Radio Białystok | Gość | Monika Ksepko [wideo] - psycholog z Białostockiego Centrum Onkologii i Hospicjum Proroka Eliasza
- Nie da się uniknąć cierpienia. Natomiast my mamy tendencję do tego, żeby ułatwiać sobie życie i to jest naturalne, ale moje doświadczenie pokazuje, że na dłuższą metę unikanie nie zwalnia nas z cierpienia. W zasadzie odbiera nam możliwość przekonania się, że sobie poradzimy w takich trudnych chwilach - mówi psycholog.
Wielki Piątek to dzień, który przypomina nam o sensie cierpienia. Czy ono nas uszlachetnia? Jak wzmocnić naszą odporność na trudy życia?
Z psycholog z Białostockiego Centrum Onkologii i Hospicjum Proroka Eliasza Moniką Ksepko rozmawia Dominika Dębska.
Dominika Dębska: Wielki Piątek to dzień, kiedy Kościół w sposób szczególny czci śmierć Chrystusa na krzyżu. Mimo całego przedświątecznego zgiełku to także dzień wyciszenia i refleksji, m.in. nad sensem cierpienia. I właśnie o cierpieniu rozmawiamy dzisiaj z psycholog Moniką Ksepko, na co dzień pracującą w Białostockim Centrum Onkologii i Hospicjum Proroka Eliasza. Można powiedzieć, że żyjemy w czasach pewnego paradoksu. Ludzie w poszukiwaniu szczęścia, dobrego życia pozbawionego rzeczy nieprzyjemnych, trosk, bardzo mocno się trudzą i w związku z tym cierpią, paradoksalnie pragnąc tego cierpienia uniknąć. Czy zgodzi się pani ze mną? A jeśli tak, to z czego to wynika?
Monika Ksepko: Myślę, że nie da się uniknąć cierpienia. Pytanie tylko, jak je rozumiemy, bo dla każdego jest to coś innego. Cierpienie może mieć różne wymiary i niektórzy dziwią się, że ktoś może przeżywać jakiś dyskomfort z powodu błahych rzeczy, ale cierpienie to cierpienie i każdy je przeżywa na swój sposób. Jest to więc zależne od tego, kim jesteśmy, jakie mamy wartości, co jest dla nas zagrożeniem, jak to identyfikujemy. Każdy ma inny próg bólu, dokładnie tak samo jest z cierpieniem.
Czy jest to cecha ludzi współczesnych, że tak bardzo poszukujemy łatwiejszego życia, czy raczej nasz naturalny instynkt?
Myślę, że nie przetrwalibyśmy jako gatunek, gdybyśmy nie próbowali uniknąć tego, co przynosi dyskomfort, co jest nieprzyjemne, co przynosi ból czy cierpienie. Sądzę więc, że to w jakiejś mierze jest jednak zgodne z ideą przetrwania gatunku. Natomiast mamy też tendencję do tego, żeby ułatwiać sobie życie, a nie utrudniać. I myślę, że to też jest naturalne, żeby w taki sposób funkcjonować, żeby było nam przyjemniej, a nie trudniej.
Moje doświadczenie jednak pokazuje, że unikanie wcale nie zwalnia nas na dłuższą metę z tego cierpienia, a w zasadzie odbiera nam możliwość przekonania się, że sobie poradzimy w trudnych chwilach. Więc to unikanie właściwie nie jest dobrą strategią.
Właśnie do tego chcę nawiązać. Sami nie chcemy cierpieć, chcemy także oszczędzić trudów naszym dzieciom. Obecnie mówi się o pokoleniu płatków śniegu, czyli młodych ludzi, którzy mają bardzo niską tolerancję na trudy codziennego życia. Z czego to wynika i czy rzeczywiście to wina rodziców i wychowania?
Ja bym w ogóle nie używała słowa "wina", bo nawet jeżeli tak się dzieje, że rodzice w jakiś sposób się do tego przyczyniają, to w dużej mierze, nie chcę mówić, że zawsze, ale w dużej mierze jednak wynika to z miłości, z troski, z chęci opieki, takiej potrzeby, żeby było im rzeczywiście łatwiej, żeby oszczędzić czegoś, co było dla nas trudne.
Natomiast rzeczywiście może wynikać z tego nieumiejętność radzenia sobie w sytuacjach, które są jakoś stresujące, przekraczające nasze możliwości poradzenia sobie, które jedni traktują jako wyzwanie, a inni jako coś, z czym nie są sobie w stanie poradzić.
Czy to wychowanie to może konsekwencja stosunkowo łatwych do niedawna czasów, w których nam przyszło żyć? Do te pory cieszyliśmy się dobrobytem, takim przekonaniem, że teraz to już będzie tylko lepiej?
Generalnie też kontekst, w jakim żyjemy, ma ogromny wpływ na to, jak sobie przeformułujemy to, czym jest cierpienie. Rzeczywiście, kiedy ktoś żyje na terenach, gdzie jest wojna, gdzie jest jakaś przemoc, gdzie są konflikty, to inaczej widzi komfort, do którego by chciał dążyć.
