Radio Białystok | Wiadomości | Syn znanego wokalisty disco-polo trafił do aresztu za łamanie zakazu prowadzenia pojazdów
Na miesiąc trafił do aresztu 31-letni białostoczanin, syn znanego wokalisty disco-polo. Tak zdecydował sąd na wniosek prokuratury. Policja zainteresowała się mężczyzną bardziej, gdy okazało się, że łamie on zasady kwarantanny.
Obawa matactwa
Sąd Rejonowy w Białymstoku aresztował na miesiąc 31-latka Daniela M., któremu prokuratura postawiła zarzuty związane z naruszaniem - orzeczonego wyrokiem - zakazu kierowania pojazdami.
- Sąd uznał, że istnieje duże prawdopodobieństwo, iż podejrzany jest sprawcą zarzucanych mu czynów. Ponadto ustalił, że w sprawie zachodzi przesłanka szczególna zastosowania środka zapobiegawczego o charakterze izolacyjnym w postaci obawy tzw. matactwa procesowego - poinformowała rzeczniczka białostockiego sądu rejonowego sędzia Beata Wołosik.
Dodała, że - w ocenie sądu - istnieje uzasadniona obawa "podejmowania przez podejrzanego działań zmierzających do uniknięcia odpowiedzialności karnej i podejmowania działań utrudniających postępowanie". Postanowienie o zastosowaniu aresztu nie jest prawomocne, można je zaskarżyć do sądu okręgowego.
Prokuratura Rejonowa w Białymstoku postawiła 31-latkowi zarzuty dotyczące trzech przestępstw związanych ze złamaniem sądowego zakazu prowadzenia wszelkich pojazdów mechanicznych. Grozi za to nawet do 5 lat więzienia. Śledczy wystąpili do sądu o 3-miesięczny areszt tymczasowy. Sąd uznał, że są podstawy do zastosowania tego środka zapobiegawczego na miesiąc, czyli z obowiązywaniem do 8 maja.
10 tys. zł grzywny za złamanie kwarantanny
Zespół prasowy podlaskiej policji poinformował, że za naruszenie zasad kwarantanny mężczyzna został też ukarany przez inspekcję sanitarną karą w wysokości 10 tys. zł.
Jak wynika z informacji policji, Daniel M. był w wykazie osób poddanych kwarantannie, której przestrzegania pilnują funkcjonariusze. Kilka dni temu policjanci nie zastali go jednak. Co prawda w rozmowie telefonicznej 31-latek twierdził, że jest na miejscu, ale potrzebuje kilkunastu minut, by pokazać się w oknie, bo bierze prysznic.
W rzeczywistości był poza domem. Jeden z policjantów zobaczył, że wbiega po schodach. Jak podała policja, twierdził, że "był w odwiedzinach u rodziców i nie ma najmniejszej ochoty stosować się do zasad kwarantanny".
Zatrzymany został po tym, jak dyżurny policji dostał informację, że w nocy ten sam mężczyzna przyjechał samochodem na jedną ze stacji benzynowych w Białymstoku. Pracownik stacji rozpoznał go, "ponieważ pisały o nim gazety".
Wynik testu negatywny
Prokuratura wydała wtedy nakaz zatrzymania, a zebrane przez policję dowody pozwoliły postawić mu zarzuty związane z trzykrotnym złamaniem sądowego zakazu kierowania pojazdami, z których pierwszy raz miał miejsce w lipcu 2019 roku, kolejne dwa - w ostatnich dniach.
- Trwają ustalenia, ile jeszcze ewentualnie razy podejrzany złamał sądowy zakaz prowadzenia pojazdów - powiedział szef Prokuratury Rejonowej w Białymstoku Karol Radziwonowicz.
Policjanci ustalili też, że mężczyzna w sumie kilkukrotnie złamał zasady kwarantanny i związane z nią obostrzenia, za co został ukarany ośmioma mandatami karnymi. Inspektor sanitarny - w drodze decyzji administracyjnej - nałożył na 31-latka również karę w wysokości 10 tysięcy złotych.
Test na obecność koronawirusa dał u niego wynik negatywny, dlatego prokuratura nie postawiła mu zarzutów dotyczących potencjalnego zagrożenia zdrowia, a nawet życia innych osób, z którymi miał kontakt, łamiąc kwarantannę.