Radio Białystok | Wiadomości | Czy białostocki policjant przekroczył granice obrony koniecznej? - wyjaśnia to sąd
W Białymstoku kończy się proces policjanta, który - jako osoba prywatna - został oskarżony o pobicie i zniszczenie mienia. Sąd bada granice obrony koniecznej i prawa do tzw. obywatelskiego ujęcia. W listopadzie strony wygłoszą mowy końcowe i powinien zapaść wyrok.
W czwartek (19.10), po przesłuchaniu ostatniego świadka i odrzuceniu innych wniosków dowodowych obrony, Sąd Rejonowy w Białymstoku zamknął przewód sądowy. Za dwa tygodnie strony wygłoszą mowy końcowe; niewykluczone, że zapadnie też wyrok.
Policjant się bronił czy atakował?
Oskarżony w tej sprawie mężczyzna, na co dzień funkcjonariusz policji w jednym z białostockich komisariatów, był wtedy wraz z żoną, prywatnie, na imprezie u znajomych na jednym z miejskich osiedli.
Jak wynika ze złożonych przez niego wyjaśnień, gdy w nocy, po zakończeniu spotkania, wyszedł z żoną z mieszkania w jednym z bloków, doszło do niespodziewanego ataku na niego ze strony dwóch osób. Policjant nie tylko się bronił, ale - gdy napastnicy zaczęli uciekać, słysząc sygnały nadjeżdżających radiowozów - gonił ich. Gdy ukryli się w mieszkaniu, nie zaprzestał pościgu: wyważył drzwi i wdarł się do środka. Tam, według aktu oskarżenia, użył gazu łzawiącego i zaatakował jednego z uciekających przed nim mężczyzn.
Oskarżony nie przyznaje się, zaprzecza też, by używał gazu. W czwartek przed sądem zeznawała jego żona. Mówiła, że atak przed blokiem był niespodziewany, początkowo sądziła, że chodziło o to, by ich okraść, a napastnicy byli bardzo agresywni. "Tak, jakby chcieli mego męża zabić" - powiedziała.
Mówiła, że próbowała interweniować, a gdy napastnicy usłyszeli, że jej mąż jest policjantem, ich agresja wzrosła. Zapewniała też, że jej mąż nie używał gazu łzawiącego, bo w ogóle go w domu nie posiada. To po jej telefonie na numer alarmowy, w krótkim czasie na miejsce przyjechała wezwana policja.
To powtórny proces w tej sprawie
W pierwszym miejscowy sąd rejonowy uznał, że był to przypadek obrony koniecznej i oskarżonego mężczyznę uniewinnił. W pozostałym zakresie postępowanie umorzył z powodu znikomej szkodliwości społecznej czynu. Przed rokiem Sąd Okręgowy w Białymstoku wyrok w tej sprawie jednak uchylił i przekazał sprawę do ponownego rozpoznania sądowi I instancji.
Wyraził przy tym wątpliwość, by na podstawie dostępnego materiału dowodowego dało się wyprowadzić wniosek, że było to działanie w ramach obrony koniecznej i tzw. obywatelskie ujęcie przestępcy. Nie zgodził się też z oceną, że część czynów miała znikomą szkodliwość społeczną.
Po zdarzeniach prokuratura skierowała do sądu dwa akty oskarżenia: w pierwszym procesie dwaj mężczyźni odpowiadają za udział w bójce przed blokiem. W I instancji zapadł w tej sprawie wyrok skazujący, a zasądzone kary to w każdym przypadku: rok więzienia w zawieszeniu, dozór kuratora i 5 tys. zł nawiązki na rzecz poszkodowanego. Wyrok jest nieprawomocny, skazani złożyli apelacje.
W drugim postępowaniu to policjant został oskarżony o pobicie i uszkodzenie mienia. W ocenie prokuratury, zachowanie oskarżonego wykraczało bowiem poza ramy obrony koniecznej i obywatelskiego ujęcia, zwłaszcza że na miejscu byli już policjanci na służbie, którzy podjęli działania.
Oskarżycielami posiłkowymi w tej sprawie są dwaj mężczyźni, którzy brali udział w awanturze. Oni twierdzą, że to policjant - z użyciem gazu - pierwszy zaatakował jednego z nich jeszcze przed blokiem. Twierdzą, że doszło do utarczek słownych dotyczących psów wyprowadzonych przez nich w nocy na spacer. Obaj mężczyźni chcą zadośćuczynienia - pierwszy 15 tys. zł, drugi - 5 tys. zł. Oskarżycielem posiłkowym jest też ojciec jednego z nich; formalnie - właściciel mieszkania, w którym doszło do drugiej części zajścia. Chce 2,5 tys. zł za szkody materialne.