Radio Białystok | Wiadomości | "Jedyny włoski trener w Białymstoku, a może i w Polsce" – reportaż Adama Janczewskiego
Piątek – listopadowy wieczór. Piłkarze Jagiellonii w Zabrzu przygotowują się do meczu z Górnikiem. W tym czasie w Białymstoku w hali Szkoły Podstawowej nr 6 grupa ośmio- i dziewięciolatków Akademii Piłkarskiej Sukces rozpoczyna trening. Wydawać się może, że będą to zwyczajne zajęcia piłkarskie dla dzieci – chłopcy ubrani w jednakowe stroje, kilkanaście piłek, pachołki. Uwagę przykuwa jednak trener – niedużego wzrostu, siwy, starszy pan o śniadej cerze. Piłka trzyma się blisko przy jego nodze, a gdy żongluje, klei się jak namagnesowana. Trener mówi do swoich podopiecznych pojedynczymi zwrotami po polsku, tyle samo dokłada po włosku – dużo też gestykuluje.
Kopie… kopie... Piłka prosto. Rozumie? – instruuje podopiecznych i prezentuje jak poprawnie i dokładnie podać piłkę.
To siedemdziesięcioletni Giuseppe de Clemente – rodowity neapolitańczyk. Całe życie związany z futbolem, wychowanek lokalnego Internapoli, trener grup dziecięcych w tym klubie, a także Capri, Cassino czy A.C. Savoia.
Tecnica, tecnica, tecnica – powtarza jak mantrę.
Technika jest najważniejsza. Taki styl szkolenia młodzieży wypracował sobie przez lata. Pepe (tak wszyscy do niego mówią w naszym kraju) uważa, że w treningu dzieci w Polsce jest za dużo zajęć bez piłki. Od sześciolatka do nastolatka powinny być tylko zajęcia z techniki z piłką – przekonuje.
I tak właśnie wyglądają jego treningi. Półtorej godziny, praktycznie bez przerwy dzieci mają kontakt z piłką. Pepe kładzie nacisk na grę obiema nogami. Podania po ziemi – prawa, lewa noga. Podania górą – prawa, lewa noga. Strzały na bramkę – prawa, lewa noga.
Stosowane przez niego metody przynoszą efekty – potwierdzają to między innymi rodzice młodych piłkarzy. Cezary Pietraszewski – tata dziewięcioletniego Igora zaznacza, że choć w swojej miejscowości – podbiałostockim Dobrzyniewie mają drużynę juniorów, syn uparł się, że chce trenować tylko pod okiem Pepe. Trzy razy w tygodniu dojeżdżają kilkanaście kilometrów.
Igor mówi, że tam tylko są zabawy, a tu chce się czegoś nauczyć. Naprawdę duże postępy zrobił przez dwa lata. Jak zaczynał, to nie potrafił strzelać, a teraz i prawą i lewą operuje. Jak grają sparingi, trzyma dyscyplinę, swoją pozycję – mówi z radością i satysfakcją pan Cezary.
Włoskie metody szkoleniowe docenia także Dominik Toczydłowski – trener, asystent Giuseppe. Podobają mu się zajęcia. Tu jest cały czas technika, z piłką – zwroty z piłką, slalomy – opowiada podekscytowany i dodaje z dumą: To jedyny włoski trener w Białymstoku, a może i w Polsce.
Skąd w ogóle starszy Włoch w stolicy Podlaskiego? Odpowiedź siedzi na trybunach. To Helena, dla Giuseppe Angela – rodowita łapianka, która ponad 20 lat temu wyjechała do Neapolu do pracy. Tam poznała Giuseppe i związała się z nim. Włoch chętnie przyjeżdżał ze swoją miłością do Łap na wakacje, gdzie jednak nie potrafił rozstać się ze swoją największą ukochaną – piłką nożną. Pepe nie pozostawia z resztą złudzeń – na pytanie, co jest na pierwszym miejscu, bez wahania odpowiada, że piłka. Kobiety zawsze problem – mówi ze śmiechem. Po chwili poważnieje i dodaje: piłka jest spokojna.
