Strażacy otrzymali informację o pożarze, gdy budynek, w którym było sześć mieszkań (w dwóch przebywali ludzie), był już cały w ogniu. Gdy przyjechali na miejsce, ogień na dole nie pozwalał im wejść do środka. Zagrożenie stwarzał też strop zajęty pożarem. Ostatecznie z piętra udało się ewakuować kilkunastoletnią dziewczynę i dwóch mężczyzn - jeden z nich później zmarł. Na dole strażacy znaleźli zwłoki dwóch osób.
Nie wiadomo, kto zaprószył ogień
Biegły z zakresu pożarnictwa za najbardziej prawdopodobne uznał nieumyślne zaprószenie ognia w dwóch możliwych wariantach - albo z przewróconego, parafinowego wkładu do znicza, albo od zapalonego papierosa. Nie udało się jednak ustalić, kto był sprawcą.
Mężczyźni nie wezwali służb ratunkowych
Dwóm mężczyznom, w wieku 44 i 32 lat, prokuratura postawiła zarzuty nieudzielenia pomocy osobom, które były w sytuacji bezpośredniego zagrożenia życia. W ocenie śledczych mężczyźni ci - choć mogli to zrobić bez zagrożenia dla siebie czy innych osób - nie wezwali służb ratunkowych. Jak wynika z ustaleń śledztwa, byli oni w miejscu pożaru, a gdy ten wybuchł, choć wyszli z budynku, nie zawiadomili nikogo.
Gdy na miejsce przyjechała straż pożarna i policja, wezwane przez inne osoby, byli oni w pobliżu i zostali wylegitymowani przez policję. Funkcjonariuszom nie powiedzieli jednak, że wiedzą o tym, iż w środku płonącego budynku mogą być ludzie.
Prokuratura chciała dwóch lat więzienia
Za nieudzielenie pomocy człowiekowi, który jest w sytuacji zagrożenia życia lub ciężkiego uszczerbku na zdrowiu, gdy można to zrobić bez narażenia siebie lub innej osoby na niebezpieczeństwo, grozi do 3 lat więzienia.
Prokuratura wnioskowała o kary po 2 lata więzienia, sąd pierwszej instancji w marcu skazał obu oskarżonych na kary 10 miesięcy więzienia, uznając za winnych tego, że nie udzielili pomocy pięciu osobom, które znajdowały się w płonącym budynku w sytuacji zagrożenia zdrowia i życia.
Wyrok wobec jednego z oskarżonych uprawomocnił się już, bo nie składał on apelacji. Obrońca drugiego wyrok zaskarżył, chciał uniewinnienia.
Sąd Okręgowy w Białymstoku apelację uznał jednak za bezzasadną i wyrok w czwartek (9.12) utrzymał. Jest on prawomocny.
Obrona: oskarżony był w stanie silnego upojenia alkoholowego
W ustnym uzasadnieniu wyroku sędzia Dariusz Niezabitowski zwracał uwagę, że argumentacja obrońcy, że jego klient był w stanie tak silnego upojenia alkoholowego, iż wykluczało to możliwość świadomego udzielenia policjantom informacji, jest sprzeczna nie tylko z zebranymi dowodami, ale też z oświadczeniem samego oskarżonego.
Na rozprawie przed sądem okręgowym mówił on, że "otrzeźwiał w tej sekundzie", gdy wylegitymowali go policjanci. - Sytuacja, w jakiej się znalazł spowodowała, że zdał sobie sprawę, w jakim jest miejscu, co się z nim dzieje i co przed chwilą w budynku się wydarzyło - mówił sędzia Niezabitowski.
Zgodził się z sądem pierwszej instancji, że motywem zachowania obu - już skazanych - mężczyzn była chyba jedynie "wewnętrzna obawa i strach przed tym, że mogą zostać oskarżeni o wzniecenie pożaru w tym budynku". A to spowodowało, że ukryli oni przed policjantami najważniejszą informację, że w środku mogą być ludzie.