Radio Białystok | Wiadomości | Wpłynęły apelacje w procesie oskarżonych o oszustwa metodą "na policjanta"
Będzie ciąg dalszy procesu trzech młodych mężczyzn, nieprawomocnie skazanych za udział w oszustwach metodą "na policjanta". Dwie białostoczanki straciły w ten sposób łącznie 45 tys. zł. Do Sądu Okręgowego w Białymstoku wpłynęły apelacje prokuratury i obrońców.
Prokuratura domagała się w tym procesie kar od 1,5 roku do 2,5 roku więzienia, obrona - uniewinnienia. W grudniu białostocki sąd rejonowy uznał winę całej trójki oskarżonych, nieprawomocnie skazał ich na kary roku i dwóch miesięcy oraz roku więzienia (w tych przypadkach bez zawieszenia) oraz na rok więzienia w zawieszeniu (to kara za pomoc przy jednym z oszustw i za posiadanie narkotyków).
Skazani mają też w całości naprawić szkodę, czyli oszukanym kobietom zwrócić łącznie blisko 45 tys. zł.
Do oszustw objętych tym aktem oskarżenia doszło jesienią 2020 roku. Kwota strat byłaby większa, ale jednej z kobiet nie udało się pobrać więcej gotówki z konta. Obie dotąd nie odzyskały pieniędzy.
Do obu zadzwonił na numery stacjonarne mężczyzna podający się za funkcjonariusza komendy wojewódzkiej policji w Białymstoku. Mówił, że policjanci rozpracowują grupę przestępczą, która podrabia dowody osobiste, a w proceder zamieszana jest też pracownica banku.
Rzekomo prawdziwą tożsamość i funkcję owego policjanta potwierdzała kolejna osoba. Kobiety miały iść do banku po oszczędności i przekazać je policji. Zapewniano je, że funkcjonariusze cały czas akcję nadzorują, a jej celem jest udaremnienie przestępstwa.
On powiedział, że przyjedzie do mnie kurier i na hasło "bank" będę musiała oddać pieniądze, które wypłaciłam oraz te, które posiadam w domu - zeznawała w śledztwie pierwsza z oszukanych pań, 70-latka.
Po blisko 25 tys. zł przyszedł do niej młody mężczyzna.
61-letnia emerytka, która straciła 20 tys. zł mówiła, że podeszła do słów rozmówcy z rezerwą i początkowo nie uwierzyła w akcję policji. Ostatecznie jednak pojechała do banku; chciała pobrać 40 tys. zł, ale kasjerka mogła wypłacić połowę tej kwoty.
U niej inaczej wyglądał scenariusz samego przekazania pieniędzy. Oszust, który był z nią w stałym telefonicznym kontakcie chciał, by pieniądze włożyła do kosza na śmieci, ale wciąż zmieniał to miejsce. Doszło nawet do tego, że kobieta wyjęła pieniądze z kosza i zakomunikowała, że ma dosyć i jedzie do domu. Wówczas była straszona sprawą karną, grożono też, że konsekwencje spotkają jej syna. Gdy już oszuści przejęli gotówkę, odebrała telefon, a rozmówca wulgarnie zapytał ją, jak się czuje jako osoba oszukana w ten sposób.
Według białostockiej prokuratury, wszyscy trzej oskarżeni wzięli udział w przestępstwie jako ostatnie ogniwo grupy oszustów, czyli osoby odbierające gotówkę lub w tym pomagające. Jeden z nich był kierowcą; wszyscy są młodymi mieszkańcami Warszawy i jej okolic.
Sąd Rejonowy w Białymstoku nie miał wątpliwości co do udziału w oszustwach i winy wszystkich oskarżonych. Apelacje złożyła prokuratura, która chce kar surowszych oraz obrońcy dwóch oskarżonych. Akta trafiły już do drugiej instancji; termin rozpoznania sprawy nie został jeszcze wyznaczony.