Tego spokoju w futbolu szukał na stadionie miejskim w Łapach. Szybko znalazł kompanów do gry i zwrócił na siebie uwagę. Wyróżniał się – śniady, inaczej ubrany. Na boisku też wyróżniał się techniką – wspominał dyrektor tamtejszego Ośrodka Kultury Fizycznej Adam Protasiewicz. Obu połączyło zamiłowanie do sportu i pomimo bariery językowej potrafili się dogadać. Protasiewicz, gdy dowiedział się, że de Clemente był trenerem we Włoszech, wpadł na pomysł, aby utworzyć w Łapach szkółkę. Giuseppe spodobał się ten pomysł i tak w 2008 roku na wakacje postało Piłkarskie Przedszkole Pepe. Na pierwsze zajęcia zgłosiło się 40 dzieci. To zainteresowanie, to co go w Łapach spotkało, spowodowało, że został na stałe – mówił Adam Protasiewicz. Od 2010 roku jego szkółka nie była już projektem jedynie wakacyjnym – treningi prowadził przez cały rok. Dzieci chętnie przychodziły na zajęcia, a Giuseppe, zupełnie bezpłatnie, jak zawsze z wielką pasją i oddaniem, angażował się w szkolenie. W pewnym momencie zaczęły jednak pojawiać się problemy. Nie wszystkim odpowiadały dość surowe metody szkoleniowe Pepe, który potrafił podnieść głos, czy wielokrotnie, do skutku, powtarzać to samo ćwiczenie. Kiedy młodzi zawodnicy podrośli, grupę wraz z wyposażeniem i trenerem, przekazano do IV-ligowej Pogoni Łapy. Giuseppe miał tam kontynuować pracę ze swoimi podopiecznymi, ale zarząd klubu nie chciał współpracy. To takie piekiełko łapskie. Pojawiły się głosy, że co tu będzie jakiś dziki nasze dzieci uczył – opowiadał z żalem Adam Protasiewicz i stwierdził z przykrością: To są Łapy – tu obcych się nie toleruje.
Giuseppe nie mógł tego zrozumieć. Doszło nawet do tego, że dzieci, które wychowywał, przestały mówić mu dzień dobry. To bardzo go bolało, tym bardziej że zawsze zwracał uwagę na naukę umiejętności piłkarskich, ale też kultury. Dla Pepe ważne jest, aby jego zawodnicy witali się i żegnali, potrafili przeprosić, czy podziękować, a także, by nie spóźniali się na treningi.
Włoski temperament nie przeszkadzał trenerom z Akademii Piłkarskiej Sukces z Białegostoku, którzy zaproponowali de Clemente współpracę. Trener koordynator akademii Paweł Łucyk zachwala metody Pepe. Nie ma różnic, jeżeli chodzi o nauczanie i doskonalenie techniki na całym świecie – jest różnica, jeżeli chodzi o czas. Pepe cały trening poświęca praktycznie na samą technikę. To przynosi zamierzone efekty.
Łucyk podkreśla też, że Giuseppe jest autorytetem, wzorcem do naśladowania, nie tylko dla dzieci, ale również dla trenerów z akademii.
De Clemente wyjaśnia, że zasadniczą różnicą między szkoleniem dzieci we Włoszech i w Polsce jest podejście. Jego zdaniem w Italii, kiedy młodzi ludzie przychodzą trenować, od razu biorą to na poważnie – w Polsce chcą się jeszcze bawić. Giuseppe potrafi jednak zmotywować swoich podopiecznych do pracy, dzięki czemu widać postępy. Pepe twierdzi, że potrafi dostrzec, który chłopiec może dobrze grać.
Na pewno żaden z nich nie będzie Lewandowskim, ale chcę, żeby każdy grał jak najlepiej potrafi.
Piłkarza zbliżonego poziomem do Lewego nigdy nie udało mu się wychować, ale wielu jego podopiecznych z Internapoli doszło do poziomu Serie B, czyli jego zdaniem, poziomu naszej Ekstraklasy. Przygodę z piłką pod okiem Giuseppe zaczynał też między innymi Salvatore Bocchetti – pięciokrotny reprezentant Włoch, który w piłkarskim CV ma Genuę, Spartak Moskwa, czy AC Milan. Pepe jest przekonany, że jeżeli tylko jego obecni podopieczni za kilka lat nie będą za dużo myśleć o dyskotekach i rozrywkach, mają szansę zagrać w Ekstraklasie.
Zbliża się godzina dwudziesta – Pepe chciałby kontynuować trening, zawsze mu mało, jednak pilnuje tego asystent Dominik, który zwraca uwagę, że czas kończyć. Dla Giuseppe to jednak nie koniec wieczoru z piłką. Po powrocie do domu czeka go jeszcze transmisja z wyjazdowego meczu Jagi z Górnikiem.
Z tym, że całe życie de Clemente podporządkowane jest pod piłkę, pogodzona jest Angela, która wyznaje z uśmiechem: Dla niego piłka to jest wszystko. Nawet jakby ślub brał w kościele, to by zostawił i poszedł na piłkę na mecz.
Na spotkania przy Słonecznej w Białymstoku ma wykupiony karnet i choć to nie poziom jego ukochanego Napoli, któremu kibicuje od dziecka, to przychodzi regularnie — dopóki nie jest za zimno, jak na jego włoskie wymagania. Pozostałe spotkania ogląda w telewizji. Niestety tego wieczoru powodów do radości nie ma zbyt wielu. Żółto-czerwoni przegrywają 1:3.
W tym meczu w podstawowym składzie Jagiellonii na boisko nie wyszedł ani jeden wychowanek. Być może, za kilka lat, to któryś z podopiecznych Pepe będzie stanowił o sile drużyny z Podlasia.