Radio Białystok | Wiadomości | Białostocki sąd zajął się apelacjami ws. śmierci 13-miesięcznego chłopca
Przed Sądem Okręgowym w Białymstoku zakończył się w czwartek (17.01) proces apelacyjny dwojga lekarzy oskarżonych o nieumyślne narażenie dziecka na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia. Sąd I instancji warunkowo umorzył postępowanie karne. Wyrok odwoławczy – 31 stycznia.
Chodzi o sprawę pobytu 13-miesięcznego chłopca w UDSK
Chodzi o sprawę pobytu 13-miesięcznego chłopca w Uniwersyteckim Dziecięcym Szpitalu Klinicznym w Białymstoku (UDSK) pod koniec 2012 r.. Sprawę nagłośnili wówczas w mediach rodzice dziecka, zarzucając lekarzom brak właściwej diagnozy, bo ostatecznie okazało się, że chłopiec ma białaczkę. I to oni zawiadomili prokuraturę, gdy ich syn był już w stanie krytycznym.
Rodzice mówili wtedy dziennikarzom, że zanim został hospitalizowany, chłopiec dwa razy trafiał do szpitala, ale był odsyłany do domu bez pełnej diagnostyki. Został w szpitalu dopiero wtedy, gdy rodzice przywieźli go tam trzeci raz i mieli już wyniki badań krwi. Zdiagnozowano u niego ostrą białaczkę szpikową. Dziecko było w szpitalu w stanie ciężkim, w śpiączce. Zmarło na początku grudnia 2012 r.
Śledztwo trwało wiele miesięcy
Śledztwo Prokuratury Okręgowej w Białymstoku trwało wiele miesięcy. Zarzuty dwójce lekarzy ze szpitalnego oddziału ratunkowego prokuratura postawiła po zebraniu opinii wielu biegłych, m.in. z zakresu medycyny ratunkowej, chirurgii ogólnej i zdrowia publicznego, a także pediatrii i onkologii dziecięcej.
Dotyczą one nieumyślnego narażenia małego pacjenta na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia "wskutek zaniechania podjęcia działań zmierzających do starannej analizy stanu zdrowia chłopca i właściwego rozpoznania choroby, a następnie jej leczenia". Chodziło m.in. o to, że lekarze nie zlecili podstawowych badań laboratoryjnych, w tym morfologii, i nie zdecydowali o pozostawieniu dziecka na szpitalnej obserwacji.
W ocenie śledczych wskutek tego doszło do wzrostu zagrożenia dla życia dziecka. Chcieli dla lekarzy kar po roku więzienia w zawieszeniu, grzywny i rocznego zakazu wykonywania zawodu. Obrona wnioskowała o uniewinnienie.
Po blisko 3,5-letnim procesie w maju 2018 r. Sąd Rejonowy w Białymstoku zdecydował o warunkowym umorzeniu, na roczny okres próby, postępowania karnego wobec obojga oskarżonych. Orzekł też po 3 tys. zł świadczenia pieniężnego na cel społeczny. Uznał, że błędy w postępowaniu lekarzy były, ale nie ma między nimi a śmiercią dziecka związku przyczynowo-skutkowego.
Wyrok zaskarżyły obie strony
Taki wyrok zaskarżyły obie strony. Obrona wnioskuje o uniewinnienie obu lekarzy. Prokuratura chce albo uchylenia wyroku i ponownego procesu w I instancji, albo dłuższego okresu próby przy warunkowym umorzeniu i po 15 tys. zł świadczenia pieniężnego.
Obrońcy oskarżonych stoją na stanowisku – powołując się też na wnioski z opinii biegłych – że co prawda lekarze rzeczywiście nie przeprowadzili od razu wszystkich wymaganych badań, ale opóźnienie diagnozy nie miało wpływu na pogorszenie się stanu zdrowia, a ostatecznie na śmierć dziecka z powodu białaczki z powikłaniami.
- Nie zawsze opóźnienie diagnostyczne (...) prowadzi do narażenia na niebezpieczeństwo (...) Nie każde zaniechanie, nie każda nieprawidłowość, nie każde działanie nosi w sobie skutek. I tak jest w sprawie przedmiotowej – mówiła mec. Urszula Dubieniecka-Kiszło. Dodała przy tym, że choroba chłopca miała "niecharakterystyczne" objawy i "piorunujący" przebieg.
Mówiła też, że być może trudno jest to zrozumieć rodzinie zmarłego dziecka, ale "odpowiedzialności za taki, a nie inny skutek, nie ponoszą w tej sprawie lekarze". - Ponosi podstępna choroba, która doprowadziła do śmierci. Na jej pojawienie się, na jej przebieg, na jej powikłanie (...) nie miał wpływu żaden z lekarzy – dodała Dubieniecka-Kiszło.
Prok. Jarosław Wierzba z Prokuratury Okręgowej w Białymstoku podkreślał w swojej mowie końcowej, że rodzice chłopca "rozpaczliwie" szukali pomocy, ale w pełnym zakresie jej nie otrzymali, do tego dwa razy "odbili się" od drzwi szpitala. - Roczne dziecko nie jest w stanie wyartykułować, co je boli, nie jest w stanie powiedzieć, w jaki sposób cierpi (...). Lekarz jest gwarantem nienastąpienia skutku, jeżeli sprawuje nad małym pacjentem pieczę – mówił.
Dodał też, że dziecko nie dostało przez dwa dni właściwej pomocy medycznej i "niewyobrażalnie" cierpiało. - Rodzice zrobili to, co do nich należało. Poszli po pomoc do lekarzy. To lekarze nie udzielili pomocy, chociaż mogli to zrobić – mówił prok. Wierzba, argumentując, że sąd I instancji niedostatecznie uwzględnił m.in. stopień społecznej szkodliwości czynów zarzuconych oskarżonym.