Radio Białystok | Wiadomości | Proces oszustów działających metodą "na policjanta", dwie białostoczanki straciły 45 tys. zł
Najpierw prosili o pomoc w walce z cyberprzestępcami bankowymi, jak to nie skutkowało grozili konsekwencjami, a gdy już dostali gotówkę byli na tyle bezczelni, że dzwonili, by powiedzieć że są oszustami - taki był mechanizm przestępstw, których ofiarami padły dwie białostoczanki.
Oszukane kobiety maja 70 i 61 lat
Przed Sądem Rejonowym w Białymstoku zakończyło się w poniedziałek (21.02) postępowanie dowodowe w procesie trzech mężczyzn oskarżonych o działanie w grupie oszustów metodą "na policjanta".
Jesienią 2020 roku dwie mieszkanki miasta straciły w ten sposób łącznie 45 tys. zł. Kwota byłaby większa, gdyby nie to, iż jednej z nich nie udało się więcej pobrać z konta. Do dziś nie odzyskały pieniędzy.
Według białostockiej prokuratury, cała trójka oskarżonych wzięła udział w przestępstwie, jako ostatnie ogniwo grupy oszustów, czyli osoby odbierające gotówkę lub w tym pomagające. Jeden z nich był kierowcą; wszyscy są młodymi mieszkańcami Warszawy i jej okolic.
Sąd przesłuchał m.in. obie poszkodowane
Kobiety mają 70 i 61 lat. W sądzie mówiły niewiele, potwierdziły zeznania złożone w śledztwie. W obu przypadkach zadzwonił do nich na numery stacjonarne mężczyzna podający się za funkcjonariusza komendy wojewódzkiej policji w Białymstoku. Mówił, że policjanci rozpracowują grupę przestępczą, która podrabia dowody osobiste, a w proceder zamieszana jest też pracownica banku.
Rzekomo prawdziwą tożsamość i funkcję policjanta potwierdzała kolejna osoba. Kobiety miały iść do banku po oszczędności i przekazać je policji. Zapewniano je, że funkcjonariusze cały czas akcję nadzorują, a jej celem jest udaremnienie przestępstwa.
- On powiedział, że przyjedzie do mnie kurier i na hasło +bank+ będę musiała oddać pieniądze, które wypłaciłam oraz te, które posiadam w domu - zeznawała w śledztwie 70-latka.
Blisko 25 tys. zł w gotówce odebrał młody mężczyzna, który przyszedł do mieszkania.
- Do momentu podjęcia gotówki z banku, było identycznie, jak powiedziała moja przedmówczyni - zeznała druga z pań, 61-letnia emerytka, która straciła 20 tys. zł.
Z jej zeznań wynikało, że podeszła ona do słów rozmówcy z rezerwą i początkowo nie uwierzyła w akcję policji. Ostatecznie jednak pojechała do banku; chciała pobrać 40 tys. zł, ale kasjerka mogła wypłacić połowę tej kwoty.
U niej inaczej wyglądał scenariusz samego przekazania pieniędzy. Oszust, który był z nią w stałym kontakcie chciał, by pieniądze włożyła do kosza na śmieci, ale wciąż zmieniał to miejsce. Doszło nawet do tego, że kobieta wyjęła pieniądze z kosza i zakomunikowała, że ma dosyć i jedzie do domu. Wówczas była straszona sprawą karną, grożono też, że konsekwencje spotkają jej syna. W jej przypadku, gdy już oszuści przejęli gotówkę, odebrała telefon, a rozmówca wulgarnie zapytał ją, jak się czuje jako osoba oszukana w ten sposób.
Przesłuchani też rodzice oskarżonego
Sąd przesłuchał też m.in. rodziców najmłodszego z oskarżonych, wówczas 19-latka, którego udział w przestępstwie miał polegać na tym, że przywiózł do Białegostoku i odwiózł innego z oskarżonych. Świadkowie mówili, że ich syn był przekonany, iż pomaga chłopakowi swojej siostry przy zakupie samochodu, który miał być do obejrzenia w Białymstoku.
Sąd nie zamknął w poniedziałek formalnie przewodu sądowego, bo czeka na aktualne karty karne (dane o karalności) oskarżonych. W kwietniu strony powinny wygłosić mowy końcowe i powinien zapaść wyrok.
Podlaska policja wciąż notuje podobne oszustwa i wciąż przed nimi ostrzega. W poniedziałek poinformowała, że w Białymstoku oszuści dzwonią do starszych osób posługując się tzw. legendą o wypadku osoby bliskiej i konieczności pomocy finansowej.
- Apelujemy o szczególną ostrożność i rozsądek w trakcie takich rozmów. Nie dajmy się oszukać! - przestrzegają funkcjonariusze.