Radio Białystok | Wiadomości | Początek przesłuchań świadków w głośnej sprawie śmierci strażaków podczas gaszenia magazynu
Były informacje o tym, że w płonącym budynku jest podwieszany sufit, który może się zawalić. Tak wynika z zeznań świadków w procesie dotyczącym śmierci dwóch strażaków podczas gaszenia magazynu w miejscu dawnych zakładów mięsnych PMB w Białymstoku.
Na ławie oskarżonych zasiada dowodzący akcją gaśniczą, któremu śledczy zarzucają nieumyślne niedopełnienie obowiązków i nieumyślne narażenie zdrowia i życia strażaków. Według prokuratury nie zebrał w sposób dostateczny informacji dotyczących konstrukcji budynku. Dwaj strażacy weszli na podwieszany sufit, który się pod nimi zawalił.
Mężczyzna, który miał w tym budynku magazyn sztucznych kwiatów, mówił, że informował o niebezpieczeństwie, a w szczególności o podwyższonym dachu.
- Przy przyjeździe każdego nowego auta ze straży pożarnej zmieniali się dowódcy i każdego informowałem, jak to jest umiejscowione. Jak próbowali wejść na parter budynku, to ja - będąc przy drzwiach - ich powstrzymywałem. Bałem się, że ten sufit może im się zawalić na głowę - tłumaczył właściciel firmy.
Jak dodał, nawet nie przyszło mu do głowy, że ktoś na ten sufit może wejść.
Pierwszy dowódca, który pojawił się na miejscu zdarzenia, potwierdził, że wiedział o niebezpieczeństwie i te informacje przekazał dalej, dlatego jego zdaniem powinny dotrzeć do wszystkich. Mówił o tym również we wcześniejszych zeznaniach, które odczytywał sędzia Andrzej Kochanowski.
- Był podawany prąd wody bez wchodzenia do wnętrza hali, bo wszyscy mieli świadomość, z wcześniejszych sugestii właściciela, o możliwości zawalenia się podwieszonego sufitu. Tym bardziej że właściciel wielokrotnie powtarzał o podwieszonym suficie. Nie wiem, czy rota wchodząca do budynku była o tym poinformowana - odczytał zeznania sędzia.
Oskarżonemu grozi grzywna, kara ograniczenia wolności lub do dwóch lat więzienia. Mężczyzna nie przyznaje się do winy.
W działaniach zginęło dwóch strażaków z komendy miejskiej PSP w Białymstoku. Mieli 26 i 29 lat i czteroletni staż w służbie. Ich zadaniem było rozpoznanie sytuacji w płonącym magazynie. Jak wynikało wtedy ze wstępnych ustaleń, na piętrze, przy słabej widoczności i dużym zadymieniu, weszli oni na podwieszany sufit, który się pod nimi zawalił. Śledztwo trwało kilka lat.