Radio Białystok | Wiadomości | Grzywna w procesie związanym ze śmiercią dziecka wskutek porażenia prądem
Na tysiąc złotych grzywny skazał w czwartek białostocki sąd 63-letniego mężczyznę za nieumyślne narażenie rodziny najemców na niebezpieczeństwo w mieszkaniu, w którym była wadliwie wykonana i wymagająca remontu instalacja elektryczna.
Sąd nie znalazł dowodów na to, że oskarżony odpowiada za spowodowanie śmierci dziecka
Sąd nie znalazł jednak dowodów na to, że oskarżony-właściciel mieszkania odpowiada za niemyślne spowodowanie śmierci 10-miesięcznego dziecka porażonego w tym mieszkaniu prądem. Wyrok Sądu Rejonowego w Białymstoku nie jest prawomocny.
Do tragicznego wypadku doszło w czerwcu 2017 r. Prąd poraził raczkujące dziecko w mieszkaniu, które wynajmowała jego rodzina. W przedpokoju dotknęło ono, jak się okazało, niezabezpieczonych i pod napięciem elementów dzwonka, który znajdował się nieco nad podłogą. W stanie bardzo ciężkim dziecko trafiło do Dziecięcego Szpitala Klinicznego w Białymstoku. Zmarło dwa tygodnie później.
Według ustaleń prokuratury, opartych na opiniach biegłych, mieszkanie zostało wynajęte przez właściciela domu, mimo że instalacja elektryczna była wykonana nieprawidłowo, w złym stanie i wymagała pilnego remontu, bo w różnych częściach nieruchomości znajdowały się elementy stwarzające zagrożenie porażeniem prądem, m.in. gniazdka, które wypadały ze ścian.
Właściciel domu odpowiadał nie tylko za niemyślne spowodowanie śmierci dziecka, ale też za nieumyślne narażenie kilku kolejnych osób na ciężkie obrażenia, a nawet utratę życia w związku ze stanem instalacji elektrycznej w domu.
Początkowo śledczy zarzuty postawili matce chłopca
Początkowo śledczy zarzuty postawili matce chłopca, uznając, że w sposób niewłaściwy sprawowała nad nim opiekę. Kiedy jednak zebrali pełniejszy materiał dowodowy, w tym uzyskali opinie biegłych, ten wątek śledztwa prokuratura umorzyła.
Sąd rejonowy uznał właściciela mieszkania za winnego jedynie tego, że nieumyślnie naraził rodzinę najemców na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia lub ciężkiego uszczerbku na zdrowiu. Chodziło o to, że - jako osoba zobowiązana do utrzymania w należytym stanie instalacji elektrycznej w budynku do niego należącym - wynajął w nim mieszkanie tej rodzinie, mimo iż instalacja była nieprawidłowo wykonana i wymagała remontu, a jej elementy zagrażały porażeniem prądem. Za to skazał go na tysiąc złotych grzywny.
W tle tej sprawy jest ludzka tragedia, bo zginęło niespełna roczne dziecko, ale sąd chce jasno powiedzieć, że w tej sprawie nie ma dowodów na to, aby obwiniać oskarżonego o nieumyślne spowodowanie śmierci tego dziecka
- podkreślał w uzasadnieniu wyroku sędzia Krzysztof Kozłowski. - Poszukiwanie osób winnych śmierci tego dziecka chyba było poprowadzone nie w tę stronę - dodał.
Przywoływał prokuratorski opis zarzutu, z którego wynikało, iż dziecko miało dotknąć przewodów dzwonka elektrycznego. I odwołując się do opinii biegłego mówił, że nie mogłoby wtedy dojść do porażenia a stało się to wskutek dotknięcia elementów dzwonka, które były pod napięciem.
Sędzia Kozłowski przyznał, że miał problemy z ustaleniem, w jakich okolicznościach doszło do dotknięcia tych elementów.
Kto śledził proces i zeznania przesłuchanych w tej sprawie pokrzywdzonych (rodziców i siostry dziecka) ten, podobnie jak sąd może dojść do przekonania, że na tę chwilę jednolitej wersji ustalić się nie da (...) Dawno nie prowadziłem takiego postępowania, kiedy osoby z jednej rodziny składają tak sprzeczne zeznania w tym zakresie
- dodał sędzia Kozłowski.
I mówił, że te różnice dotyczyły tego, gdzie dzwonek był umieszczony, w jakim był stanie, czy miał założoną obudowę. Przypominał, że dźwięk dzwonka, który potrafił wzbudzić się w czasie burzy denerwował domowników, a dzień wcześniej matka dziecka "coś próbowała przy nim odłączyć", nie wykluczył, że mogła - nawet nieumyślnie - obudowę zdjąć i "tak to zostało". Zaznaczył przy tym, że nie wiadomo też, kto po nieszczęśliwym zdarzeniu ostatecznie wyrwał dzwonek ze ściany.
Sędzia Kozłowski mówił, że zeznania są miejscami "niewiarygodne i sprzeczne". Wyrażał wątpliwość, dlaczego na podstawie takich zeznań właściciel mieszkania odpowiadał pod zarzutem nieumyślnego spowodowania śmierci dziecka. - Przepraszam za porównanie, ale do głowy mi przychodzi tylko takie powiedzenie polskie, że kowal zawinił, Cygana powiesili - dodał w uzasadnieniu.
Jego zdaniem, należało wyjaśnić ostatecznie wątek demontażu dzwonka i wtedy wyciągnąć wnioski, kto za śmierć dziecka odpowiada. Mówił, że gdyby dzwonek był na swoim miejscu i miałby obudowę, nie doszłoby do porażenia prądem kogokolwiek. "Do nieszczęścia doszło na skutek tego, że z jakichś powodów obudowa dzwonka została zdjęta, lub też dzwonek został zdjęty ze ściany i leżał luzem" - powiedział sędzia Kozłowski.
Prokuratura decyzję o ewentualnej apelacji podejmie po analizie pisemnego uzasadnienia wyroku. Obrona uważa orzeczenie za "słuszne" i nie zamierza go skarżyć. Mec. Rafał Goździewski przyznał w komentarzu po publikacji wyroku, że były nieprawidłowości w instalacji elektrycznej w budynku, ale akcentował ocenę sądu, że to nie oskarżony jest winny śmierci dziecka.