Radio Białystok | Wiadomości | Ponad połowa położnych z USK jest na zwolnieniach lekarskich – przyjęcia rodzących kobiet wstrzymane
Ponad połowa położnych z Uniwersyteckiego Szpitala Klinicznego w Białymstoku przebywa na zwolnieniach lekarskich, wstrzymane są przyjęcia, pacjentki do porodu są kierowane do szpitala wojewódzkiego w Białymstoku - poinformowano w środę (20.02) na konferencji prasowej w szpitalu.
Trudna sytuacja w USK
Dyrektor USK Marek Karp poinformował, że w związku ze zwolnieniami położnych sytuacja w szpitalu jest "trudna" i zmienna, co godzinę zbiera się sztab kryzysowy, w najgorszej sytuacji - jeśli zajdzie taka konieczność - będzie zamknięty oddział neonatologii.
Uniwersytecki Szpital Kliniczny w Białymstoku jest największym i najbardziej specjalistycznym szpitalem w województwie podlaskim.
Mało położnych w USK w Białymstoku - przyjęcia rodzących kobiet wstrzymane
Informacje o zwolnieniach położnych z dwóch klinik: Kliniki Neonatologii i Intensywnej Terapii Noworodka oraz z Kliniki Perinatologii i Położnictwa ze szkołą rodzenia wpływają do szpitala od poniedziałku. Położne mają przebywać na zwolnieniach głównie od dwóch do pięciu dni i szpital liczy, że będą wracać do pracy.
Położne podkreślają, że nie prowadzą akcji protestacyjnej
Marek Karp powiedział, że szpital nie ma oficjalnej informacji o tym, że sytuacja z położnymi jest jakimś protestem, nie otrzymał żadnych postulatów, dlatego szpital przyjmuje do wiadomości, że położne są chore.
"Nie mamy 40 położnych z 62 pracujących na neonatologii, 17 z 32 pracujących na perinatologii i 7 z 18 na sali porodowej" - poinformowała rzeczniczka szpitala Katarzyna Malinowska-Olczyk. Łącznie na zwolnieniach - do środy w południe - przebywają 64 położne ze wszystkich 125 pracujących w szpitalu. Bez problemów działa jedynie - co podkreślano - oddział reanimacji wcześniaków.
Mogą być zamknięte oddziały - to najczarniejszy scenariusz
Dyrektor szpitala podkreślił, że ma zapewnioną minimalną obsadę położnych na noc ze środy na czwartek i na czwartek, by zapewnić opiekę pacjentom. Zaznaczył, że jeśli zabraknie dwóch położnych, trzeba będzie zamknąć oddziały i przenieść pacjentów do innych placówek. "Najważniejsze dla nas jest bezpieczeństwo tych najmniejszych, najbardziej bezbronnych pacjentów" - powiedziała Malinowska-Olczyk. Obecnie w szpitalu przebywa sześcioro dzieci po tzw. porodach prawidłowych, sześcioro dzieci na oddziale wcześniaków, troje dzieci ma być wypisanych.
Dyrektor USK powiedział, że sytuacja z położnymi zmienia się dynamicznie, zdarzają się sytuacje, że mimo uzgodnień, że np. przyjdą do pracy na dyżur, okazuje się, że wpływają zwolnienia lekarskie, co destabilizuje sytuację.
"Jestem przygotowany na to, że w sytuacji braku zabezpieczenia świadczeń położniczych wygaszę funkcjonowanie oddziału neonatologii" - powiedział Marek Karp. Zaznaczył, że jest to opcja "niechciana", ale "mocno analizowana".
Trwają rozmowy na temat ewentualnego przeniesienia małych pacjentów do innych szpitali.
Jest to ostateczność, którą musiałbym zastosować wtedy, kiedy w grę wchodziłby brak możliwości zabezpieczenia, właściwej opieki w tym miejscu. Wiem, że w przypadku takiej decyzji pozbawiłbym województwo opieki na trzecim stopniu opieki neonatologicznej, zdaję sobie z tego sprawę - mówił Marek Karp, ale zaznaczył, że zostawienie w szpitalu dzieci bez należytej opieki jest "równie groźne".
"Nie chcę do tego doprowadzić" - mówił Marek Karp.
Dyrektor powiedział, że liczy, iż położne będą wracać do pracy, a wtedy będzie przywracał systematycznie normalną pracę. "Na chwilę obecną, to lekarz dyżurny decyduje o tym, czy stan zdrowia uzasadnia nagłą interwencję, jeżeli chodzi o poród" - mówił dyrektor USK.
Szpital przyjmuje więcej pacjentek niż powinien
szpital przyjmuje więcej pacjentek niż powinien. Położne z USK rozsyłają anonimowo do mediów maile, w których opisują różne - niewłaściwe ich zdaniem - sytuacje z oddziałów o tym, że mimo podpisana przez szpital umowy z NFZ na KOC warunki nie są lepsze, a gorsze, przyjmowanych jest więcej pacjentek niż w ubiegłych latach - tak, że personel medyczny nie ma czasu, by we właściwy sposób zająć się wszystkimi pacjentkami, wiele kobiet po porodach nie może przebywać razem ze swoimi dziećmi. Piszą też, że są przemęczone i zestresowane. Piszą, że chcą godnych warunków pracy, rozmów z dyrektorem szpitala, bo na kierowane do niego pisma nie dostają odpowiedzi. Położne piszą, że nie prowadzą teraz protestu, tylko - jak to określono - "dbają o własne zdrowie". Marek Karp odpowiadał, że spotyka się z wieloma grupami zawodowymi, także z położnymi.