, żeby tu pracować. Podkreślał, że gdyby był winny, nie zdecydowałby się przecież na taki krok.
Wyrok sąd ogłosi za dwa tygodnie.