Radio Białystok | Wiadomości | Wypadek przy pracy - białostocki sąd ustala odpowiedzialność prezesa firmy
Jak daleko sięga odpowiedzialność prezesa firmy za wypadek przy pracy w kierowanym przez niego przedsiębiorstwie - musi to ocenić Sąd Okręgowy w Białymstoku.
W czwartek (29.10) zakończył się proces odwoławczy związany z wypadkiem, wskutek którego pracownik doznał trwałego kalectwa, gdy na jego nogę spadła z wózka ciężka stalowa belka.
Do wypadku doszło trzy lata temu w jednej z firm w Choroszczy. W czasie transportu dwóch stalowych belek o wadze około pół tony każda, na nieutwardzonej powierzchni gwałtownie przechylił się wózek, na którym je przewożono. Jedna z nich spadła na nogi pracownika, który stał za blisko. Mężczyzna doznał trwałego kalectwa, oprócz poważnych złamań ostatecznie stracił trzy palce.
Oskarżeni - kierowca wózka i prezes firmy
Prokuratura oskarżyła zarówno kierowcę wózka, jak i prezesa firmy. Temu drugiemu zarzuciła, że - jako odpowiedzialny za bezpieczeństwo i higienę pracy - umyślnie nie dopełnił wynikającego stąd obowiązku, m.in. nie udzielił pracownikowi instruktażu przed dopuszczeniem go do pracy przy transporcie wielkogabarytowych elementów stalowych, wydał mu polecenie udziału w tym zleceniu, nie zapoznał z ryzykiem zawodowym, nie wyznaczył też stref bezpieczeństwa.
Operator odpowiadał za to, że z umyślnym naruszeniem zasad bezpieczeństwa, mimo przeszkolenia do pracy z użyciem takiego wózka, transportował te belki niezgodnie z instrukcją producenta wózka.
W listopadzie 2019 roku sąd pierwszej instancji obu oskarżonych skazał na kary po pół roku więzienia w zawieszeniu i grzywny w kwotach 1-2 tys. zł.
Obrońca prezesa firmy chce uniewinnienia
Wyrok zaskarżył obrońca prezesa firmy. Chce uniewinnienia. Mec. Maciej Głębicki w mowie końcowej powoływał się m.in. na wyniki kontroli Państwowej Inspekcji Pracy, z których wynikało, iż przyczyną wypadku było niezachowanie warunków eksploatacji wózka. Jak mówił, nawet przy przyjęciu, że pewne zasady związane z BHP nie zostały przez prezesa zachowane, to do wypadku i tak by doszło, bo to kierowca wózka zdecydował o tym, jak i którędy wiezie ciężkie belki. - Na to oskarżony wpływu nie miał i nie mógł mieć - mówił mec. Głębicki.
Prokuratura chce utrzymania wyroku skazującego również wobec prezesa. Prok. Edyta Winnicka mówiła, że jako pracodawca miał on obowiązki związane z bezpieczeństwem i higieną pracy w firmie, i odpowiada również poprzez zaniechanie określonych działań jako - jak to ujęła - "gwarant nienastąpienia skutku". Przypomniała, że mężczyzna poszkodowany w wypadku był w firmie spawaczem, nieprzeszkolonym do prac związanych z transportem elementów wielkogabarytowych.
Przez te zaniechania, w sposób oczywisty, pracownik został narażony na niebezpieczeństwo (...), czego konsekwencją był skutek, który pokrzywdzony będzie ponosił do końca życia
- mówiła prok. Winnicka.
Dodała, że między zaniechaniami oskarżonego prezesa (głównie w zakresie przeszkolenia pracownika czy wyznaczenia stref niebezpiecznych, czy dróg transportowych) jest związek przyczynowy ze skutkiem wypadku.
Mówiła też, że te zaniechania były "dostateczną" przyczyną powstania tego skutku. Wyrok ma być ogłoszony w przyszłym tygodniu.