Radio Białystok | Wiadomości | Zakończył się proces apelacyjny dotyczący brutalnego zabójstwa w Dziadkowicach
Przed Sądem Apelacyjnym w Białymstoku zakończył się we wtorek (17.05) proces apelacyjny 43-latka, nieprawomocnie skazanego na 25 lat więzienia za brutalne zabójstwo swego znajomego w Dziadkowicach. Od tego wyroku odwołał się obrońca. Zgodnie z wnioskiem pełnomocnika oskarżycieli posiłkowych, skazany ma też zapłacić piątce dzieci zmarłego łącznie 100 tys. zł zadośćuczynienia (po 20 tys. zł każdemu) i pokryć ich wydatki procesowe.
Prokuratura chciała kary 25 lat więzienia
Prokuratura chciała kary 25 lat więzienia, więc apelacji nie składała. Nie zrobił też tego pełnomocnik dzieci zmarłego. Obrona chce uniewinnienia, ewentualnie uchylenia wyroku i zwrotu sprawy do pierwszej instancji lub niższego wyroku nie za zabójstwo, a za spowodowanie obrażeń, które skutkowały śmiercią.
Do zbrodni doszło w lipcu ubiegłego roku. Według ustaleń śledztwa Prokuratury Rejonowej w Białymstoku, oskarżony działał z zamiarem bezpośrednim; dokonał zabójstwa w ten sposób, że najpierw uderzył ofiarę butelką w głowę, powalając mężczyznę na ziemię, potem kopał go i bił pięściami po całym ciele (w tym po głowie), a potem jeszcze zdarł z niego ubranie i zadawał kolejne ciosy m.in. rozbitą butelką, okaleczając ciało.
Zakrwawione zwłoki znaleźli - w krzakach przy sklepie w Dziadkowicach - przechodnie. Policja zatrzymała początkowo czterech mężczyzn, wśród nich obecnego oskarżonego 43-latka. Według ustaleń śledczych, był on skonfliktowany z ofiarą i to mogło być motywem zbrodni; kilka lat wcześniej był skazany za kradzież z włamaniem na jego szkodę. Zatrzymani byli w grupie mężczyzn, która niedaleko sklepu piła alkohol i to tam doszło do kłótni zakończonej zabójstwem.
Oskarżonemu groziło dożywocie
Oskarżonemu groziło dożywocie, od zatrzymania jest tymczasowo aresztowany. Do zarzutów ostatecznie nie przyznał się, choć w pierwszych wyjaśnieniach to zrobił, ale twierdził, że został wtedy do tego przymuszony przez policję. Sąd Okręgowy w Białymstoku w październiku skazał go na 25 lat więzienia.
Obrona w apelacji argumentuje, że w sprawie był szereg wątpliwości dowodowych, których sąd pierwszej instancji nie rozstrzygnął - zgodnie z zasadami prawa - na korzyść, a zinterpretował na niekorzyść oskarżonego. W ocenie obrońcy, łańcuch dowodów nie daje podstaw do przyjęcia, że niemożliwy był inny scenariusz zdarzeń, jak tylko sprawstwo oskarżonego. Karę uważa za rażąco surową.
Sam oskarżony mówił w ostatnim słowie, że podczas pierwszego przesłuchania był bity przez policjanta i straszony. "Byłem spanikowany i dlatego się przyznałem, mówiłem co popadnie. Bóg mi świadkiem, że tego nie zrobiłem" - powiedział. Prosił sąd o uniewinnienie.
Prokuratura chce utrzymania kary. W jej ocenie, w procesie przed sądem pierwszej instancji nie było naruszeń procedury karnej, ani błędnej oceny dowodów. Wyrok sądu apelacyjnego ma być ogłoszony pod koniec maja.