Radio Białystok | Wiadomości | Przed białostockim sądem rozpoczął się proces jednego z bohaterów serialu "Rolnicy. Podlasie"
Fotopułapki i nadajnika gps użył rolnik z gminy Poświętne, by złapać złodzieja składowanych na polu, zafoliowanych bel sianokiszonki. Przed Sądem Rejonowym w Białymstoku rozpoczął się w środę (19.10) proces mężczyzny złapanego na gorącym uczynku. W śledztwie twierdził, że sianokiszonkę chciał jedynie pożyczyć.
Już w trakcie dochodzenia mężczyzna przyznał się do kradzieży, wartość skradzionej paszy oszacowano na 2,8 tys. zł. Podejrzanym, a obecnie oskarżonym, okazał się 38-letni rolnik, który występował w telewizji w serialu "Rolnicy. Podlasie". Serial pokazuje pracę i życie mieszkańców wsi w województwie podlaskim.
Do kradzieży doszło wiosną tego roku we wsi Marynki, w gminie Poświętne. Rolnik, który tam dzierżawił grunt, zauważył że giną mu baloty z sianokiszonką składowane w tym miejscu. Pod koniec marca zainstalował w tym miejscu kamerę z czujnikiem ruchu, a w jednym z balotów umieścił nadajnik gps.
1 kwietnia nad ranem czujnik zarejestrował ruch i przesłał dane na telefon komórkowy gospodarza. Ten z żoną i bratem zatrzymał na drodze mężczyznę, który ciągnikiem z przyczepą wiózł jedenaście balotów, ale twierdził że wiezie paszę z innej wsi. Że tak nie jest, potwierdził nadajnik gps, odnaleziony już w obecności wezwanej na miejsce policji.
Prokuratura skierowała do sądu akt oskarżenia z wnioskiem o wydanie wyroku bez przeprowadzania rozprawy i o karę 5 tys. zł grzywny. Śledczy uznali, że okoliczności przestępstwa - wobec dowodów takich jak zapisy z kamery - nie budzą wątpliwości. W maju sąd zajął się tym wnioskiem ale - ponieważ na taką karę nie zgodził się pokrzywdzony - zdecydował o konieczności zwrotu akt sprawy prokuraturze.
W środę (19.10) rozpoczął się proces; oskarżony nie stawił się na rozprawę. W śledztwie przyznał się.
Skończyły mi się bele z sianokiszonką, nie miałem co dać krowom, postanowiłem pojechać na to pole do Marynek, zabrać jedenaście sztuk bel, które wcześniej widziałem, a potem ze swego pola zabrać jedenaście bel i je oddać - cytował sąd jego wyjaśnienia złożone policji.
Oskarżony twierdził, że po swoją sianokiszonkę nie mógł wtedy dojechać, bo bobry zrobiły zaporę i spiętrzona woda zalała wjazd na tę nieruchomość. "Wiedziałem, że jadę po nie swoje bele sianokiszonki" - mówił zaznaczając, że chodziło o "pożyczenie" paszy dla krów.
Sąd rejonowy przesłuchał w środę poszkodowanego rolnika. A ten zeznał, że gdy zauważył na wiosnę, iż z dzierżawionego pola ginie mu sianokiszonka, postanowił złapać złodzieja. Kupił fotopułapkę i nadajnik gps. Zamontowana fotopułapka po tygodniu przesłała na jego telefon komórkowy powiadomienie o ruchu i tak na drodze zatrzymał oskarżonego, który jechał ciągnikiem z przyczepą pełną bel sianokiszonki.
Nie wytrzymałem i mu przyłożyłem. Mówię do żony i braciaka "trzymajcie go tutaj", a ja pojadę, sprawdzę, czy to faktycznie moje bele, bo on wypierał się ostro - mówił rolnik.
Ocenił też, że zanim udaremnił próbę kradzieży 11 bel, zginęło mu ponad 70 innych. Chce w tym procesie zadośćuczynienia za te straty; mówił że ani nie dostał pieniędzy, ani przeprosin.
Proces został odroczony do grudnia. Sąd chce przesłuchać wtedy matkę oskarżonego, która z powodu choroby nie stawiła się na środową rozprawę, ale przede wszystkim potrzebuje opinii biegłej z zakresu rolnictwa, jaką wartość miała sianokiszonka. Inną wartość przedstawia bowiem pokrzywdzony, a inna wynika z ustaleń sądu.