Radio Białystok | Wiadomości | Białostocki sąd utrzymał kary grzywny dla lekarza i położnych oskarżonych o nieumyślne narażenie życia noworodka
Sąd Okręgowy w Białymstoku utrzymał w piątek (11.09) kary grzywny wobec lekarza i dwóch położnych w procesie o narażenie przedwcześnie narodzonego dziecka na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia. Lekarz ma zapłacić 20 tys. zł, położne - po 3 tys. zł. Wyrok jest prawomocny.
Sprawa dotyczyła jednego z oddziałów USK w Białymstoku
Sprawa dotyczyła jednego z oddziałów Uniwersyteckiego Szpitala Klinicznego w Białymstoku. Oskarżeni to młody lekarz (wówczas w trakcie rezydentury) i dwie doświadczone położne. Prokuratura Okręgowa w Białymstoku zarzuciła im, że w czerwcu 2015 roku nieumyślnie narazili przedwcześnie narodzone dziecko na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia.
W ocenie prokuratury, doszło do tego, ponieważ - mimo silnego bólu zgłaszanego przez pacjentkę w 26. tygodniu ciąży - lekarz dyżurny nie przeprowadził badania położniczego. Kobieta dostała jedynie lek rozkurczowy. Położne, które były wtedy na nocnym dyżurze, oskarżono o to, że - wiedząc o dolegliwościach pacjentki - wobec braku reakcji lekarza dyżurnego, nie zawiadomiły lekarza nadzorującego.
Brak odpowiedniej reakcji osób, na których ciążył obowiązek opieki nad ciężarną pacjentką, skutkował nierozpoznaniem przedwczesnego rozpoczęcia porodu, co w efekcie zwiększyło ryzyko wystąpienia w okresie okołoporodowym głębokiego niedotlenienia dziecka
- argumentowała prokuratura w akcie oskarżenia.
Dziewczynka urodziła się bez oznak życia, czynność serca udało się przywrócić dopiero po 10 minutach reanimacji; jest niepełnosprawna. Jak wynika z informacji przekazanych sądowi przez pełnomocnika matki dziecka na rozprawie odwoławczej dwa tygodnie temu, stan zdrowia dziewczynki nie uległ poprawie. Dziecko nie czuje, nie słyszy, nie widzi, wymaga całodobowej opieki, a wskazania medyczne nie rokują poprawy.
W listopadzie 2017 roku białostocki sąd rejonowy uznał, że co prawda były nieprawidłowości, ale nie rodzą one odpowiedzialności karnej i wszystkich troje oskarżonych uniewinnił. Sprawa wróciła jednak do ponownego rozpoznania, bo sąd odwoławczy uwzględnił apelacje prokuratury i oskarżycielki posiłkowej.
Tym razem w styczniu 2020 roku zapadły wyroki skazujące; sąd rejonowy uznał winę trojga oskarżonych i ocenił, iż można w tym przypadku mówić o zaniechaniu; skazał ich na grzywny różnicując ich wysokość przy założeniu, że odpowiedzialność lekarza za stan pacjentki była większa, niż położnych.
Orzekł 20 tys. zł grzywny dla lekarza i po 3 tys. zł dla położnych. Zasądził też matce dziecka 10 tys. zł w formie częściowego zadośćuczynienia za doznane krzywdy.
Apelacje złożyli obrońcy całej trójki oskarżonych oraz pełnomocnik oskarżycielki posiłkowej, którą jest matka dziecka. Obrońcy chcieli uniewinnienia, względnie uchylenia wyroku i zwrotu sprawy do pierwszej instancji lub - w przypadku położnych - warunkowego umorzenia postępowania. Pełnomocnik oskarżycielki posiłkowej - orzeczenia przez sąd rocznego zakazu wykonywania zawodu przez lekarza.
Sąd apelacje obu stron w piątek oddalił i wyrok pierwszej instancji utrzymał. - Zebrany w sprawie materiał dowodowy pozwala na przypisanie oskarżonym zarzucanych im czynów - mówiła w ustnym uzasadnieniu wyroku sędzia Marzanna Chojnowska.
Przypominała, że Kodeks karny penalizuje już samo narażenie na niebezpieczeństwo utraty zdrowia lub życia człowieka, a przestępstwo - takie jak zarzucane oskarżonym - może być popełnione zarówno poprzez działanie, jak i zaniechanie. Sąd odwoławczy zgodził się z ustaleniami pierwszej instancji, że w tej sprawie można mówić o zaniechaniu w działaniu lekarza i położnych.
Sąd nie uwzględnił apelacji
Sąd nie uwzględnił nie tylko apelacji obrońców, ale też pełnomocnika matki dziecka. Jak mówiła sędzia Marzanna Chojnowska, charakter czynu, nieumyślność, czas trwania postępowania i upływ czasu od wydarzeń, których sprawa dotyczy do wyroku wskazują, że obecnie stosowanie wobec skazanego lekarza zakazu wykonywania zawodu jest "nieuzasadnione". Przypominała, że w śledztwie była możliwość stosowania takiego zakazu jako środka zapobiegawczego, a jednak prokuratura tego nie zrobiła 5 lat temu.
Odnosząc się do sytuacji rodzącej kobiety, sędzia Marzanna Chojnowska mówiła, że dla takiej osoby godzina lub dwie oczekiwania na pomoc, której nie otrzymuje, to bardzo dużo.
To są dwie godziny bezradności, strachu o zdrowie swojego dziecka. To są dwie godziny, które być może zadecydowały o takim, a nie innym stanie, małoletniej pokrzywdzonej
- podkreślała, odnosząc się do obecnego stanu zdrowia dziecka.
Pełnomocnik matki dziewczynki Michał Sadowski powiedział dziennikarzom po wyroku, że otwiera on drogę do postępowań cywilnych (m.in. o rentę i odszkodowanie) przeciwko szpitalowi i jego ubezpieczycielowi.