Radio Białystok | Wiadomości | Działacz "Solidarności" chce przywrócić dobre imię funkcjonariuszowi SB
Ta sprawa dotyczy przeliczenia renty rodzinnej, ale - zdaniem niektórych - chodzi tu nie tylko o pieniądze.
Opozycjonista, działacz "Solidarności" Bernard Bujwicki chce przywrócenia dobrego imienia funkcjonariusza SB, kapitana Jerzego Szematowicza. W środę (11.08) przed białostockim sądem odbyła się pierwsza rozprawa.
Kapitan Jerzy Szematowicz w latach 70. i 80. pracował w Białymstoku w Komendzie Wojewódzkiej Milicji Obywatelskiej i w Wojewódzkim Urzędzie Spraw Wewnętrznych. Był funkcjonariuszem SB. W 1989 roku - jak wynika z dokumentów - popełnił samobójstwo, w co nie wierzy jego żona Krystyna. Jak mówi: "kochał dzieci, jego dewiza życiowa brzmiała: nie ma sytuacji bez wyjścia, miał plany, nie mógł doczekać się przejścia na wcześniejszą emeryturę, by poświęcić się pracy w sadzie i w tym celu zrobił nawet kurs sadownika".
W samobójstwo nie wierzy też opozycjonista, człowiek "Solidarności" Bernard Bujwicki: "rzekomy samobójca miał połamanych pięć żeber, połamany nos i zakrwawioną koszulę, a powodem odebrania sobie życia, podawanym przez SB, miało być to, że uszkodził samochód i bał się powiedzieć o tym żonie".
Bernard Bujwicki jest przekonany, że nie było to samobójstwo, a zabójstwo za to, że Jerzy Szematowicz przekazywał informacje księdzu Stanisławowi Suchowolcowi. Jak podkreśla: "kwestia renty rodzinnej, jeśli sąd ją podwyższy, będzie w pewnym sensie rehabilitacją kapitana".
Na mocy tak zwanej ustawy dezubekizacyjnej z 2017 roku obniżono emerytury i renty byłym funkcjonariuszom SB do wysokości średniego świadczenia wypłacanego przez ZUS. Stało się to z automatu. Nie analizowano pojedynczych przypadków.
Dlatego zarówno byli funkcjonariusze, a w przypadku nieżyjących osób - ich rodziny, kierują sprawy do sądu. Chodzi o różne kwoty, np. w przypadku żony Jerzego Szematowicza - o około półtora tysiąca złotych miesięcznie.
Sąd na kolejnej rozprawie przesłuchiwać będzie świadków, ale na razie nie wyznaczył terminu.