Radio Białystok | Wiadomości | Zakończył się proces oskarżonych o działanie w grupie przemycającej towary przez przejście w Połowcach
Kar od roku do trzech lat więzienia, tylko w pojedynczych przypadkach w zawieszeniu, chce prokuratura w procesie kilkunastu osób oskarżonych o przemyt, głównie papierosów, z Białorusi do Polski przez przejście graniczne w Połowcach.
Część oskarżonych to byli funkcjonariusze celni; ich obrońcy wnioskują o uniewinnienie. Przed Sądem Okręgowym w Białymstoku strony wygłosiły w piątek (8.03) mowy końcowe. Wyrok ma być ogłoszony za dwa tygodnie.
Dotyczące tej sprawy śledztwo Prokuratury Okręgowej w Białymstoku trwało kilka lat; zatrzymań dokonywali funkcjonariusze Biura Inspekcji Wewnętrznej Ministerstwa Finansów oraz wydziału do walki z korupcją Komendy Wojewódzkiej Policji w Białymstoku, po kilku miesiącach pracy operacyjnej i zbierania dowodów.
W sprawę zamieszanych jest 18 osób
Akt oskarżenia obejmował osiemnaście osób (obecnie siedemnaście, sprawa jednej z nich została wyłączona do oddzielnego postępowania), Polaków i Białorusinów, które - w ocenie śledczych - działały w zorganizowanej grupie przestępczej. Osiem oskarżonych osób, to byli już funkcjonariusze celno-skarbowi. Jak wynika z informacji, które podawali w sądzie na początku procesu, wszyscy przeszli już na mundurowe emerytury.
Prokuratura zarzuca im korupcję oraz niedopełnienie obowiązków służbowych; według aktu oskarżenia, w latach 2017-2018 przyjęli oni łącznie nie mniej niż 12 tys. zł za to, że inne osoby mogły wwozić do Polski nielegalne towary, w szczególności papierosy bez znaków akcyzy.
Prawie wszyscy nie przyznają się
Według prokuratury, cały proceder polegał na tym, że umawiano się na przejściu granicznym z konkretnymi funkcjonariuszami, którzy umożliwiali przewóz danych towarów bez kontroli. Prawie wszyscy oskarżeni nie przyznają się - grozi im do 10 lat więzienia.
Na początku procesu prawie wszystkie te osoby odmówiły składania wyjaśnień i odpowiedzi na pytania. Niewiele mówiły też w śledztwie. Na ostatnich rozprawach kilku oskarżonych - byłych funkcjonariuszy celno-skarbowych - zdecydowało się złożyć wyjaśnienia. Żaden z nich nie przyznał się do zarzutów korupcyjnych, zwracali uwagę na swoją wieloletnią, dobrą pracę, nagrody i awanse.
W ocenie prokuratury, zebrane w sprawie dowody jednoznacznie wskazują, że wszyscy oskarżeni popełnili zarzucane im przestępstwa. W mowie końcowej prok. Małgorzata Dmochowska z białostockiej prokuratury okręgowej odwoływała się do takich dowodów, jak nagrane rozmowy między oskarżonymi, dokumentacja służbowa, np. ewidencja czasu pracy ówczesnych celników, czy bilingi, również zeznania świadków, czy część wyjaśnień podejrzanych (obecnie oskarżonych).
W jej ocenie, analiza nagrań rozmów wskazuje jednoznacznie, że działała zorganizowana grupa przestępcza, która trudniła się przemytem z Białorusi do Polski wyrobów akcyzowych, a w jej skład wchodzili funkcjonariusze służby celno-skarbowej z placówki granicznej w Połowcach.
Grupa działała w przemyślany sposób
Mówiła o podziale zadań i strukturze tej grupy, m.in. o tym, że był pomysłodawca, planujący i nadzorujący przemyt, który też dzielił zyski i zajmował się rozliczeniami. O wyjaśnieniach złożonych przez oskarżonych w końcowej części procesu powiedziała, że to jedynie linia obrony i próba dopasowania tej wersji do znanego już materiału dowodowego.
Zażądała kar od roku więzienia w zawieszeniu do trzech lat bez zawieszenia, grzywien sięgających 40-50 tys. zł, a w przypadku byłych funkcjonariuszy celno-skarbowych - również 5-letnich zakazów pracy w urzędach państwowych. Część oskarżonych miałaby też solidarnie oddać 12 tys. zł (kwota wyliczonych przez śledczych korzyści majątkowych).
Obrońcy kwestionują m.in. fakt istnienia zorganizowanej grupy przestępczej. "My tu mamy grupę kolegów z pracy, znajomych, ale jakie oni mają związki świadczące o zorganizowanej strukturze, nastawionej na popełnianie przestępstw? Ten materiał dowodowy nie daje ku temu podstaw" - mówił jeden z obrońców mec. Leszek Kudrycki.
Adwokat innego z oskarżonych (obywatela Białorusi) mówił, że jego klient składał wyjaśnienia w śledztwie i spodziewał się łagodniejszej kary, niż zaproponowana we wniosku prokuratury. "Kary są z innej parafii niż te, które zostały uzgodnione" - mówił mec. Kazimierz Skalimowski. Prosił sąd o wymierzenie jego klientowi kary takiej, jaka - jak mówił - była uzgodniona z prokuraturą za czyny, do których oskarżony się przyznał.