Radio Białystok | Wiadomości | Kary w zawieszeniu za spowodowanie wybuchu w pasażu handlowym w Białymstoku
Na 10 miesięcy więzienia w zawieszeniu na dwa lata skazał w środę (06.10) białostocki sąd rejonowy dwóch mężczyzn, oskarżonych w związku z podłożeniem i eksplozją urządzenia wybuchowego w jednym z pasaży handlowych w mieście.
Wyrok nie jest prawomocny
Wyrok nie jest prawomocny. Prokuratura chciała nieco wyższych kar w zawieszeniu; obrońca jednego z oskarżonych uniewinnienia, drugiego - możliwie łagodnego wyroku przy założeniu, że kara proponowana przez prokuratora jest zbyt surowa.
Sąd rejonowy wyjaśniał okoliczności eksplozji wywołanej z użyciem prymitywnego urządzenia wybuchowego; doszło do niej trzy lata temu w pasażu handlowym w centrum Białegostoku. Nikt nie został ranny i nie było poważniejszych strat materialnych, nie była konieczna ewakuacja pracowników czy klientów.
Według Prokuratury Rejonowej Białystok-Północ, która w śledztwie posiłkowała się opiniami biegłych, eksplozja mieszaniny pirotechnicznej w połączeniu ze znajdującymi się w pobliżu butelkami z łatwopalną substancją byłaby jednak - gdyby doszło do pożaru - dużym zagrożeniem dla ludzi i mienia.
Ostatecznie zarzuty usłyszeli pracownik sklepu komputerowego w tym pasażu i administrator budynku. Według aktu oskarżenia, pierwszy z nich na zlecenie drugiego przygotował ładunek wybuchowy, składający się m.in. z petard, dwóch plastikowych butelek wypełnionych benzyną, włącznika elektrycznego i transformatora. To administrator miał ów ładunek zdetonować zdalnie ze swojego pomieszczenia. Doszło do wybuchu petard i było zagrożenie zapłonu benzyny, co ostatecznie nie nastąpiło.
Na początku procesu 37-letni pracownik sklepu przyznał się do zarzutu, wyraził skruchę, przepraszał. Twierdził, że ładunek przygotował na prośbę drugiego z oskarżonych; dostał za to 300 zł, które miały pokryć koszty. Drugi z oskarżonych zaprzeczał jednak, by miał z tym jakikolwiek związek. Prokuratura uważa jednak, że 67-latek chciał - poprzez pozorowany "zamach" - wzbudzić zainteresowanie sobą i współczucie u użytkowników pasażu, skarżących się na sposób, w jaki administruje on lokalami w tym budynku.
Sąd Rejonowy w Białymstoku skazał w środę obu oskarżonych na takie same kary - po 10 miesięcy więzienia w zawieszeniu na 2 lata; mają też zapłacić po 15 tys. zł kosztów postępowania. W kwalifikacji prawnej przyjął, że doszło do sprowadzenia "bezpośredniego niebezpieczeństwa" eksplozji materiałów wybuchowych, jako zdarzenia zagrażającego życiu, zdrowiu i mieniu, a nie samej eksplozji.
Na szczęście nie zapaliła się benzyna
Biegli ocenili bowiem, że co prawda doszło do wybuchu petard, które były częścią skonstruowanego ładunku, ale na szczęście nie zapaliła się benzyna. To dopiero wywołałoby pożar i trudne do przewidzenia skutki.
Sąd w ustnym uzasadnieniu wyroku szczegółowo omawiał dowody, na których oparł wyrok. Sędzia Ewa Dakowicz wyjaśniała, dlaczego sąd uznał za wiarygodny tzw. dowód z pomówienia, czyli to, co miał do powiedzenia pierwszy z oskarżonych o roli drugiego.
Sąd ocenił, że pierwszy z oskarżonych, który kupił niezbędne materiały, przygotował i zdalnie zdetonował ładunek, działał za namową i wiedzą i z pomocą drugiego; przyjął więc, że było to działanie wspólne i w porozumieniu. Jak uzasadniała sędzia Dakowicz, bez roli i udziału każdego z obu oskarżonych, do przestępczego czynu, by nie doszło.
Sąd uznał, że w tej sprawie wystarczy kara w zawieszeniu; wziął pod uwagę wcześniejszą niekaralność obu mężczyzn. W częściach równych obciążył ich kosztami procesu, których największą część stanowiły opinie biegłych, m.in. z zakresu pożarnictwa i badania ładunków wybuchowych.