Radio Białystok | Wiadomości | 12 lat więzienia za znęcanie się nad żoną i doprowadzenie do jej śmierci
Na 12 lat więzienia skazał w piątek Sąd Okręgowy w Białymstoku 54-letniego mężczyznę oskarżonego m.in. o znęcanie się psychiczne i fizyczne nad żoną, a ostatecznie spowodowanie u niej takich obrażeń, które doprowadziły do śmierci. Wyrok nie jest prawomocny. Prokuratura chciała kary 25 lat więzienia.
Prokuratura Rejonowa w Bielsku Podlaskim postawiła oskarżonemu - mieszkańcowi wsi z okolic Brańska - szereg zarzutów, w tym najpoważniejsze związane z wieloletnim znęcaniem się nad żoną oraz doprowadzeniem do jej zgonu.
Mężczyzna wszczynać miał domowe awantury nie tylko wtedy, gdy był pijany, groził małżonce, że ją zabije, ograniczał kontakty z bliskimi i znajomymi, wmawiał choroby czy zmuszał do pisania pamiętnika - a w nim opisywania rzekomych sytuacji intymnych z innymi mężczyznami. We wrześniu 2019 r. kobieta została bardzo poważnie pobita; obrażenia doprowadziły do śmierci.
W piątek (6.11) przed Sądem Okręgowym w Białymstoku strony wygłosiły mowy końcowe, długo mówił też sam oskarżony. Po naradzie ogłoszony został wyrok - nieprawomocna na razie kara łączna to 12 lat więzienia. Od września ubiegłego roku oskarżony jest aresztowany. Do głównych zarzutów znęcania się i spowodowaniu ciężkich obrażeń, skutkujących ostatecznie zgonem żony - nie przyznał się i chciał uniewinnienia w tym zakresie.
W sentencji wyroku prawie dwie minuty zajęło sądowi wyliczenie licznych obrażeń, jakie miała zmarła. Sąd przyjął też w opisie czynu (wątpliwości rozstrzygając na korzyść oskarżonego), że znęcanie miało miejsce nie od 2013 roku, jak zapisała w akcie oskarżenia prokuratura, ale od połowy 2018 r.
Jak uzasadniała sędzia Marzenna Roleder, "pojedyncze niesnaski między małżonkami" jeszcze nie świadczą o tym, iż można mówić o przestępstwie znęcania się. Dlatego za datę, od której miały miejsce działania "umyślne, zmierzające do tego, żeby kogoś drugiego upokorzyć, dołożyć mu cierpień, negatywnych przeżyć" sąd uznał połowę 2018 r.
Sąd okręgowy ocenił, że linia obrony oskarżonego polegała na negowaniu "faktów pobocznych" oraz zupełnym pomijaniu i nieodnoszeniu się do głównych. Jednocześnie przyjął, że kluczowe ustalenia prokuratury są potwierdzone dowodami, a układając je w całość wskazują, że tragicznej nocy pobicia żony w tych konkretnych okolicznościach, mogła dokonać tylko jedna osoba - oskarżony mąż. "Żadne inne osoby wówczas tam nie były" - mówiła sędzia Roleder.
Odnosząc się do wyjaśnień oskarżonego, który przekonywał, że nie ma świadków bicia przez niego żony czy znęcania się nad nią sędzia mówiła, że nie zawsze jest tak, iż takie sytuacje dzieją się publicznie. "Na ulicy, przy innych ludziach, że wszyscy o tym wiedzą, a pokrzywdzona wszystkim opowiada i wszystkim się skarży" - powiedziała sędzia zaznaczając, że w tej sprawie były to tylko relacje między małżonkami, bo zwykle nie miały miejsca nawet przy córkach.
Sędzia przyznała, że nie spotkała się jeszcze z taką sytuacją, jak zmuszanie do pisania "pamiętników", zaznaczając iż tak ich określić nie można. "Jeżeli druga osoba, to znaczy pan oskarżony, siedzi obok, nie mówiąc, że dyktuje, mówi, to jeszcze nanosi poprawki na sporządzanych zapiskach. Czy można w ogóle nazwać to pisaniem pamiętnika, pisaniem czegoś przez tę panią z własnej woli?" - pytała.
I dodała, że było to pisanie o czymś, co nie miało miejsca, do tego z powodów znanych tych oskarżonemu. Przywoływała zeznania mężczyzn, którzy byli w tym "pamiętniku" opisywani. Wśród zarzutów, za które oskarżony został w piątek skazany, było wywiezienie do lasu i pobicie jednego z tych mężczyzn.
Sąd przyznał, że kara 12 lat więzienia zasadniczo odbiega od wniosku prokuratora. Sędzia Roleder zwróciła jednak uwagę, że oskarżony nie był wcześniej karany i miał dobrą opinię środowiskową. Kluczowa była jednak kwalifikacja prawna i fakt, iż nie odpowiadał on za zabójstwo, a za obrażenia, które doprowadziły do śmierci.
Prokuratura przyjęła, że ciosy były zadawane przede wszystkim rękami i to suma tych obrażeń doprowadziła do zgonu. W śledztwie mężczyzna był badany sądowo-psychiatrycznie. Biegli nie stwierdzili u niego ograniczenia poczytalności w momencie popełnienia czynu, choroby psychicznej czy upośledzenia umysłowego, ale zwrócili uwagę na skutki uzależnienia od alkoholu i osobowość dyssocjalną.