Radio Białystok | Gość | Andrzej Wilczyk [wideo] - weteran ruchu kibicowskiego Jagiellonii Białystok
- Jagiellonia jest gotowa na mistrza Polski - mówił w Polskim Radiu Białystok Andrzej Wilczyk.
Być może już w sobotę (18.05) okaże się, czy piłkarze Jagiellonia Białystok zdobędą pierwszy w historii tytuł mistrza Polski. Po meczu Śląska Wrocław z Radomiakiem będzie wiadomo, czy jest to w ogóle możliwe i ewentualnie ile punktów Jaga potrzebuje w wyjazdowym spotkaniu z Piastem Gliwice.
Wiadomo, że na stadionie Jagiellonię dopingować rekordowa liczba - około 2000 białostockich kibiców.
O ich wyprawie do Gliwic i o spełnianiu marzeń Jerzy Kułakowski rozmawia z weteranem kibicowskiego ruchu Andrzejem Wilczykiem.
Jerzy Kułakowski: Rozpocznę od piosenki, która chodzi za mną od kilku dobrych dni. Na igrzyska olimpijskie w Seulu w 1988 roku powstała piosenka Whitney Houston „One moment in time”. I tam są takie słowa między innymi: „Jesteś zwycięzcą na całe życie, jeśli chwycisz tę jedną chwilę. Spraw, by zajaśniała, daj mi tę jedną chwilę, w której jesteś kimś więcej, niż mógłbyś to sobie wyobrazić”. To jest ten „one moment in time” teraz, nasz?
Andrzej Wilczyk: To są piękne słowa i aż dreszcze pojawiły się u mnie w tej chwili.
U mnie też.
Tak, to jest ten moment, słuchajcie, to jest ta chwila. Czujemy, że to się może wydarzyć. Tak, tak będzie.
Czekamy na to i ty, i ja. Jesteśmy ludźmi młodymi wiekiem, po naszych brodach widać, że czekamy na ten sukces wymarzony – mistrzostwo Polski - no ja od 1982 roku jako aktywny kibic.
Ja podobnie, bo w 1983 roku zacząłem chodzić na Jagiellonię. Wierzyłeś kiedyś, że dojdziemy do takiego momentu, że to będzie tak blisko?
Tutaj na początku rundy wiosennej rozmawiałem z prezesem Jagiellonii Wojciechem Pertkiewiczem i wtedy byłem super optymistą - mówiłem, że będzie dublet. Puchar nam nie wyszedł, ale - ktoś mówi - może to i lepiej, koncentracja na mistrzostwie. Jesteśmy blisko, bardzo blisko.
Tak i trzeba być czujnym na tę końcówkę. Wiadomo, to jest finisz - musimy do końca być skoncentrowani, skoncentrowani jako piłkarze, ale też jako my, kibice. Więc musimy być aktywni do końca i to się czuje tę naszą aktywność, bo do Gliwic wybiera się prawie 2000 osób, a to jest nasz bez wątpienia rekord wyjazdowy w ekstraklasie.
No tak, bo były wyjazdy na finały Pucharu Polski: do Warszawy, gdzie tych kibiców było 10 000, w Bydgoszczy 5 000 i rzeczywiście w ekstraklasie nigdy tylu kibiców z Białegostoku nie pojechało na mecz ligowy właśnie. I to w sytuacji, kiedy w sobotę wieczorem jeszcze może być tak, że się nic nie wyjaśni, bo jeśli Śląsk wygra z Radomiakiem to będziemy czekać na rozstrzygnięcie do ostatniej kolejki. Ale wiara w kibicach jest tak ogromna, że nie chcą przegapić tego „one moment in time”.
Dokładnie, bo to jest ten moment. Jak później będzie bolało, że ktoś odpuścił, nie pojechał i nie był świadkiem tego historycznego wydarzenia. Bo tam naprawdę, przy zbiegu okoliczności, przy wyniku meczu Śląska możemy być świadkami mistrzostwa Polski i fetowania tam, na miejscu z piłkarzami tego, na co czekaliśmy.
Doskonale wiemy, jak wygląda stadion w Gliwicach, bo tam byliśmy. Specyficzny obiekt, który jest zamknięty, w którym dźwięk rozchodzi się, a w zasadzie zostaje w środku. 2 000 osób na obiekcie liczącym około 10 000 to będzie niesamowite wrażenie - ja już znowu czuję ten dreszcz.
Też czuję dreszcz. Byliśmy kiedyś tam w bodajże 550 czy nawet 600 osób - to był bardzo głośny, odbijający się od tej blachy doping, więc teraz jeśli będzie nas 2 000 osób to już sobie wyobrażam, jakie to będzie wsparcie. Siedzimy dokładnie za bramką, bardzo blisko i zawsze piłkarze mówią, że gdzie jak gdzie, ale na wyjeździe to wsparcie, ten doping jest szczególnie ważny, a jeszcze w takim meczu... No tutaj musimy na maksa zrobić swoją kibicowską pracę.
Zobacz, do jakich czasów dożyliśmy. Dwa tygodnie temu byliśmy pewni brązowego medalu mistrzostw Polski. Przed tygodniem już było wiadomo, że to będzie minimum srebro, że znowu Jagiellonia zagra w europejskich pucharach. I kompletnie nikogo to nie interesuje, nikogo to nie podnieca, bo liczy się tylko jedno - złoto.
