Radio Białystok | Wiadomości | Rozpoczął się proces ws. śmiertelnego wypadku przy budowie ul. Klepackiej
Zdaniem prokuratury narazili życie i zdrowie robotników, obaj oskarżeni zaś nie przyznają się do winy.
Zginął mężczyzna
Do wypadku doszło 18 stycznia 2019 roku, w trakcie głębokich prac ziemnych związanych z przebudową ulicy Klepackiej, zapewniającej dojazd do centrum Białegostoku z miejscowości położonych na południowy zachód od miasta. Inwestycja obejmuje m.in. budowę tuneli pod torami, bo ulicę przecina szlak kolejowy.
W trakcie takich prac w głębokim wykopie doszło do zasypania dwóch mężczyzn; pierwszego, 27-latka, który nie był całkowicie zasypany, udało się wyciągnąć; trafił on do szpitala. Drugi z robotników, 43-latek, udusił się pod zwałami ziemi, zanim udało się go odkopać.
Po uzyskaniu opinii powołanych w śledztwie biegłych, o umyślne niedopełnienie obowiązków związanych m.in. z zapewnieniem bezpiecznych warunków pracy, skutkujące narażeniem robotników na niebezpieczeństwo utraty życia lub ciężkiego uszczerbku na zdrowiu, prokuratura oskarżyła tzw. majstra budowy oraz kierownika robót mostowych.
Według śledczych, chodziło o dopuszczenie pracowników do prac szczególnie niebezpiecznych, jaką był wykop pod mur oporowy bez zabezpieczenia ściany przed osunięciem oraz o to, że nie została przygotowana instrukcja bezpieczeństwa wykonywania tych prac na tej budowie.
Zeznawał majster budowy i kierownik robót mostowych
Obaj oskarżeni nie przyznają się do zarzutów, grozi im do 5 lat więzienia. W śledztwie prokuratura nie stosowała wobec nich żadnych środków zapobiegawczych.
Jeden z nich wyjaśniał w czwartek przed sądem, że pracownicy byli w pracy pierwszy tydzień po świątecznej przerwie, a na planowany wtedy zakres robót były wszystkie instrukcje ich bezpiecznego wykonywania. Tzw. wykop szerokoprzestrzenny pod tunel był wtedy najważniejszym z priorytetów.
Jak mówił, rano w dniu wypadku dokonał obchodu całej budowy i oceny zakresu robót wykonanych i planowanych. Okazało się, że w miejscu wykopu natrafiono na stalowe ścianki z wcześniejszych, istniejących w tym miejscu elementów, trzeba też było zabezpieczyć zwisające kable energetyczne - taki zakres robót wyznaczył.
Jak mówił oskarżony, w momencie wypadku był w biurze inwestycji (zlokalizowanym poza miejscem budowy); wyjaśniał, że wracając na budowę, próbował sobie skojarzyć, gdzie mogło dojść do zasypania robotników, bo nie były planowane na ten dzień żadne roboty niebezpieczne przy skarpach. Powiedział, że podczas obchodu terenu, już po zakończeniu akcji ratunkowej, zauważył, że prace ustalone rano, które nakazał, nie zostały wykonane, a okazało się, że po przerwie śniadaniowej - jak to ujął - "nastąpiła zmiana prac", a pracownicy zabezpieczali skarpę w miejscu, gdzie potem doszło do wypadku.
Podkreślał, że ta zmiana była dla niego zaskoczeniem, bo teren był nieprzygotowany do takich prac, miejsca było zbyt mało, a koparka tam pracująca zwały ziemi gromadziła przed sobą (między nią a robotnikami), dodatkowo potęgując zagrożenie, nawet utrudniając ewentualną ewakuację z wykopu.
Uznał też, że prace, które prowadzone były bez jego wiedzy, były wtedy bezcelowe, podkreślał, że zakres robót na ten dzień był inny i do tego zakresu była przygotowana instrukcji bezpieczeństwa. Oskarżony mówił również, że rozpoczęcie tych prac na 2,5 godziny przed planowanym zjazdem do domu (był piątek, prace kończyły się wcześniej, by pracownicy w delegacji mieli czas na powrót do miejsc zamieszkania) powodowało niepotrzebny pośpiech i stres.
Na kolejnej rozprawie mają zeznawać świadkowie.