Radio Białystok | Białoruś | Mińskie podwórka w epoce protestu – tańce, nowe znajomości, walka o flagi
Codzienne spotkania, wspólne słuchanie muzyki, tańce i walka o flagi to nowa rzeczywistość mińskich podwórek w epoce protestu. W sytuacji, gdy władze blokują place, ludzie integrują się na swoich osiedlach. Dominuje biało-czerwono-biała symbolika.
Podwórko na ulicy Czerwiakowa w Mińsku zna już cała Białoruś, a jego mieszkańcy obwołali je „najbardziej legendarnym” w stolicy. Co się na nim dzieje można obejrzeć na założonym niedawno profilu na Instagramie, nazwanym Płoszczą Pieremien, czyli Placem Przemian.
Na ścianie na placyku namalowano mural przedstawiający „didżejów przemian": Kiryła Hałanaua i Uładzisława Sakołouskiego. Ci młodzi pracownicy jednego z domów kultury stali się znani, gdy 6 sierpnia w czasie zorganizowanej przez władze imprezy puścili słynną piosenkę „Pieremien” (Chcemy zmian) zespołu Kino.
Hałanau i Sakołouski trafili do aresztu - jeden na pięć, drugi na 10 dni, a potem wyjechali z Białorusi w obawie przed dalszymi represjami. Pozostali jednak uwiecznieni na ścianie na mińskim podwórku. Regularnie znikają, bo mural jest ciągle zamalowywany przez służby komunalne, ale potem pojawiają się znowu – mieszkańcy podwórka starannie zmywają farbę.
To właśnie pod tym muralem i wiszącą nad nim tabliczką „Plac Przemian” codziennie spotykają się mieszkańcy. W niedzielę wieczorem odbywał się tu kurs salsy, zorganizowany wspólnie z zaprzyjaźnionym studiem tańca. Dla tych, którzy niezbyt czuli latynoskie rytmy, na drugim końcu podwórka brodaty bard śpiewał piosenki po białorusku, wzbudzając entuzjazm zgromadzonych.
W tym czasie po podwórku, które jest też przecież placem zabaw, biegały dzieci. Ktoś wyszedł z psem, ktoś inny z biało-czerwono-białą flagą. OMON jeszcze tu nie dojechał, chociaż dokładnie w tym samym czasie patrole kontrolowały już podwórka w dzielnicy Nowaja Borowaja, gdzie również co wieczór spotykają się mieszkańcy i tętni życie społeczno-polityczne. Władzom się to nie podoba.
„Bili mnie, ale dość lekko” – powiedział chłopak z Hongkongu, którego wcześniej OMON zatrzymał po proteście przed pałacem prezydenckim, gdy robił zdjęcia. Przyszedł na Czerwiakowa, bo słyszał, że to „fajne podwórko”. „Tłumaczyłem im (OMON-owi), że jestem turystą” – mówił, śmiejąc się. Wypuścili go.
„U nas biją mocniej i gaz mają też mocniejszy. Ten tutaj tylko trochę mnie podrapał w gardle” – wyjaśnił już zupełnie na poważnie. Podczas niedzielnego protestu pod pałacem prezydenckim jeden z funkcjonariuszy rzeczywiście prysnął gazem w stronę demonstrantów, którzy malowali brzydkie napisy na wysokich rozstawianych tarczach maszyn "antyprotestowych".
Białoruskie milicja i wojsko w ostatnim czasie nasiliły taktykę zastraszania protestujących i ostro przerywają manifestacje, dokonując zatrzymań. MSW powtarza wciąż, jak poważnym „złamaniem prawa” jest udział w nielegalnych akcjach, i wzywa do opamiętania się.
Wyjście na ulicę to groźba aresztu, dostania pałką, a także późniejszych konsekwencji, nawet włącznie z zarzutami karnymi czy utratą pracy. Dlatego ludzie coraz częściej integrują się w swoich dzielnicach i na podwórkach. Powstają nowe osiedlowe czaty w Telegramie. Protest i wyrażanie poglądów są utrudnione, ale rozwijają się małe społeczności i samopomoc.
Nawet tam, gdzie, wydawałoby się, wszystko jest pod kontrolą, buzuje niezadowolenie. Na jednym z podwórek w dzielnicy Uruczcza, przy domach, które przylegają do jednostki wojskowej, pojawił się w niedzielę wóz straży pożarnej ze wsparciem funkcjonariuszy OMON-u. Ta „brygada specjalna” przybyła w trybie pilnym, by zdemontować rozwieszoną nad podwórkiem biało-czerwono-białą flagę.
„O, przyjechali walczyć ze złem” – rzucił ktoś z mieszkańców. Wszystko poszło sprawnie, strażak z OMON-owcem wjechali na drabinie na potrzebną wysokość. Funkcjonariusz zdjął flagę. W tym czasie w oknach i na podwórku ustawili się gapie. „No, jaki zuch!” – skomentował ktoś sarkastycznie i wszyscy wrócili do swoich zajęć.
„My za to płacimy” – powiedziała jedna z kobiet. „Lekarz na intensywnej terapii zarabia 600 rubli (ok. 900 zł) i jeszcze musi z tego oddać 13 proc. podatków na tych +bohaterów+” – kiwnęła głową w kierunku milicji. Ta przyjechała busikiem, jak zwykle bez numerów rejestracyjnych.
Nie wszędzie ściąganie flag – a jest to już codzienny problem najróżniejszych służb - idzie tak łatwo. Na mińskim osiedlu Kaskad doszło 5 września do poważnej konfrontacji mieszkańców z siłami milicji, strażakami i nawet przedstawicielami władz miejskich. Pomimo prób nie udało się zdemontować wszystkich flag.
„Problemów” stojących przed władzami jest i będzie jednak coraz więcej. Flagi biało-czerwono-białe wiszą już w wielu oknach i na balkonach. Na podwórkach wieczorami słychać piosenki „Chcemy zmian” i „Mury”. Ludzie skandują z okien, świecą latarkami. Niby już wszyscy śpią, a tu znowu: „Niech żyje Białoruś!”.