Radio Białystok | Wiadomości | Koniec procesu kuriera oskarżonego o udział w oszustwach metodą "na policjanta"
Prokuratura żąda 6 lat więzienia zażądała we wtorek prokuratura dla młodego mężczyzny oskarżonego o udział w oszustwach dokonanych tzw. metodą na policjanta; miał on odbierać pieniądze od oszukanych osób.
Obrona chce uniewinnienia. Wyrok Sądu Okręgowego w Białymstoku - za tydzień.
Białostocka prokuratura oskarżyła 24-latka o to, że pod koniec 2017 r. w różnych miastach Polski brał udział oszustwach dokonywanych wspólnie z innymi, nieustalonymi dotąd osobami. Sprawcy dzwonili najpierw na numery telefonów stacjonarnych, podawali się albo za rzekomego policjanta albo od razu za syna lub córkę, który spowodował lub uległ wypadkowi komunikacyjnemu.
Przekonywali, że przekazanie pieniędzy pozwoli polubownie załatwić sprawę nie tylko z ofiarami lub ich bliskim, ale nawet z organami ścigania.
Wskutek przestępstw objętych tą sprawą, starsze osoby z całej Polski, od których oskarżony miał odbierać pieniądze, straciły w sumie ok. 550 tys. zł. W akcie oskarżenia wymienionych jest dziewięć takich sytuacji; najwyższa kwota, którą w ten sposób oszustom udało się wyłudzić, to 240 tys. zł. W listopadzie 2017 roku takie pieniądze straciła starsza kobieta w Białymstoku. Sprawcy zadzwonili do niej najpierw na numer stacjonarny, a potem na komórkowy. Jedna z osób podała się za jej córkę, która miała spowodować wypadek, potem do rozmowy włączył się rzekomy policjant.
Zanim we wtorek białostocki sąd okręgowy zamknął przewód sądowy, poprzez wideokonferencję przesłuchał w Bydgoszczy jedną z pokrzywdzonych osób. Kobieta opisywała, że najpierw zadzwonił na jej numer stacjonarny mężczyzna podający się za policjanta z informacją, że jej córka spowodowała wypadek, ranne są dwie starsze osoby, ale uda się to załatwić polubownie za 90 tys. zł.
Kobieta nie kontaktowała się z rodziną (oszuści cały czas byli z nią na linii, również na telefonie komórkowym) i przekazała przestępcom w sumie 50 tys. zł i 3 tys. dolarów, część z tej kwoty pożyczając od znajomego. Dopiero, gdy odwiedziła drugą córkę, by i od niej pożyczyć pieniądze, wyszło na jaw, że padła ofiarą oszustwa. Kobieta przyznała, że rodzina nie wie o pełnej kwocie strat.
Oskarżony nie przyznaje się do świadomego udziału w przestępstwie. Twierdzi, że nie wiedział, iż było to oszustwo i nigdy nie podawał się za policjanta. Przekonywał, że jako kurier (pracę w tym charakterze miał znaleźć poprzez ogłoszenie internetowe) dostawał jedynie zlecenia odbioru i dostarczenia przesyłek. Zapewnia, że poza jednym przypadkiem - nie wiedział, co jest w środku.
Prokuratura jest jednak przekonana, że dowody jednoznacznie wskazują na oskarżonego, jako tę osobę, która od oszukiwanych odbierała pieniądze ze świadomością, w jakim procederze uczestniczy.
- Przy każdym z tych czynów oskarżony, odbierając pieniądze wiedział, że osoby te są przestraszone, roztrzęsione, pytały go o los bliskich im osób. Przecież nie tak wygląda przekazywanie zwykłych przesyłek kurierskich - mówił w mowie końcowej prokurator Jacek Sienkiewicz z Prokuratury Rejonowej Białystok-Południe. Przypominał, że prawie za każdym razem pieniądze były przekazywane po prostu w kopertach, bez żadnego zabezpieczenia, a przestępstwa wyłudzeń w taki sposób są powszechnie znane i nagłaśniane przez media.
Prokurator zwracał uwagę na bardzo wysoki stopień społecznej szkodliwości tych czynów. Przypominał, że łupem przestępców padło w sumie ponad pół mln zł. Prok. Sienkiewicz podkreślał, że dla oszukanych, starszych, często schorowanych osób był to dorobek ich życia.
- Rola oskarżonego była bardzo istotna, wręcz kluczowa w tym całym procederze, bo gdyby nie jego działanie, to pokrzywdzeni nie oddaliby przecież tych pieniędzy - mówił.
Zażądał kary 6 lat więzienia i obowiązku naprawienia szkody na rzecz pokrzywdzonych.
Obrona wnioskuje o uniewinnienie. W jej ocenie nie ma dowodów na to, że 24-latek świadomie brał udział w przestępstwie. Mec. Rafał Goździewski przypominał, że zatrudnienie w charakterze kuriera jego klient znalazł przez internet i - jak to ujął - "nie przeczuwał, że ta oferta pracy jest od przestępców".
Mówił, że oskarżony nie ukrywał się z tym, co robi, opowiadał o tym również rodzinie i znajomym. Odwoływał się też do wyników badań wariograficznych (tzw. wykrywaczem kłamstw) mówił, że odpowiedzi wtedy udzielone przez oskarżonego wskazują, iż mówi on prawdę, co do swojego nieświadomego udziału w przestępstwach. Przypominał też, że oskarżony składał obszerne wyjaśnienia i współpracuje z organami ścigania, bo policja wciąż szuka organizatorów oszustw.
- Byłem nieświadomy, że popełniam przestępstwo, bardzo przepraszam wszystkich poszkodowanych, to była moja naiwność - mówił sam oskarżony w ostatnim słowie. Dodał, że za tę naiwność został już w pewien sposób ukarany, bo spędził pół roku w areszcie.