Radio Białystok | Wiadomości | Usnarz Górny: Duchowni chcieli przekazać paczki koczującym po białoruskiej stronie granicy z Polską
Paczki z lekami, suchym prowiantem i wodą chcieli przekazać w czwartek (26.08) imigrantom koczującym k. Usnarza Górnego duchowni Kościoła katolickiego i ewangelicko-reformowanego. Rozmawiali o tym ze służbami mundurowymi, ale zgody nie uzyskali. Dary zostawili u wolontariuszy.
Na wysokości wsi Usnarz Górny po białoruskiej stronie granicy z Polską od kilkunastu dni koczuje grupa obcokrajowców. Według danych SG jest to 24, może więcej osób, według organizacji pozarządowych - 32 osoby.
Media, wolontariusze organizacji pozarządowych i inne osoby są w odległości kilkuset metrów od granicy; teren wciąż zabezpiecza policja, której funkcjonariusze stoją na granicy działki. Dodatkowo przed samym miejscem, gdzie są koczujący, ustawiona jest też szczelnie kolumna samochodów – wojskowa ciężarówka i auta terenowe SG.
Chcieli przekazać lekarstwa, wodę i suchy prowiant
W czwartek przed południem dary dla imigrantów przywieźli ks. Wojciech Lemański, obecnie kapelan więzienny i rezydent parafii w Nowosolnej oraz pastor Michał Jabłoński z parafii ewangelicko-reformowanej w Warszawie. Były to przede wszystkim najpotrzebniejsze lekarstwa, przygotowane i opisane w uzgodnieniu z lekarką, z którą współpracuje fundacja Ocalenie, woda w butelkach i suchy prowiant.
Duchowni chcieli podejść do "obozowiska" polskich służb, czyli do samochodów tuż przy miejscu, gdzie są imigranci, by tam zostawić przywiezione paczki, ale zatrzymani zostali przez żołnierzy, którzy pilnują drogi prowadzącej w tamtym kierunku. Poprosili więc o rozmowę z dowódcą i by mogli ją odbyć bez obecności dziennikarzy. Po rozmowie poinformowali, że nie będą mogli darów przekazać. Służby mundurowe powołały się na takie rozkazy.
Tam nie było pola do negocjacji. Ja myślę, że to nawet nie jest rozkaz. To jest jakieś polecenie (...), tam nie ma osoby, która przyznałaby się do wydania tej decyzji - powiedział potem PAP ks. Lemański.
Według niego, to jednak decyzja, która "może zmienić się w ciągu najbliższych godzin". Mówił też, że po postanowieniu ETPC "ktoś musi podjąć decyzję, że nie będziemy tego kontynuować, tylko trzeba to szybko, sprawnie rozwiązać" - mówił PAP duchowny. Sytuację w Usnarzu Górnym nazwał "humanitarnym skandalem".
"Uważam, że tak naprawdę byłoby dobrze, żeby w nocy przyjechał jeden, drugi autokar i zabrał tych ludzi do ośrodka. To że oni będą w ośrodku, to jeszcze nie znaczy, że zostali przez państwo polskie przyjęci" - dodał ks. Lemański. Nawiązując do przekazów dotyczących kryzysów migracyjnych w innych częściach Europy wyraził obawę, że "do tego obrazu ludzi, do których strzelano gumowymi kulami na granicy z Chorwacją, do obrazu tych zwłok dzieci wyrzuconych przez Morze Śródziemne, dołączy ten obraz ludzi koczujących tutaj".
Jestem bardzo podniesiony na duchu tymi ludźmi, którzy tutaj są, w tych namiotach. Też koczują, też próbują się tam dostać i pomóc. Bo to jest ta jasna strona tej ciemnej strony mocy, która gdzieś tam jest
- dodał pastor Michał Jabłoński; chodzi o obozowisko wolontariuszy i osób prywatnych na działce w Usnarzu Górnym, przed którą stoi kordon policjantów. Jest tam ok. dziesięciu namiotów.
"Uważam, że ciemną stroną mocy są ci, którzy dopuścili do wydania takich, a nie innych rozkazów, czy też stworzyli okazję do tego, żeby komukolwiek taki rozkaz przyszedł do głowy" - mówił duchowny.