Radio Białystok | Gość | prof. Joanna Sadowska - historyk z Uniwersytetu w Białymstoku
- To był szok. Kiedy widzi się tyle wojska na ulicach, w mundury przebiera się dziennikarzy, to pachnie krwią. I faktycznie ludzie się przerazili. Nie wiedzieli, co się wydarzy, więc na początku był to absolutny paraliż. I to jest efekt, o który chodziło - tak o stanie wojennym mówi prof. Sadowska.
Mijają 43 lata od ogłoszenia stanu wojennego w Polsce. Czym było przejecie władzy przez juntę wojskową i jak o tym opowiadać pokoleniom, które orędzie generała Jaruzelskiego znają tylko z podręczników do historii?
Z historyk z Uniwersytetu w Białymstoku profesor Joanną Sadowską rozmawia Ryszard Minko.
Milicja w nocy - internowania bez wyjaśnień
Nie było wtedy internetu, nie było mediów społecznościowych. Ludzie z opóźnieniem dowiadywali się o tym, co się wydarzyło.
Przede wszystkim trzeba powiedzieć, że to była niedziela, co oczywiście dużo zmienia w rytmie dnia. To, że nie było Teleranka, to oczywiście błahostka, którą zauważyły tylko dzieci. Ale faktycznie odcięto społeczeństwo od telewizji, a właściwie ona była, ale nadawała poważne piosenki albo przemówienie generała Jaruzelskiego. I sam fakt, że nie było normalnego programu telewizyjnego, zmroził już wiele osób - opowiada prof. Sadowska.
Już w nocy sytuacja zaczęła budzić niepokój wśród obywateli. - Moi rodzice zostali w nocy ostrzeżeni przez znajomych, że ktoś chodzi po domach i wyciąga ludzi. Ktoś, czyli milicja, która przeprowadzała pierwsze internowania - mówi profesor. Brakowało jakichkolwiek oficjalnych wyjaśnień.
Psychologiczny wymiar stanu wojennego
Jak podkreśla prof. Sadowska, napięcie w kraju narastało od dłuższego czasu. Polacy pamiętali rok 50., 70. czy też 56. na Węgrzech albo 68. w Czechosłowacji. - Było więc przeświadczenie, że wobec społeczeństwa może być użyta siła - przypomina.
- Dziś wiemy, że była to też operacja psychologiczna, która miała przerazić organizujące się społeczeństwo - mówi prof. Joanna Sadowska. To był szok. Bo kiedy mówi się "stan wojenny", kiedy wprowadza się tyle wojska na ulicę, w mundury przebiera się dziennikarzy telewizyjnych, to pachnie krwią. I faktycznie ludzie się przerazili, zwłaszcza ludzie starsi. Słyszałam o ukrywaniu zwierząt na wsi, bo w czasie wojny zabierają krowy i konie. Ludzie byli absolutnie zdezorientowani, nie wiedzieli, co się wydarzy. Na początku to był absolutny paraliż i to jest efekt, o który chodziło - wyjaśnia prof. Sadowska.
Życie pod nadzorem - godzina policyjna i zamrożenie codzienności
Atmosfera pokonania społeczeństwa, upokorzenia, wprowadzenia obostrzeń trwała praktycznie aż do 1989 roku. "Solidarność" legalna nie została przywrócona przed 1989 rokiem. Brak komunikacji, aresztowania, internowania, wojsko na ulicach, niedziałające telefony, w większości zamknięte zakłady pracy albo zmilitaryzowane, zamknięte szkoły - to faktycznie budziło grozę. Godzina milicyjna o 19:00 sprawiała, że nie dało się funkcjonować normalnie - opowiada historyczka.
Z czasem obostrzenia były stopniowo luzowane, ale ludzie siedzieli w więzieniach, zatrzymywani byli kolejni, ciągle była bardzo ostra cenzura, więc atmosfera pogorszyła się praktycznie do końca lat osiemdziesiątych. Ukuto określenie "wojna polsko-jaruzelska" i świadomość bycia na permanentnej wojnie władzy z własnym społeczeństwem przetrwała do 1989 roku.
Lekcja dla młodych - zrozumieć starsze pokolenie
Profesor Sadowska dodaje, że stan wojenny jest jednym z najważniejszych wydarzeń dla starszych, jednak inaczej na tamten czas patrzą obecni młodzi dorośli, urodzeni po 2000 roku.
Uważam, że przede wszystkim trzeba opowiadać choćby po to, aby młodzi rozumieli pokolenie swoich rodziców, dziadków, dla których często było to jedno z ważniejszych i trudniejszych przeżyć życiowych i do dzisiaj ma jakiś wpływ w wyborach politycznych. Bo stan wojenny ostatecznie zniechęcił Polaków do komunizmu i ideologii lewicowych - tłumaczy prof. Joanna Sadowska. - Przypominając im o tamtych wydarzeniach, trzeba odwoływać się do sugestywnych obrazów, których sami byli świadkami - podkreśla.
Historyczka podkreśla, że młodsze pokolenie, które nie pamięta ograniczenia wolności w sensie politycznym, musi poznać ten kontekst, aby lepiej zrozumieć społeczne i polityczne uwarunkowania tamtych czasów.
Nie można iść na wojnę z własnym społeczeństwem
- Takich rzeczy się społeczeństwu nie robi, bo nigdy się na tym nie wygrywa - zaznacza prof. Sadowska.
- Stan wojenny na krótką metę był sukcesem. Solidarność została zdławiona, ludzie się przestraszyli, uspokoili. O to chodziło. Minęło parę lat i władzę utracono błyskawicznie, zupełnie wydawałoby się niespodziewanie. To się zemściło - stwierdza.
Stan wojenny wprowadzono w nocy z 12 na 13 grudnia 1981 roku. Oficjalnie trwał do 22 lipca 1983. W tym czasie w Polsce internowano setki działaczy "Solidarności", wprowadzono cenzurę i godzinę policyjną. Na ulicach miast pojawiło się uzbrojone wojsko. Szacuje się, że w wyniku działań związanych ze stanem wojennym zginęło kilkadziesiąt osób.