Radio Białystok | Wiadomości | Białystok: Proces ws. zbrodni sprzed ponad 20 lat; oskarżony nie przyznaje się
Po ponad 20 latach od zbrodni rozpoczął się proces w sprawie zgwałcenia i zabójstwa młodej kobiety w centrum Białegostoku.
Policjanci z Archiwum X ustalili podejrzanego
Na ławie oskarżonych zasiada 43-letni mężczyzna, zatrzymany ponad rok temu w Wielkiej Brytanii. Podejrzanego udało się ustalić, gdy sprawą po latach zajęli się policjanci z tzw. Archiwum X.
Chodzi o wydarzenia w Białymstoku z sierpnia 2001 r. Sprawca zaatakował 30-latkę na osiedlu Sienkiewicza, kiedy ta wracała wieczorem do domu. Zgwałcił ją, dusił i ukradł biżuterię. Po kilku miesiącach kobieta zmarła w szpitalu.
Napaść miała miejsce tuż przy bloku, w którym mieszkała. Stało się to po tym, jak odprowadziła kuzynkę na przystanek autobusowy.
Pierwsze postępowanie było umorzone
W prowadzonym wówczas śledztwie sprawcy gwałtu, rozboju (ofiara została ograbiona z biżuterii) i zabójstwa nie udało się ustalić; po roku od zbrodni postępowanie prokuratorskie zostało z tego powodu umorzone.
W 2020 roku do sprawy wrócili jednak policjanci zajmujący się trudnymi, nierozwikłanymi dotąd sprawami kryminalnymi z tzw. Archiwum X i Prokuratura Okręgowa w Białymstoku.
Podlaska policja opublikowała też wtedy komunikat po sporządzeniu (na podstawie zeznań świadków) portretu pamięciowego potencjalnego podejrzanego uwzględniając progresję wiekową, prosiła o pomoc w ustaleniu jego tożsamości. W czerwcu 2021 roku podała informację, że podejrzewany o tę zbrodnię został zatrzymany w Wielkiej Brytanii; przez kilkanaście lat mieszkał w pobliżu Manchesteru.
Mężczyzna nie przyznaje się
W śledztwie 43-latek nie przyznał się i odmówił składania wyjaśnień; podobnie zrobił we wtorek (13.12) przed sądem, nie chciał też odpowiadać na pytania.
Zanim proces się rozpoczął, obrońca złożył wniosek o wyłączenie jawności rozprawy, ale sąd go nie uwzględnił.
Rozpoczęły się przesłuchania świadków. Ojciec zamordowanej kobiety mówił, że wieczorem w dniu, w którym doszło do zbrodni, był blisko jej miejsca, siedział na ławce ze znajomym. Mówił, że nic nie widział i nie słyszał, ale gdy wrócił do mieszkania i wyszedł na balkon, zobaczył stojącą karetkę na sygnale. Zszedł na dół, bo przeczuwał, że może coś złego stało się jego córce; zanim zobaczył ciało, rozpoznał jej buty.
Nic mi nie zwróci straty, którą poniosłem - tak odpowiedział na pytanie sądu, czy w razie skazania będzie się domagał zadośćuczynienia.
Matka zmarłej mówiła, że córka odprowadzała krewną na przystanek autobusowy i długo nie wracała. Syn jej powiedział, że coś dzieje się przy bloku, że "jakaś kobieta leży".
- Bałam się iść patrzeć, byłam w szoku, mąż wrócił i powiedział, że to nasza córka. Pogotowie zabrało ją do szpitala - zeznała.
Na grudzień wyznaczone zostały jeszcze dwie rozprawy.