Radio Białystok | Wiadomości | Białostocki chirurg oskarżony o narażenie życia 67-letniej pacjentki walczy o uniewinnienie
Przed Sądem Okręgowym w Białymstoku zakończył się w czwartek (23.05) proces odwoławczy miejscowego lekarza - specjalisty z zakresu chirurgii klatki piersiowej, oskarżonego o narażenie życia 67-letniej pacjentki, u której wystąpiło pooperacyjne krwawienie z tętnicy.
Wyrok odwoławczy 6 czerwca
W grudniu 2018 roku Sąd Rejonowy w Białymstoku skazał lekarza na rok więzienia w zawieszeniu i 15 tys. zł grzywny. Takiej kary domagała się prokuratura, więc ona apelacji nie składała. Zrobiła to obrona, która chce uniewinnienia. Wyrok odwoławczy ma być ogłoszony 6 czerwca.
Śledczy zarzucają chirurgowi z Uniwersyteckiego Szpitala Klinicznego w Białymstoku, że w czerwcu 2016 roku jako osoba, na której ciążył obowiązek opieki nad pacjentką przez wdrożenie właściwego postępowania medycznego, nie rozpoznał objawów krwawienia tętniczego do jamy opłucnowej (po operacji przeprowadzonej przez innego lekarza) i nie podjął na czas decyzji o powtórnym zabiegu operacyjnym.
Błąd lekarza?
W ocenie prokuratury, opartej na opiniach biegłych, oskarżony – na podstawie dostępnego obrazu klinicznego pacjentki i posiadanej wiedzy medycznej – powinien i mógł wcześniej rozpoznać objawy powikłań operacyjnych. Dlatego śledczy zarzucili lekarzowi narażenie pacjentki na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia.
Mimo powtórnej operacji kobieta, która trafiła do szpitala z podejrzeniem nowotworu płuc, zmarła wskutek niewydolności wielonarządowej, jaka rozwinęła się "w przebiegu długotrwałego wstrząsu krwotocznego spowodowanego znaczną utratą krwi w okresie po pierwotnej operacji".
W apelacji obrona m.in. domagała się dodatkowej opinii biegłych, zarzuca też sądowi I instancji, że wątpliwości w sprawie nie były rozstrzygane na korzyść oskarżonego. W jej ocenie orzeczona wobec lekarza kara jest rażąco surowa. Prokuratura stoi na stanowisku, że zarzuty obrony są chybione i sprzeczne z zebranym w sprawie materiałem dowodowym. Podobnie jak oskarżyciel posiłkowy (mąż zmarłej) prokurator chce oddalenia apelacji i utrzymania wyroku.
Lekarz twierdzi, że zrobił wszystko, co było możliwe
W ostatnim słowie oskarżony lekarz mówił, że zrobił wszystko, co było możliwe, biorąc pod uwagę stan pacjentki i wiedzę z konsultacji z innymi lekarzami. Kwestionował ustalenia powołanych w śledztwie biegłych (chodziło zwłaszcza o to, czy krwotok, do którego doszło, był tętniczy, jak to opisano w zarzucie). Podkreślał, że pacjentka miała wiele innych chorób wpływających na jej stan.
"Chciałbym służyć społeczeństwu dalej, a wiem, że ten wyrok zwiąże mi ręce. Wiem, że będę po prostu zwolniony" - dodał.
Uznając winę lekarza, sąd I instancji odwoływał się do opinii biegłych, którzy analizowali poszczególne etapy leczenia pacjentki w szpitalu. Zwracał wtedy uwagę, że nie podważyły tej opinii (uzupełnionej też ustnie na rozprawie) żadne inne dowody (m.in. zeznania świadków). Wyjaśnienia oskarżonego, który do zarzutów się nie przyznał, sąd uznał za polemikę z ustaleniami biegłych.
Kwalifikacja do leczenia, wybór metody operacyjnej i sam zabieg były przeprowadzone prawidłowo - ocenili biegli. Zwracali też uwagę, że krwawienie w operowanym miejscu może nastąpić również przy prawidłowo przeprowadzonym zabiegu i wliczone jest w tzw. zwykłe ryzyko leczenia, ale powinno być znacznie wcześniej rozpoznane, niż miało to miejsce w tej sprawie i powinno być inaczej leczone.
Leczenie zachowawcze było "niewystarczające i niepoprawne"
Za "niewystarczające i niepoprawne" uznali leczenie zachowawcze, polegające na podawaniu leków i przetaczaniu preparatów krwi. Porównali je do próby dolewania płynu do dziurawego naczynia. Wskazali też czas, w którym - w ich ocenie - były względne, a potem już bezwzględne przesłanki do powtórnej operacji jako jedynej możliwości zatamowania krwawienia. Przyjęcie przez lekarza postawy wyczekującej przez kolejnych 12 godzin było "błędnym postępowaniem medycznym prowadzącym do eskalacji istniejącego stanu niebezpiecznego dla pacjentki" - ocenili biegli.
Zaznaczyli, że wcześniejsze przeprowadzenie powtórnej operacji dawało szanse na całkowite wyleczenie pacjentki, ale też nie wskazali na związek przyczynowo-skutkowy między błędnym postępowaniem lekarza a zgonem. Chodzi o to, że nie było pewności, czy gdyby oskarżony szybciej przeprowadził powtórną operację (którą ocenili jako prawidłowo przeprowadzoną), kobieta by przeżyła przy założeniu, że zabiegi w obrębie klatki piersiowej obarczone są "istotnym ryzykiem niepowodzenia".