Radio Białystok | Wiadomości | Zakończył się proces apelacyjny w sprawie wypadku w silosie w Białymstoku, gdzie podczas pracy zginął młody mężczyzna
Przed Sądem Okręgowym w Białymstoku zakończył się w czwartek (5.09) proces odwoławczy w sprawie śmiertelnego wypadku w wysokim silosie. Apelację od nieprawomocnego wyroku wobec dyrektora firmy, na której terenie doszło do wypadku, złożył obrońca. Wyrok za dwa tygodnie.
Osiem miesięcy więzienia w zawieszeniu w pierwszej instancji
W kwietniu 2023 r. przed Sądem Rejonowym w Białymstoku zapadł wyrok ośmiu miesięcy więzienia w zawieszeniu. Skazany miałby też zapłacić po 10 tys. zł nawiązki ojcu i matce zmarłego i ich koszty procesowe. Sąd uznał, że jako osoba odpowiedzialna za bhp dyrektor firmy nie zapewnił bezpiecznych warunków pracy w silosie na otręby.
Proces związany jest z wypadkiem sprzed ponad czterech lat. Na terenie firmy zajmującej się przetwórstwem zbożowym, której jeden z oddziałów mieści się w Białymstoku, w betonowym silosie o wysokości ok. dziewięciu pięter prowadzone były prace polegające na usuwaniu zbrylonych, zbitych warstw otrębów, które zawisły na dużej wysokości.
W czasie prac wewnątrz silosu doszło do oderwania się warstwy otrębów od którejś ze ścian i przysypania nimi 34-letniego pracownika, który pracował zawieszony na linach. Mężczyzna zmarł.
Akcja ratownicza trwała dwie doby. Mimo że ciało mężczyzny udało się odnaleźć w dniu wypadku wieczorem, to zwłoki wydobyto dopiero dwa dni później. Straż pożarna informowała wtedy, że ciało utkwiło w wąskim leju między zbitą i twardą warstwą otrębów, dlatego najpierw trzeba było usunąć zbitą masę i dopiero wtedy wydobyć ciała mężczyzny. Aby dotrzeć do zmarłego, z silosu wydobyto w sumie 20 ton otrębów.
Zarzuty postawiono dyrektorowi firmy
Okoliczności wypadku badała Prokuratura Rejonowa Białystok-Południe. Ostatecznie zarzuty postawiła dyrektorowi firmy, na której terenie doszło do wypadku. Zarzuciła mu, że jako szef oddziału przedsiębiorstwa, odpowiedzialny za jego działalność, w tym za bezpieczeństwo i higienę pracy, umyślnie naraził pracownika (zewnętrznej, wynajętej do prac firmy) na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia lub ciężkich obrażeń.
W ocenie śledczych do obowiązków oskarżonego należało dopilnowanie, aby pracownik mógł pracować z pomostu, na którym mógłby stanąć wewnątrz silosu. Szefowi firmy zarzucono też, że nie dopilnował, by zostało wyłączone urządzenie elektryczne (tzw. ślimak), które wciąż pracowało na dole silosu (mogło to przyczynić się do oderwania się warstwy otrębów), nie było też oświetlenia.
Prokuratura zwracała też uwagę na dopuszczenie pracownika do pracy w przestrzeni ograniczonej niezgodnie z procedurą firmy, np. bez nadzoru innego pracownika, bez ważnych badań lekarskich, ważnego szkolenia bhp i na brak opracowania stosownej instrukcji prowadzenia prac w silosie.
Obrona chciała uniewinnienia, ale sąd pierwszej instancji uznał dyrektora za winnego. Ocenił, że był on przeszkolony co do zasad obowiązujących przy pracach w silosach, a pracownikowi nie zapewniono m.in. pomostu, oświetlenia i pomocy osoby nadzorującej. Sąd zwrócił jednak uwagę, że sam pracownik również popełnił błędy, przyczyniając się w ten sposób do tragedii. M.in. nie był on wpięty do liny asekuracyjnej, a główna lina nie była naprężona, mężczyzna schodził też poniżej nawisu otrębów, narażając się na możliwość przysypania nimi.
Sąd przeprowadził dodatkowe postępowanie dowodowe
Rozpoznając apelację obrońcy białostocki sąd przeprowadził dodatkowe postępowanie dowodowe. W czwartek, zanim doszło do wystąpień końcowych stron, przesłuchał eksperta ds. alpinizmu przemysłowego, autora tzw. opinii prywatnej sporządzonej na zlecenie obrony.
Ekspert odpowiadał na pytania sądu i stron. Mówił m.in., że prace w przestrzeniach zamkniętych należą do szczególnie niebezpiecznych i wymagają zachowania specjalnych procedur bezpieczeństwa, które dany podmiot - przyjmujący zlecenie wykonania takich prac - powinien mieć przygotowane.
"Tej pracy nie dałoby się wykonać z pomostu" – ocenił ekspert, odnosząc się do zarzutów. Mówił, że w jego praktyce nigdy w takich przestrzeniach jak silos ta metoda nie była wykorzystywana. Podkreślał, że pracownik powinien był być stale wpięty w dwie liny (a - jak wskazują zebrane w sprawie dowody - po zjechaniu na dół wypiął się z liny asekuracyjnej) i zwracał uwagę, że kluczowe było niewchodzenie pod nawis otrębów lub stanie na nim.
Obrona chce uniewinnienia, prokuratura - utrzymania skazania
Obrona chce uniewinnienia lub uchylenia wyroku i zwrotu sprawy do sądu rejonowego. "Nie ma chyba w wątpliwości, z uwagi na wypowiedź biegłego, jakie były przyczyny tego wypadku i co było potrzebne, żeby do niego nie doszło" – mówił w mowie końcowej mec. Marcin Włodarczyk.
Wskazywał, że była to praca "wbrew procedurom" przez mężczyznę, który znajdował w silosie i w tym wypadku poniósł śmierć.
Gdyby pracował zgodnie ze sztuką, nie doszłoby do tego wypadku - dodał adwokat.
Prokuratura chce utrzymania skazania. Prok. Jacek Pletniewski mówił m.in., że była możliwość użycia pomostu. "Wówczas praca wykonywana na tym pomoście byłaby bezpieczniejsza" – ocenił. Wskazywał przepisy odnoszące się do zasad bezpieczeństwa, których – w jego ocenie – nie dochowano.
Pełnomocnicy oskarżycieli posiłkowych również chcą utrzymania wyroku. Mec. Przemysław Radziwon mówił, że firma podwykonawcza nigdy nie powinna zostać wpuszczona do zakładu, a oskarżony dyrektor nie zweryfikował uprawnień zleceniobiorców.