My od wielu lat nie doświadczaliśmy takich zagrożeń, jakie teraz są tak blisko, więc też inaczej widzimy cierpienie. Mieliśmy okazję zmierzyć się z nim, kiedy na naszym terenie pojawili się uchodźcy, mieliśmy okazję słyszeć relacje, oglądać reportaże, filmy o tym, jak to jest, kiedy dzieje się coś, co wydawało nam się do tej pory tak niewyobrażalne, tak nierealne. Myślę, że to też jest ogromne zaskoczenie.
Wracając do tych płatków śniegu, to myślę, że generalnie sytuacje, które są nowe, bywają niekomfortowe, mogą się jawić nam jako niebezpieczne. A ostatnio mieliśmy takich sytuacji rzeczywiście dużo, bo nikt sobie nie wyobrażał jeszcze chwilę wcześniej, że może być coś takiego jak pandemia.
Pandemia, później dotknął nas kryzys przygraniczny, później wybuchła wojna na Ukrainie, a teraz mówi się o tym, że wojna w naszym kraju to całkiem realna perspektywa i że w związku z tym społeczeństwo powinno budować odporność psychiczną. Jak to zrobić?
Nie będzie zaskoczeniem, kiedy powiem, że nie ma jednego środka dla wszystkich, jednej instrukcji obsługi, jak zrobić, żeby być odpornym psychicznie, bo to jest naprawdę indywidualne. Jesteśmy różni. To wynika z naszego temperamentu, z osobowości, z tego też, że mamy odmienne doświadczenia, mamy lub nie mamy wsparcia.
Budowanie odporności psychicznej zależy od wielu różnych czynników, nie ma jednej recepty dla wszystkich.
Pani na co dzień pracuje z osobami, które z racji na chorobę, wiek, doświadczają cierpienia. Czy zgadza się pani ze stwierdzeniem, że cierpienie uszlachetnia?
Mam kłopot z tym zdaniem. Ostatnio nawet pytałam o to moich pacjentów. Oni też nie do końca wiedzieli, jak się ustosunkować do tych słów. I doszliśmy do takiego wniosku, że wydaje nam się, że te słowa padły z ust kogoś, kto sam nie jest w takiej sytuacji, kto nie cierpi, tylko obserwuje cierpienie i wydaje mu się, że tak niewyobrażalne dolegliwości, tak krótka perspektywa życia, to jest coś, z czym potwornie trudno się mierzyć. I widząc kogoś, kto mierzy się z tym, żyje mimo tego cierpienia, to wydaje się, że to jest niezwykła odwaga, szlachetność, że jeżeli zachowuje się w taki sposób, to to jest też niezwykłe.
Z moimi pacjentami doszliśmy do wniosku, że to jest raczej perspektywa osób, które nie cierpią, bo oni nie postrzegają tego cierpienia w taki sposób. Im zależy na tym, żeby żyć, żeby być ze swoimi bliskimi, żeby okazywać im przywiązanie, miłość, wdzięczność. I nie wydaje im się to czymś dziwnym, nadmiarowym, szlachetnym, tylko normalnym.
Mam więc kłopot z tym zdaniem. Nie uważam, żeby to do końca była prawda.
Ale żeby nie kończyć tak pesymistycznie, to myślę jednak, że płynie z tego optymistyczny wniosek, że jednak jesteśmy w stanie znieść dużo więcej, niż nam się wydaje.
Dokładnie tak. Jakkolwiek to nazwiemy, czy to jest instynkt przetrwania, czy wola, chęć życia, to robimy co w naszej mocy, co tylko jesteśmy w stanie, żeby uporać się z ogromnym stresem, z ogromnym bólem, z cierpieniem czy z wyzwaniami, bo niektórzy tak to traktują, po to, żeby żyć.
Powiedziała pani, że wolałaby uniknąć recept, ale jednak zapytam o to. Czy możemy zrobić cokolwiek, żeby nasza odporność na sytuacje trudne, na ból, cierpienie rosła?
I tu znowu powiem, że to zależy, tak jak większość psychologów by pewnie odpowiedziała. Myślę, że każdy trochę inaczej postrzega, czym jest dla niego cierpienie. W związku z tym będzie potrzebował trochę innej recepty.
Ale są też badania, które pokazują, że ogromną rolę w znoszeniu różnych dyskomfortów ma wsparcie społeczne. Jeden będzie potrzebował ludzi życzliwych, cierpliwych wokół siebie, a inny będzie potrzebował jednej, jedynej osoby, która da mu to wsparcie, to ciepło, pomoc. Myślę więc, że to jest też coś, co może zmienić odczuwanie cierpienia albo radzenie sobie z nim.
Myślę, że też warto zadbać o komfort i podstawowe potrzeby, o to, żeby dbać o swoje ciało. Jeżeli jesteśmy wypoczęci, wyspani, zdrowo się odżywiamy, mamy kontakt z naturą, to też inaczej postrzegamy pewne rzeczy. Myślę, że to są takie podstawowe recepty.