Bez wątpienia, liczy się mistrz Polski. Przeżyliśmy dwa wicemistrzostwa i teraz naszym celem - czujemy to, że w tym momencie może się to nam udać - Jagiellonia jest gotowa na mistrza Polski.
Piłkarze, trener Adrian Siemieniec i jego sztab też?
Też. Widzę, że to są mądrzy ludzie, podchodzą zdeterminowani. To są dorośli ludzie, jak się z nimi rozmawia to są świadomi, przygotowani. Przeżyli trudny moment po porażce w Mielcu, odbudowali się pięknie na Koronie. Wydaje się, że teraz to będzie już łatwiej, aczkolwiek nie będzie łatwo. To będą ciężkie mecze i tutaj często jako ludzie z Jagiellonii mówimy o tym społeczeństwie jagiellońskim - tutaj jest potrzebna naprawdę na koniec jeszcze dodatkowa taka jedność i wsparcie.
Korba (śmiech).
Tak. To trener Siemieniec od początku powtarza i to jest klucz do sukcesu.
Swoją drogą spełniły się jego słowa z początku jego pracy w Jagiellonii: „Chcę, żeby Jagiellonia znowu budziła pozytywne emocje, żeby na stadionie był komplet”. Zobacz, jak szybko się to sprawdziło. To jest też jego „one moment in time” być może.
Bez wątpienia. Powiedział na pierwszych spotkaniach z kibicami, że chce ponownie rozkochać Białystok w Jagiellonii i to mu się udało. Nas, kibiców szybko przekonał i żaden trener Jagiellonii nie miał takiego wsparcia, już na samym początku był wspierany. Odwdzięczył się nam i to jest bez wątpienia jego duża zasługa. Chylę czoła.
Kilku ważnych ludzi, kilka ważnych osób związanych z ruchem kibicowskim niestety nie doczekało tych czasów, które są nam dane, żebyśmy mogli je przeżywać w ten sposób. To m.in. Maciek „Buła” Kotarski - spiker stadionowy, ale też Dariusz „Kraja” Krajewski, o którym niedawno rozmawialiśmy przy innej okazji, że był takim jagiellońskim wizjonerem. Jemu też nie śniło się to, co dzieje się teraz.
Tak, akurat o Darku mogę godzinami opowiadać, bo to był człowiek, który wprowadził mnie w ruch kibicowski na Jagiellonii. To był niesamowity wizjoner, potrafił o Jagiellonii pięknie opowiadać, przekładać te emocje na nas i nawet on nie przewidział tego, co się dzieje w tej chwili.
Niedawno sadziliśmy drzewko w alei Przyjaciół Jagiellonii przy ul. Wiosennej - przyjechała jego żona, córka, było piękne spotkanie, dużo kolegów i też były osoby, które nigdy Darka osobiście nie poznały. I tak fajnie o Darku opowiedzieliśmy, że te osoby wyobraziły sobie taką postać, jakby była razem z nami. Bez wątpienia Darek byłby szczęśliwy, gdyby tutaj mógł posłuchać, co o nim mówimy.
W tym momencie przypomniała mi się książka z dzieciństwa „Pippi Langstrumpf”, która zawsze opowiadała, że jej mama patrzy na nią przez wielką lunetę z nieba. I jestem przekonany, że i Darek Krajewski, i pozostali, którzy nie mogą tego zobaczyć z nami. Będą patrzyli na ten stadion w Gliwicach, a może po tygodniu także na Słoneczną i mecz z Wartą przez wielką lunetę z nieba.
Ja naprawdę czuję wsparcie tych ludzi. Czuję, czuję, po prostu tak dużo różnych rzeczy się składa na to, że my będziemy silni w Gliwicach i silni na meczu z Wartą.
Na koniec rzecz, która może być problemem dla Jagiellonii, ale oby ten problem był. Jeśli zdarzy się nam mistrzostwo, w co bardzo wierzymy, będzie problem z Galerią Sław Jagiellonii. Na stadionie dzisiaj wiszą ludzie, którzy w tamtych latach 80. rzeczywiście byli tą wielką Jagiellonią. Ale awans do ekstraklasy, 8. miejsce w ekstraklasie jest tak naprawdę kawałeczkiem tego, co dzisiejsza Jagiellonia może zrobić.
Jurku, bo wówczas wydawało się nam, że to jest całkowity szczyt, że to są wielkie, olbrzymie osiągnięcia i na tamte czasy one takie były. W tej chwili co się dzieje to jest już szczyt, jesteśmy o krok, więc ci piłkarze to będą legendy Jagiellonii, to będzie drużyna sław. Oczywiście o tamtych zawodnikach będziemy zawsze pamiętać, a ta Galeria się po prostu powiększy.
Dziękuję ci bardzo za rozmowę - Andrzej Wilczyk, weteran kibicowskiego ruchu w Jagiellonii Białystok był naszym gościem. Do zobaczenia na stadionie w Gliwicach.
Do zobaczenia. Są jeszcze miejsca dzięki - trzeba podkreślić - uprzejmości Piasta Gliwice. Jadą dwa pociągi specjalne. Naprawdę warto być w Gliwicach.