Radio Białystok | Wiadomości | Zakończył się proces ws. porwania 3-letniej Amelki w Białymstoku
2,5 roku pozbawienia wolności i zakaz zbliżania się żąda prokurator dla mężczyzny oskarżonego o bezprawne pozbawienie wolności żony i córki, natomiast obrona chce uniewinnienia mężczyzny - wynika z mów końcowych, które strony wygłosiły we wtorek (29.06) przed Sądem Rejonowym w Białymstoku.
Do uprowadzenia, którego okolicznościami zajmuje się sąd, doszło 7 marca 2019 roku na jednym z białostockich osiedli. Jak podawała wtedy policja, dwaj sprawcy wepchnęli 26-latkę i jej wówczas 3-letnią córkę Amelię do samochodu i odjechali. Kilkaset metrów dalej porzucili ciemnoniebieskiego citroena, którym uciekali i przesiedli się do kolejnego auta. Jeszcze tego samego dnia po południu, w związku z zaginięciem dziecka, został ogłoszony tzw. Child Alert, opublikowany był też wizerunek matki dziecka, a dzień później zdjęcia męża porwanej kobiety - ojca dziecka.
"Porwanie" - reportaż Grzegorza Pilata i Wojciecha Szubzdy
Akcja poszukiwawcza trwała ponad dobę. 8 marca po południu między porywaczami doszło do kłótni w samochodzie, a uprowadzona kobieta wraz z dzieckiem wysiadły z auta. W okolicach Ostrołęki (Mazowieckie) zabrał ją z drogi przypadkowy kierowca, który przekazał matkę i dziecko w ręce policji.
Prokuratura postawiła Cezaremu R. dwa zarzuty: bezprawnego pozbawienia wolności żony i córki oraz uzyskanie - bez uprawnień - dostępu do informacji dla niego nieprzeznaczonej, poprzez posługiwanie się specjalistycznym urządzeniem. Chodzi o zamontowanie w samochodzie żony (bez jej wiedzy i zgody) nadajnika GPS, pozwalającego na lokalizację położenia auta.
Jak mówiła we wtorek (29.06) prokurator Anna Wasilczuk, nadajnik GPS został założony, by śledzić kobietę. W ocenie prokuratury, oskarżony 7 marca siłą zmusił kobietę i dziecko, by wsiadła do samochodu, w którym przebywały ponad 30 godzin. Wasilczuk mówiła, że mimo iż oskarżony podnosił, że kobieta mogła wysiąść z auta, to - jak podkreśliła - samochód zatrzymywał się w miejscach ustronnych, a do tego włączona była tzw. kontrola rodzicielska w tylnych drzwiach.
Prokurator podnosiła też, że może budzić wątpliwość to, czy można zarzucić mężczyźnie pozbawienie wolności dziecka, jeśli ma się pełnię władzy rodzicielskiej.
Władza rodzicielska nie jest władzą, która nie posiada żadnych ograniczeń. Nie jest to władza, która pozwala traktować dziecko jak paczkę, wrzucić je do samochodu na 30 godzin, wozić je w nie wiadomo jakim celu, nie wiadomo po co, nie wiadomo gdzie i nie ponosić z tego powodu żadnych konsekwencji - podkreśliła Wasilczuk.
W ocenie prokuratury, mężczyzna popełnił dwa zarzucane mu czyny i żąda łącznej kary 2,5 roku pozbawienia wolności. Dodatkowo chce zastosowanie wobec niego środka karnego w postaci zakazu zbliżania się do pokrzywdzonych na okres 2 lat.
Oskarżyciel posiłkowy nie zgodził się z przyjętą kwalifikacją czynu, czyli bezprawnego pozbawienia wolności. W jego ocenie, doszło do czynu opisanego w art. 252 p. 1 Kodeksu Karnego, który mówi o wzięciu zakładnika. Oskarżyciel posiłkowy podnosił, że zachowanie oskarżonego było celowe i ukierunkowane na zmuszenie kobiety do powrotu. Dlatego chce zmiany kwalifikacji czynu.
Oskarżyciel posiłkowy zwrócił też uwagę, że małoletnia nie była w tym procesie reprezentowana przez nikogo, bo - jak zauważył - rodzic nie może reprezentować dziecka w sprawie oskarżonym jest drugi z rodziców. "Małoletnia jest w tej sprawie pozbawiona możliwości wniesienia apelacji od jakiegokolwiek wyroku, bo nie była w tej sprawie w ogóle reprezentowana" - dodał.
Oskarżyciel posiłkowy żąda łącznej 4 lat pozbawienia wolności, a także zakaz zbliżania się i kontaktowania się z pokrzywdzonymi na okres 10 lat. Wnosi też o orzeczenie nawiązek po 50 tys. zł dla kobiety i dziecka.
Obrońca oskarżonego wniosła o uniewinnienie mężczyzny od obu czynów. Obrońca Klaudia Chwicewska mówiła, że nie można przypisać mężczyźnie bezprawnego pozbawienia wolności dziecka, bo - jak podkreśliła - miał on pełnię władzy rodzicielskiej. Mówiąc natomiast o pozbawieniu wolności żony, obrońca wskazała, że jest tu słowo przeciwko słowu, bo mężczyzna uważa, że mogła ona opuścić auto, kobieta natomiast, że nie mogła.
W ocenie obrońcy, w sprawie nie został przesłuchany kluczowy świadek, czyli mężczyzna, który pomagał oskarżonemu. Chwicewska dodała, że w trakcie procesu zostały odczytane zeznania tego mężczyzny, które składał w charakterze podejrzanego a następnie oskarżonego. Dlatego wniosła o wznowienie przewodu sądowego i przesłuchanie go.
Wyrok zostanie ogłoszony 9 lipca.