Radio Białystok | Wiadomości | Były policjant prawomocnie skazany w sprawie związanej z granicami obrony koniecznej
Pół roku więzienia w zawieszeniu, częściowo sprawa przekazana do pierwszej instancji - taki wyrok zapadł w czwartek w procesie b. już białostockiego policjanta oskarżonego m.in. o spowodowanie obrażeń i zniszczenie mienia.
Sąd Okręgowy w Białymstoku ocenił, że nie ma mowy w tej sprawie o obronie koniecznej czy tzw. obywatelskim ujęciu. Wyrok w części skazującej jest prawomocny; przysługuje od niego jedynie kasacja do Sądu Najwyższego. To trzeci proces dotyczący wydarzeń ze stycznia 2014 roku; dwa wcześniejsze wyroki były uchylane przez sąd odwoławczy.
Oskarżony mężczyzna, wówczas funkcjonariusz policji w jednym z białostockich komisariatów (obecnie jest na tzw. emeryturze mundurowej), był wtedy prywatnie z żoną na imprezie u znajomych. Gdy z niej wyszedł, został zaatakowany przed blokiem. Napastnicy byli przekonani (okazało się to pomyłką), że jest on jedną z osób, które wcześniej naśmiewały się z imienia psa jednego z tych mężczyzn.
Zaatakowany nie tylko obronił się, lecz także gonił napastników, bo dwaj z nich zaczęli uciekać, gdy usłyszeli sygnały nadjeżdżających radiowozów (policję zawiadomiła żona funkcjonariusza). Gdy ukryli się w mieszkaniu, napadnięty wyważył drzwi i wdarł się do środka. Tam, według aktu oskarżenia, użył gazu łzawiącego i zaatakował jednego z uciekających przed nim mężczyzn.
Oskarżony od początku nie przyznawał się do takich zarzutów. Status pokrzywdzonych mieli w tym procesie obaj mężczyźni, którzy go zaatakowali. Również ojciec jednego z nich, do którego formalnie mieszkanie należy (chodziło o straty materialne związane z uszkodzeniami drzwi).
Prokuratura oskarżyła policjanta o "naruszenie czynności ciała lub rozstrój zdrowia" napastników i przekroczenie granic obrony koniecznej, poprzez kontynuowanie tego ataku, gdy oni już uciekli do bloku.
Przed Sądem Rejonowym w Białymstoku zapadły wcześniej w tej sprawie dwa różne wyroki, oba były jednak w postępowaniu odwoławczym uchylane przez sąd okręgowy.
W pierwszym, sąd uznał, że był to przypadek obrony koniecznej i oskarżonego uniewinnił. W pozostałym zakresie postępowanie umorzył z powodu znikomej szkodliwości społecznej czynu. W drugim procesie sąd rejonowy ocenił, iż do przekroczenia granic obrony koniecznej doszło, ale warunkowo umorzył postępowanie, biorąc pod uwagę okoliczności zdarzenia oraz m.in. niekaralność oskarżonego i dobrą opinię o nim w miejscu pracy.
Orzekając w tej sprawie po raz trzeci Sąd Rejonowy w Białymstoku uznał, iż można mówić jedynie o naruszeniu nietykalności, co jest ścigane z oskarżenia prywatnego. A karalność za takie przestępstwo już się przedawniła; w tym wątku umorzył więc postępowanie. Warunkowo zaś, na dwuletni okres próby, umorzył sprawę dotyczącą uszkodzenia mienia (w czasie wtargnięcia do mieszkania). Oskarżony miał zapłacić 600 zł za szkody oraz koszty postępowania (ustanowienie pełnomocnika oskarżycieli posiłkowych) sięgające blisko 7 tys. zł.
Apelacje złożyły wszystkie strony; białostocki sąd okręgowy za bezzasadną uznał w czwartek apelację obrony (chciała uniewinnienia), częściowo uwzględnił apelacje prokuratury i pełnomocnika oskarżycieli posiłkowych. Skazał oskarżonego na pół roku więzienia w zawieszeniu na 3 lata i obowiązek zapłaty 600 zł za zniszczone drzwi; do ponownego rozpoznania wraca wątek dotyczący spowodowania obrażeń u jednego z mężczyzn.
Sąd okręgowy długo uzasadniał swoje orzeczenie; sędzia Dariusz Niezabitowski podkreślał, że nie można w tej sprawie mówić ani o obronie koniecznej (a więc i przekroczeniu jej granic), ani o tzw. ujęciu obywatelskim. Sąd przyjął, że zdarzenie nie miał dwóch faz (na zewnątrz i w bloku), a powinno być rozpatrywane łącznie. Początek zajścia - w ocenie sądu odwoławczego - to utarczka słowna, nieporozumienie zakończone tym, iż jeden z mężczyzn uderzył policjanta w twarz. Doszło do szarpaniny, policjant przewrócił agresora i zaczął go bić; tamtemu udało się uciec do mieszkania znajomego.
Oskarżony w tej sprawie kontynuował pościg, wyważył drzwi do mieszkania, użył gazu (wziął go od policjantki) i kontynuował atak fizyczny, mimo iż na miejscu była już wezwana policja. "Zwykły samosąd czy chęć odwetu" - mówił o tych działaniach sędzia Niezabitowski. Ocenił, że funkcjonariusz nie zapanował nad emocjami i "nie okiełznał" swojej agresji; przypomniał że mężczyzna wychodząc z imprezy był po spożyciu alkoholu.
"Mimo, że było poza służbą, to oskarżony wykonywał zawód policjanta, a więc osoby, od której - w zakresie reakcji na takie sytuacje - wydaje się, że należałoby wymagać bardziej stonowanych zachowań, bardziej stonowanej reakcji, niż to się odnosi do tzw. zwykłego obywatela" - mówił sędzia.
Ocenił, że funkcjonariusz powinien być na takie sytuacje przygotowany, powinien umieć zachować "zimną krew", a "chyba nie potrafił poradzić sobie z reakcją na to, że jako stróż prawa został przez kogoś zaatakowany". Sędzia wyjaśniał, odnosząc się do faktu pościgu i dalszego ciągu zdarzeń już w bloku, że to dyskwalifikuje możliwość warunkowego umorzenia postępowania.
Wiedząc, że na miejsce przybędzie wezwana policja, sam zdecydował się na wymierzenie sprawiedliwości napastnikom, nie była to reakcja obronna, a oczywisty i zwykły odwet - uzasadniał sędzia Niezabitowski.
Sąd ocenił też, że problemy z emocjami u oskarżonego "co najmniej podważają" jego kwalifikacje do dalszej służby w policji. Zaznaczył, że nie ma aprobaty dla zachowania napastników, a zwłaszcza tego z nich, który z błahego powodu wszczął awanturę, ale druga część zajścia, czyli pościg i wdarcie się do mieszkania "zasługuje na zdecydowaną dezaprobatę i negatywną ocenę ze strony sądu".