Radio Białystok | Wiadomości | Sąd skazał dwie osoby za nawoływanie do nienawiści podczas marszu ONR w Białymstoku
Dwie osoby skazał w środę (30.06) Sąd Okręgowy w Białymstoku za nawoływanie do nienawiści na tle narodowościowym podczas marszu ONR w Białymstoku w 2016 r., pięć osób uniewinnił. Był to proces z subsydiarnego aktu oskarżenia obejmującego siedem osób.
Jedną osobę sąd skazał na rok bezwzględnego więzienia
Jedną osobę sąd skazał na rok bezwzględnego więzienia, drugą na pół roku pozbawienia wolności w zawieszeniu na dwa lata. Skazani mają zapłacić po 200 zł nawiązki na rzecz oskarżyciela.
Sprawa dotyczy obchodów 82. rocznicy powstania ONR zorganizowanych w Białymstoku 16 kwietnia 2016 r. Złożyła się na nie m.in. msza św. w archikatedrze i marsz ulicami miasta z udziałem ok. czterystu osób. Według publikowanych w mediach nagrań z niektórych fragmentów marszu, jego uczestnicy krzyczeli m.in.: "My Europę obronimy, islamistów nie wpuścimy", "Narodowy radykalizm", "Polacy przeciw imigrantom", "Śmierć wrogom ojczyzny" czy "Wielka Polska katolicka".
Jedno ze śledztw prokuratury - prowadzone najpierw w Białymstoku, a potem w Warszawie - dotyczyło podejrzeń nawoływania do nienawiści na tle różnic narodowościowych, etnicznych, rasowych lub wyznaniowych, ale ostatecznie zostało prawomocnie umorzone. To otworzyło jednak drogę do subsydiarnego aktu oskarżenia stron uznanych tam za pokrzywdzone. Z tego prawa skorzystał Rafał Gaweł związany z Ośrodkiem Monitorowania Zachowań Rasistowskich i Ksenofobicznych.
W subsydiarnym akcie oskarżenia Gaweł zarzuca siedmiu konkretnym działaczom środowisk narodowych, że wobec przedstawicieli społeczności żydowskiej, w tym wobec niego, kierowali groźby karalne poprzez okrzyki "a na drzewach zamiast liści będą wisieć syjoniści", czym mieli oni publicznie nawoływać do nienawiści na tle różnic narodowościowych.
Rafał Gaweł obecnie przebywa w Norwegii, gdzie uzyskał azyl polityczny. W Polsce prawomocnie skazany jest na dwa lata więzienia za oszustwa przy prowadzeniu działalności gospodarczej. Niedawno Sąd Najwyższy oddalił kasację złożoną przez obrońcę w jego sprawie, uznając ją za bezzasadną; ocenił też, że nie ma żadnych powodów do uznania, że skazany jest prześladowany.
W środę Sąd Okręgowy w Białymstoku skazał na rok bezwzględnego więzienia mężczyznę, który zainicjował hasło "a na drzewach zamiast liści będą wisieć syjoniści" uznając, że był to czyn o znacznej szkodliwości społecznej. Natomiast na pół roku więzienia w zawieszeniu na dwa lata oskarżonego, który po zainicjowaniu hasła był jedną z osób, które je powtórzyły. Pozostałych pięciu oskarżonych zostało uniewinnionych.
Jak mówił sędzia Sławomir Cilulko, w sprawie należało ustalić czy hasło wskazane w zarzucie było skandowane, czy skandowali je oskarżeni oraz czy to hasło wypełniało znamiona przestępstwa.
Nagrania głównymi dowodami w sprawie
Sędzia mówił, że głównymi dowodami w tej sprawie były nagrania wizyjno-foniczne. To na nich widać - jak mówił Sławomir Cilulko - że hasła inicjowane są przez jedną i tę samą osobę, oskarżonego, który trzyma mikrofon. Powiedział, że mimo iż na nagraniach nie widać sylwetki oskarżonego w momencie inicjowania tego hasła, to całość materiału dowodowego nie pozostawia wątpliwości, że to on zainicjował także to hasło. Dodał, że na nagraniu widać, iż drugi z oskarżonych razem z innymi powtarza to hasło. "To, że to hasło zostało zainicjowane i wykrzyczane ewidentnie wynika z nagrania" - mówił sędzia.
