Radio Białystok | Wiadomości | Pływa i ratuje życie – lekarz z Białegostoku pomaga ubogim mieszkańcom Afryki na szpitalnym statku
Pochodzący z Białegostoku lekarz Marcin Bierć bierze udział w projekcie Africa Mercy. Polega on na charytatywnej pracy na - największym na świecie - cywilnym statku-szpitalu, który wzdłuż wybrzeży Afryki zapewnia opiekę medyczną tam, gdzie jest ona najtrudniej dostępna.
Statek niosący pomoc
Mercy Ships - International Hospital Ships, to szpitalny statek, który od 1978 roku zapewnia potrzebującym bezpłatne zabiegi ratujące życie. Statek cumuje w miejscach, w których opieka medyczna prawie nie istnieje - najczęściej wzdłuż wybrzeży Afryki.
W Afryce jest tylko 2,5 lekarza na 10 tys. osób, więc Mercy Ships do Afryki przysyła ochotnicze zespoły medyczne i sterylne sale operacyjne. W przeciwnym razie chorzy byliby bez opieki. W ciągu prawie czterdziestu lat pomoc na statku otrzymało ponad 2,5 mln potrzebujących - czytamy na stronie internetowej projektu.
Statek cumuje w jednym miejscu przez dziesięć miesięcy. Pracuje na nim kilkudziesięciu lekarzy. Wśród nich jest 38-letni białostoczanin Marcin Bierć, który - po ukończeniu wydziału stomatologii na Uniwersytecie Medycznym w Białymstoku - wyjechał na stypendium do Stuttgartu. W Niemczech pracuje od sześciu lat jako chirurg szczękowy.
O statku niosącym pomoc dowiedział się przypadkowo.
Poznałem panią doktor z Gdańska, która dwadzieścia lat temu też pracowała jako lekarz na Mercy Ships. Wiem, że Polakiem na statku był też inżynier pokładowy. Poza nimi, nikt Polaków na +Mercy+ nie pamięta. Najwięcej pracuje tu Amerykanów, Anglików, Niemców i Francuzów - powiedział Marcin Bierć.
Praca bez wynagrodzenia
Lekarze nie pobierają za pracę wynagrodzenia. Sami muszą opłacić swój pobyt na statku i kupić bilet na przylot do Afryki. Pomagają ludziom np. podczas swoich urlopów.
Pracując na statku na bloku operacyjnym, gdzie ludzie płacą, żeby tu pracować, tworzy się pewnego rodzaju utopia i niesamowite uczucie, takiej przyjemności pracy. A z drugiej strony (...) taką obrałem drogę, coś mi to daje, jest to dla mnie naturalne, zdobywam doświadczenie i ja też mogę coś tym ludziom zostawić z siebie - powiedział chirurg.
Dodał, że na statku najczęściej operuje ludzi z niegroźnymi nowotworami żuchwy i szyi, którzy bardzo często ich nie leczą. Opisał przypadek mężczyzny, który przyszedł na statek z rozległym nowotworem, rozrośniętym do rozmiarów "potrójnej głowy" - mówi chirurg.
"Mężczyzna na statek szedł z wnuczkiem, piechotą, przez trzy dni. Był skrajnie wyczerpany. Samo przygotowanie do zabiegu usunięcia narośli trwało dobre dwa tygodnie. Zabieg zrobiliśmy w ciągu 15 godzin. Udało się. Takich nowotworów w Europie już się nie spotyka" - opisał białostoczanin.
Profesjonalne sale operacyjne
Na Mercy Ships są profesjonalne sale operacyjne i wszystkie zabiegi odbywają się w sterylnych warunkach. Lekarze to specjaliści z wielu dziedzin: okuliści, interniści, kardiolodzy, ginekolodzy, ortopedzi.
Bierć podkreślił, że - choć największym problemem w Afryce jest brak dostępu do specjalistycznej medycyny - to "trzeba być ostrożnym w niesieniu tej pomocy, aby nie zniszczyć lokalnych środowisk i nie wchodzić na siłę, tam gdzie miejscowi tej pomocy nie oczekują".
Jak podkreślił, lekarzom z Mercy Ships zależy na pomocy długoterminowej dla potrzebujących mieszkańców Afryki. W ramach projektu działa międzynarodowa fundacja chirurgów plastycznych, która zbiera pieniądze na organizację szkoleń miejscowym lekarzom. Dodał, że do takiej pomocy może się przyłączyć każdy - szczegóły są na stronie projektu.
Białostoczanin na Mercy Ships był już wielokrotnie, m.in. pomagając ludziom w Kamerunie, Beninie i na Madagaskarze. Przed lekarzem kolejna podróż i praca na statku w 2018 roku. "Cieszę się, że tam znowu pojadę. Poznałem wielu fantastycznych ludzi, od których zawsze otrzymuję dawkę pozytywnej energii" - dodał Marcin Bierć.