Radio Białystok | Wiadomości | Zamiast do izby wytrzeźwień wiele pijanych osób trafia do suwalskiego szpitala - skarżą się lekarze
autor: Marcin Kapuściński
Pijani pacjenci stają się coraz większym problemem dla suwalskiego szpitala. Lekarze alarmują, że zamiast do izby wytrzeźwień trafiają oni na oddziałowe łózka.
- Z nietrzeźwymi mamy coraz większy problem. Niestety trafiają do nas prosto z parkowej ławki. Służby bardzo często wybierają drogę na skróty i przywożą ich z pominięciem izby wytrzeźwień - opowiada Ryszard Skarżyński, lekarz szpitalnego oddziału ratunkowego.
Pijący nałogowo zwykle mają również problemy z poważnymi chorobami. Już w czasie pierwszych badań diagnozuje się u nich np. niewydolność nerek i wątroby. W takim stanie nie mogą być odesłani do domu i trafiają na szpitalne oddziały.
- Tych pacjentów jest tak dużo, że na oddziale wewnętrznym stanowią dwie trzecie chorych - wylicza Piotr Zimnicki, dyrektor medyczny suwalskiego szpitala.
Lekarze podkreślają, że pijany pacjent wymaga takiego samego traktowania jak inni. Współpraca z nim bywa jednak bardzo ciężka.
- Czasami są nosicielami zaraźliwych chorób. Znajdują się pod wpływem narkotyków. Są też agresywni. To problem dla nas, personelu i innych pacjentów - opowiada Skarżyński.
Pracownicy, działającego na zlecenie suwalskiego urzędu miejskiego, Ośrodka Profilaktyki i Wsparcia dla Osób Nietrzeźwych twierdzą jednak, że pijanych do szpitala odsyłają tylko w skrajnych przypadkach.
- Pierwszy raz słyszę, że nie spełniamy naszej funkcji. Codziennie przyjmujemy wiele osób. Czasami są jednak tak nietrzeźwi, że nie ma z nimi kontaktu. My nie mamy sprzętu żeby im pomóc. Wtedy, dla ich bezpieczeństwa, odsyłamy ich do szpitala – tłumaczy Łukasz Mazalewski, pracownik ośrodka.
Dyrekcja szpitala liczy, że problem uda się rozwiązać i izba wytrzeźwień przyjmie do siebie większość pijanych.
- Chodzi nam o większą współpracę. Nie chcemy przerzucać problemu, ale oczekujemy zrozumienia. Jesteśmy po to, żeby leczyć chorych, a nie zajmować się trzeźwieniem opitych ludzi - podkreśla doktor Zimnicki.