Sławomir Cilulko odnosząc się do uniewinnień mówił, że na nagraniu widać, iż nie wszystkie osoby wykrzykują to hasło.
Nie można stosować odpowiedzialności zbiorowej i na podstawie samego uczestnictwa w danym zgromadzeniu oskarżać, jak i skazać jego uczestników za bezprawne zachowania innych
- mówił Cilulko. Dodał, że nie było żadnego źródła dowodowego, które wskazywałoby na ich winę.
Sędzia podkreślił, że najważniejszy i najtrudniejszy element tego procesu sprowadzał się do tego, czy hasło "a na drzewach zamiast liści będą wisieć syjoniści" może być ocenione jako nawoływanie do nienawiści na tle narodowościowym. Mówił, że białostocki marsz nie jest jedynym zgromadzeniem ONR, w którym organizacja jest oskarżana o propagowanie nienawiści, antysemityzm czy promowanie ksenofobicznych postaw. Mówił, że organizacja ta wie, jak "balansować na granicy prawa" używając haseł, czy słów o niejednoznacznej treści, by wyrazić swój pogląd.
Wykrzykiwanie określonych słów w przestrzeni publicznej i ich kwalifikacja karna zależy od sytuacji, kontekstu, które wskazują na to, co wypowiadające je osoby miały na myśli, co przez ich artykulację chciały osiągnąć
- powiedział Cilulko. W tym przypadku - jak wyjaśnił - marsz odbył się w rocznicę ONR, która w swojej deklaracji ideowej ma zapisaną m.in. "homogeniczność etniczną".
Niejednokrotnie działacze ONR odpierali zarzuty, że ich organizacja ma charakter profaszystowski, zaprzeczali antysemickim postawom. Jednak doskonale zdają sobie sprawę, jakie hasła i gesty pojawiały się na organizowanych przez nich manifestacjach, jak w niektórych środowiskach ich organizacja jest postrzegana, jakie cechy ideologicznych wartości wyznawali ONR-owcy z okresu międzywojennego, do dziedzictwa których niejednokrotnie się obecnie odwołują, a przecież to przedwojenny ONR otwarcie nawoływał m.in. do usunięcia Żydów z Polski
- powiedział Cilulko.
Mówił, że analizując nagrania z białostockiego marszu: wygląd uczestników, skandowane hasła, które zaprzeczały m.in. tolerancji religijnej, wielokulturowości czy wielowyznaniowości, to nie sposób uznać, że hasło z zarzutu, może przynależeć - jak chciała tego obrona - do ideologii, czy postawy politycznej. "Nie o ideologię tu chodziło, lecz o ludzi innej narodowości, zdaniem sądu, narodowości żydowskiej" - mówił.
Dodał, że oskarżony inicjujący hasło celowo w niejednoznaczny sposób wzywał do agresji przeciwko tej czy innej grupy narodowej, religijnej lub społecznej i niejednoznacznie nakłaniał do działań wrogich wobec określonych grup, bo wiedział, że przemarsz jest rejestrowany i może zostać rozwiązany za wykrzykiwanie nielegalnych haseł. Dlatego - jak mówił sąd - w sposób przemyślany wybrał słowa, ale interpretując użyte słowa i styl to hasło było wykrzyczane "w napięciu emocjonalnym, z wiarą w jego spełnienie" i tym samym wypełniło znamiona popełnienia czynu.
(Hasło) zawiera sianie idei przemocy fizycznej zmierzającej do pozbawienia życia członków innej grupy narodowościowej. Bez znaczenia tu jest, czy to będą Żydzi, czy to będą Niemcy, Rosjanie, Białorusini - dzisiaj jedni, jutro inni. Jak pokazuje historia, od słów do czynów jest bardzo krótka droga
- mówił.
Sławomir Cilulko w uzasadnieniu zwrócił też uwagę na postawę prokuratury białostockiej, która umorzyła śledztwa, bo brak było dowodów, że takie hasło było wykrzyczane podczas marszu, nie było one ujęte także w ekspertyzach prokuratury. W ocenie sądu, sprawa nie była skomplikowana dowodowo, opierała się głównie na nagraniach, trudności nie powinno było sprawić też ustalenie faktów. Zdaniem sądu, zakończenie śledztw i użyta argumentacja do ich umorzenia "chluby autorom tych decyzji z pewnością nie przynosi".
Wyrok nie jest prawomocny.