Radio Białystok | Wiadomości | W Białymstoku rozpoczął się proces kuriera w procederze oszustw "na policjanta"
Przed Sądem Okręgowym w Białymstoku rozpoczął się w czwartek (28.06) proces młodego mężczyzny oskarżonego o udział w oszustwach dokonywanym tzw. metodą na policjanta. Starsze osoby z całej Polski, od których odbierał pieniądze, straciły w sumie ok. 550 tys. zł.
24-latek oskarżony o oszustwa "na policjanta"
Białostocka prokuratura oskarżyła 24-latka o to, że pod koniec 2017 r. w różnych miastach Polski brał udział w oszustwach dokonywanych wspólnie z innymi, nie ustalonymi dotąd osobami. Sprawcy dzwonili najpierw na numery stacjonarne, podawali się najpierw za syna lub córkę, który spowodował lub uległ wypadkowi komunikacyjnemu, a następnie za rzekomego funkcjonariusza policji i żądali przekazania pieniędzy na polubowne załatwienie sprawy wypadku.
Jedna osoba straciła 240 tys. zł
W akcie oskarżenia wymienionych jest dziewięć takich sytuacji; najwyższa kwota, którą w ten sposób oszustom udało się wyłudzić, to 240 tys. zł. W listopadzie 2017 roku takie pieniądze straciła starsza kobieta w Białymstoku. Sprawcy zadzwonili do niej najpierw na numer stacjonarny, a potem na komórkowy. Jedna z osób podała się za jej córkę, która miała spowodować wypadek, potem do rozmowy włączył się rzekomy policjant.
Według aktu oskarżenia, 24-latek odebrał pieniądze od pokrzywdzonej sprzed jej domu. W niektórych przypadkach pieniądze były odbierane od jednej osoby kilka razy, czyli niejako w ratach; były przekazywane nie tylko złotówki, ale i dolary.
Oskarżony do świadomego udziału w przestępstwie nie przyznaje się
Twierdzi, że nie wiedział, iż było to oszustwo i nigdy nie podawał się za policjanta. Przekonywał, że jako kurier (pracę w tym charakterze miał znaleźć poprzez ogłoszenie internetowe) dostawał jedynie zlecenia odbioru i dostarczenia przesyłek. Zapewnia, że poza jednym przypadkiem - nie wiedział, co jest w środku.
Przed sądem mówił, że za każdą przesyłkę przekazywaną przez niego zawsze tej samej osobie, dostawał 200 zł (czasem więcej, gdy musiał jechać kilkaset kilometrów). Pytany o to, czy nigdy nie spotkał się z procederem tzw. oszustw na wnuczka przyznał, że "był naiwny", a pracy szukał, by pomóc finansowo matce.
Sąd rozpoczął przesłuchania osób pokrzywdzonych. W rozmowie z dziennikarzami na korytarzu sądowym jedna z nich przyznała, że zagrały emocje, gdy usłyszała przez telefon o wypadku córki. Starsza pani przyznała, że z mediów wiedziała, iż tak działają oszuści, ale w tym momencie "wyłączył się rozsądek".
Dodała, że od razu nie mogła skontaktować się z córką, by sprawdzić, czy rzeczywiście potrzebuje finansowej pomocy, bo oszuści zabronili jej dzwonić gdziekolwiek przez pewien czas. Do tego w banku (poszła tam po pieniądze) skłamała pytana przez kasjerkę, czy aby nie chodzi o próbę oszustwa. Poinstruowana wcześniej przez przestępców powiedziała, iż potrzebuje pieniędzy na wyjazd za granicę.
Kolejny termin sąd wyznaczył na lipiec.