Radio Białystok | Magazyny | Podróże po kulturze | Dominik Sołowiej recenzuje film “Doppelgänger. Sobowtór”
Jest duży problem ze scenariuszami filmów szpiegowskich. Współcześni agenci ratują w nich świat skacząc z wieżowców, ścigając się szybkimi samochodami albo walcząc wręcz z setką napastników (i z walki tej wychodząc bez uszczerbku).
Takie przygody ma za sobą słynny James Bond, Jason Bourne i Ethan Hunt - bohater serii “Mission Impossible”. Ale znawcy historii doskonale wiedzą, że praca szpiega rzadko przypomina fabułę filmu sensacyjnego. To często dziesiątki nieoficjalnych spotkań z politykami i biznesmenami, podróże z kontynentu na kontynent albo przekazywanie dokumentów zaszyfrowanymi kanałami. Są jednak filmy, którym blisko do rzeczywistości. Z prostej przyczyny: ich twórcy eksplorują historię, szukają ciekawych życiorysów, posiłkują się faktami i - jeśli już coś wymyślą - to po to, by nauczyć nas czegoś o przeszłości. Właśnie tak stało się za sprawą doskonałego, opartego na faktach filmu szpiegowskiego w reżyserii Jana Holoubka. “Doppelgänger. Sobowtór” z Jakubem Gierszałem w roli głównej przenosi nas do Polski przełomu lat 70-tych i 80-tych ubiegłego wieku, kiedy w naszym kraju, m. in. dzięki powstałej w 1980 roku “Solidarności”, rozpoczęły się zmiany, które ostatecznie doprowadziły do upadku komunizmu. Gierszał gra młodego mężczyznę, wracającego do Niemiec na zaproszenie matki, która w 1945 roku, uciekając przed Armią Czerwoną, zmuszona była oddać go polskiej rodzinie. Hans Steiner, bo tak się nazywa główny bohater “Doppelgängera”, jest doskonale wykształconym 30-kilkulatkiem. Zna język niemiecki i francuski, recytuje poezję Heinego i czuje się z krwi i kości Niemcem. Nic więc dziwnego, że nowa rodzina przyjmuje go z otwartymi ramionami. Matka Hansa i jej brat nie wiedzą jednak, że mężczyzna nie jest tym, za kogo się podaje. Tego nie wiedzą także pracownicy francuskiego urzędu emigracyjnego z siedzibą w Strasburgu, którzy zatrudniają inteligentnego, władającego kilkoma językami mężczyznę. A ten, deklarując chęć rozwoju zawodowego, chętnie zostaje po godzinach w pustym urzędzie, przechowującym setki informacji o działających w Polsce zachodnich agentach i członkach antykomunistycznej opozycji, utrzymujących bliskie kontakty z demokratycznym Zachodem. Przypuszczam, że domyślacie się Państwo, dlaczego Steiner jest takim gorliwym pracownikiem. I jaką rolę naprawdę odgrywa. Ale to jedyna oczywista rzecz w tym filmie.
Muszę przyznać, że pierwsze kilkanaście minut “Doppelgängera” wywołuje niedosyt, jakby scenarzysta i reżyser nie mieli pomysłu na zaskoczenie widzów (zgodnie z dobrą radą Alfreda Hitchcocka, by każdy film zaczynał się od symbolicznego trzęsienia ziemi). Ale później, kiedy fabuła “Sobowtóra” szybko się rozwija, zaczynamy rozumieć jej przemyślaną koncepcję. A skupia się ona bardziej na psychologii szpiega niż na technicznych aspektach jego pracy (dlatego “Sobowtór” to raczej wytrawny thriller psychologiczny niż opowieść w stylu Jamesa Bonda, co jest oczywiście niepodważalną wartością tej produkcji). Wyjątkowość filmu tkwi także w bezbłędnej obsadzie: wspomniany już Jakub Gierszał gra oczywiście pierwsze skrzypce, ale doskonale rozpisaną rolę ma Andrzej Seweryn, Katarzyna Herman, Tomasz Schuchardt i Krzysztof Dracz.
Reżyser Jan Holoubek w jednym z wywiadów stwierdził: “To na pewno nie jest opowieść o Służbie Bezpieczeństwa jako takiej. To opowieść o antybohaterze – o agencie, który służy złej sprawie. Interesuje mnie odnalezienie w nim rejonów potencjalnego dobra, a także powodów, dla których stał się właśnie tym, kim się stał. Nie interesuje mnie robienie filmu o człowieku, który czyni zło wyłącznie dla własnej satysfakcji. Chciałem dokonać analizy, skąd bierze się ktoś, kto zawodowo kłamie” (cytat z portalu NaEkranie.pl). Sprawdźmy więc, jak czuje się ktoś, kto przez większość swojego życia kłamał, zdradzał, donosił, wierząc w sprawę z góry skazaną na porażkę. I dlaczego w romantycznych opowieściach o szpiegach nie ma za grosz prawdy.
"Doppelgänger" na pewno spodobałby się Johnowi Le Carré. W filmie Jana Holoubka znajdziemy bowiem ten charakterystyczny surowy, zimnowojenny klimat opowieści o ludziach żyjących na krawędzi, w nieustannym napięciu, świadomych tragiczności swojego zawodu. Z pełnym przekonaniem gratuluję więc Janowi Holoubkowi i Andrzejowi Gołdzie - scenarzyście “Doppelgängera”. Panowie, świetna robota!
Czy baranek wielkanocny może być czarny? Ile jest metod zdobienia pisanek? Czy podlaskie chaty z zachodniej części województwa różnią się od tych stojących przy granicy? Jak skutecznie walczyć na malowane jajka? Czy być oblanym w świąteczny poniedziałek to zaszczyt czy ujma?
Dlaczego niektórzy muzycy również malują, a nawet porzucają czasem granie, śpiewanie, rapowanie na rzecz sztuk plastycznych? Co łączy te dziedziny? Improwizacja? działanie intuicyjne? abstrakcja?
Aleja Piłsudskiego w Białymstoku to nie tylko bloki i galeria, ale też miejsce licznych pracowni artystycznych. Czwarte piętro z widokiem na Jurowiecką zajmują malarze, graficy, i…tkaczki.
To był niezwykły wieczór w Operze i Filharmonii Podlaskiej. Białostocką orkiestrę poprowadził Jerzy Maksymiuk - jeden z najznakomitszych polskich dyrygentów, kompozytor i pianista.
Dwudziestu dwóch młodych twórców (i twórczyń) obroniło w tym roku dyplom, kończąc tym samym kształcenie w Państwowym Liceum Sztuk Plastycznych im. Wojciecha Kossaka w Łomży.
Kiedy byli studentami połączyła ich pasja do żeglowania i żeglarskich pieśni. W tym połączeniu trwają do dziś.
To prościutka opowieść o dwunastoletnim Ryśku ze wsi Tuklęcz, który marzy tylko o jednym, by grać i śpiewać w wiejskiej kapeli.
W tym roku mija 5 rocznica śmierci profesora Andrzeja Strumiłły. Ten malarz, grafik, rzeźbiarz, fotograf, pisarz i poeta, chociaż urodził się w Wilnie i zwiedził wiele krajów, dużą część życia związał z Suwalszczyzną.
Ta ekspozycja to hipnotyzująca malarska opowieść, w której Stefan Rybi kreuje świat na pograniczu jawy i snu, groteski i transcendencji.
Prowadzący:
Andrzej Bajguz