Radio Białystok | Wiadomości | Białostocki sąd przesłuchał kolejnych świadków w procesie dowodzącego akcją gaśniczą, w której zginęło dwóch strażaków
Sąd Rejonowy w Białymstoku przesłuchał we wtorek (14.12) kolejną grupę świadków w procesie dowódcy akcji gaśniczej, w której ponad cztery lata temu zginęło dwóch białostockich strażaków. W gaszonej hali magazynowej weszli oni na podwieszany sufit, który się pod nimi zawalił.
Prokuratura zarzuciła oskarżonemu nieumyślne niedopełnienie obowiązków służbowych
Prokuratura zarzuciła oskarżonemu nieumyślne niedopełnienie obowiązków służbowych, skutkujące nieumyślnym narażeniem strażaków na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty zdrowia lub życia.
W ocenie śledczych, oskarżony, jako kierujący akcją jednostek PSP, "nie zebrał w sposób dostateczny informacji na temat konstrukcji i umiejscowienia znajdującego się w budynku podestu technicznego i sufitu od znajdującego się na miejscu zdarzenia użytkownika budynku, w wyniku czego wchodzący w skład roty rozpoznawczej funkcjonariusze Państwowej Straży Pożarnej zostali nieumyślnie narażeni przez niego na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia albo ciężkiego uszczerbku na zdrowiu".
Według prokuratury, źródłem obowiązku dowodzącego akcją było rozporządzenie MSWiA z 2008 roku, w sprawie szczegółowych warunków bezpieczeństwa i higieny służby strażaków PSP. W art. 53 tego rozporządzenia jest mowa m.in. o tym, że podczas akcji ratowniczej, "uwzględniając poziom dowodzenia", kierujący taką akcją "rozpoznaje zagrożenia, informuje o ich występowaniu oraz wydaje polecenia", mające na celu właściwe zabezpieczenie strażaków przed ich następstwami.
Śledczy powołują się na zebrany w sprawie obszerny materiał dowodowy, w szczególności zeznania świadków, oględziny miejsca zdarzenia, zapisy nagrań rozmów z rejestratora PSP w Białymstoku oraz opinie biegłych, w tym m.in. z zakresu pożarnictwa.
Prokuratura zaznacza, że nie ma bezpośredniego związku przyczynowo-skutkowego między tym niedopatrzeniem, czy też zaniechaniem (ze strony dowodzącego akcją) a śmiercią strażaków.
Oskarżony nie przyznaje się
Oskarżony nie przyznaje się, grozi mu grzywna, kara ograniczenia wolności lub do dwóch lat więzienia.
We wtorek Sąd Rejonowy w Białymstoku przesłuchał kolejną grupę świadków. Zeznawali m.in. dwaj strażacy, którzy brali udział w akcji ratowniczej i gaśniczej, w tym - w odnalezieniu zwłok drugiej ofiary (ciało pierwszego ze zmarłych strażaków było już odnalezione).
Jak mówili ci świadkowie, w dniu pożaru pełnili służbę w swojej jednostce i dostali wezwanie do tego pożaru. Działania zaczęli od przeszukiwania płonącego obiektu. "Właściciel zgłaszał obecność podwieszanego sufitu w tym budynku, ale to, co zapamiętałem, to to, że tak naprawdę to taka informacja nic nam nie daje, w sensie tego, co się wydarzyło" - mówił jeden ze świadków.
Wyjaśnił, że po takiej informacji strażacy bardziej obawiali się, że coś może na nich spaść, niż pod nimi się załamać. W zeznaniach, które odczytał sąd, mówił o przeszukiwaniu pomieszczeń na piętrze, z antresolą. "Nogą wymacałem, że podłoże w miejscu, gdzie kończą się schodki, jest niestabilne i nie ma możliwości, żeby bezpiecznie się tam dostać i to przeszukać" - zeznawał w śledztwie.
Strażacy zeszli więc na dół i przeszukiwali halę, wciąż gasząc ogień; gdy jeden z nich odnalazł ciało kolegi, który w akcji zginął, pozostali pomogli wynieść zwłoki. "Myślę, że oskarżony nie wiedział, jak wyglądał ten podwieszany sufit, że nie wiedział, iż istnieje możliwość wejścia na niego" - zeznał świadek.
Kolejni świadkowie mają zeznawać w marcu przyszłego roku
Kolejni świadkowie mają zeznawać w marcu przyszłego roku. Po zakończeniu tych przesłuchań sąd zapozna się z opinią biegłych powołanych w śledztwie.
Do śmiertelnego wypadku w akcji gaśniczej w Białymstoku doszło 25 maja 2017 r. Wybuchł wówczas pożar dużej hali magazynowej. Przechowywano w niej m.in. plastikowe elementy sztucznych kwiatów i opony. Akcja trwała kilka godzin, uczestniczyło w niej ponad stu strażaków.
W działaniach zginęło dwóch strażaków z komendy miejskiej PSP w Białymstoku. Mieli 26 i 29 lat i 4-letni staż w służbie. Ich zadaniem było rozpoznanie sytuacji w płonącym magazynie. Jak wynikało wtedy ze wstępnych ustaleń, na piętrze, przy słabej widoczności i dużym zadymieniu, weszli oni na podwieszany sufit, który się pod nimi zawalił.
Śledztwo trwało kilka lat. Na początku 2018 r. prokuratura doszła do wniosku, że potrzebuje nie pojedynczych ocen różnych specjalistów, ale kompleksowej opinii biegłych.
Okazało się, że takimi dysponuje Szkoła Główna Służby Pożarniczej w Warszawie. Wcześniej śledczy zebrali wszystkie możliwe dowody, dodatkowo przesłuchiwali świadków i zbierali ekspertyzy, by możliwie pełen materiał trafił do tych biegłych. Ostatecznie jednak ci specjaliści takiej opinii przygotować nie mogli, bo pracowali w tym charakterze dla potrzeb wewnętrznego postępowania kontrolnego, które po pożarze i wypadku prowadziła Komenda Główna PSP.
Śledztwo zostało też wtedy czasowo zawieszone, bo prokuratura poszukiwała innego zespołu biegłych, niezwiązanych ze szkołą służby pożarniczej, którzy mieliby kompetencje do przygotowania takiej opinii. Ostatecznie znaleźli ich w centrum badań kryminalistycznych w Szczecinie.
Opinia wpłynęła do prokuratury jesienią 2019 roku, potem jeszcze konieczna była uzupełniająca, bo do jej wniosków składane były zastrzeżenia.